Zator był gdzieś dalej...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Zszedłem z szosy, przelazłem po desce przez rów i ruszyłem polem po drugiej stronie. Idąc widziałem między drzewami zatrzymaną kolumnę, stojącą na deszczu. Uszedłem z milę. Kolumna nie ruszała z miejsca, chociaż po drugiej stronie szosy widziałem za pojazdami maszerujące oddziały.
Wróciłem do samochodów. Ten zator mógł rozciągać się aż po Udine. Piani spał za kierownicą. Usiadłem przy nim i także zasnąłem. W kilka godzin później usłyszałem, że szofer stojącej przed nami ciężarówki włącza bieg. Obudziłem Pianiego i ruszyliśmy z miejsca, ujechaliśmy kilka metrów, stanęli i znowu ruszyli. Padało ciągle.
Kolumna ponownie utknęła w ciemnościach i zatrzymała się. Wysiadłem i zawróciłem do Ayma i Bonella. W wozie Bonella siedziało dwóch sierżantów saperów. Wyprostowali się, kiedy podszedłem.
– Zostawili ich, żeby coÅ› zrobili z jakimÅ› mostem – powiedziaÅ‚ Bonello. – Nie mogÄ… znaleźć swojej jednostki, wiÄ™c ich zabraÅ‚em na wóz.
– Za pozwoleniem pana porucznika.
– Pozwalam – odparÅ‚em.
– Pan porucznik jest Amerykaninem – wyjaÅ›niÅ‚ Bonello. – Każdego podwiezie.
Jeden z sierżantów uśmiechnął się. Drugi zapytał Bonella czy jestem Włochem z Północnej czy Południowej Ameryki.
– Wcale nie jest WÅ‚ochem. To Anglik północnoamerykaÅ„ski.
Sierżanci zachowywali się uprzejmie, ale nie wierzyli. Zostawiłem ich i poszedłem do Ayma. Siedziały przy nim dwie dziewczyny; on sam odsunął się w kąt i palił papierosa.
– Oj, Barto, Barto? – powiedziaÅ‚em.
Roześmiał się.
– Niech pan do nich zagada, tenente – rzekÅ‚ – bo ja nie mogÄ™ siÄ™ z nimi porozumieć. Hej! – poÅ‚ożyÅ‚ dÅ‚oÅ„ na udzie jednej z dziewczyn i Å›cisnÄ…Å‚ je przyjaźnie. Dziewczyna owinęła siÄ™ szczelniej szalem i odepchnęła jego rÄ™kÄ™. – Hej! – powtórzyÅ‚. – Powiedz panu porucznikowi, jak masz na imiÄ™ i co tu robisz.
Dziewczyna spojrzała na mnie srogo. Druga miała oczy spuszczone. Patrząca na mnie powiedziała coś w dialekcie, z którego nie zrozumiałem ani słowa. Była pulchna, smagła i wyglądała na szesnaście lat.
– Sorella*? – zapytaÅ‚em wskazujÄ…c drugÄ… dziewczynÄ™.
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się.
– W porzÄ…dku – powiedziaÅ‚em i poklepaÅ‚em jÄ… po kolanie. PoczuÅ‚em, że zesztywniaÅ‚a pod moim dotkniÄ™ciem. Jej siostra dalej nie podnosiÅ‚a wzroku. MogÅ‚a być o rok mÅ‚odsza. Aymo poÅ‚ożyÅ‚ dÅ‚oÅ„ na udzie starszej, ale jÄ… odtrÄ…ciÅ‚a. RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™.
– Dobry czÅ‚owiek – rzekÅ‚, wskazujÄ…c na siebie. – Dobry czÅ‚owiek – pokazaÅ‚ na mnie. – Nie martw siÄ™.
Dziewczyna spojrzała na niego surowo. Obie przypominały parkę dzikich ptaków.
– Po co ona ze mnÄ… jedzie, jeżeli jej siÄ™ nie podobam? – zapytaÅ‚ Aymo. – WsiadÅ‚y do wozu, jak tylko na nie kiwnÄ…Å‚em. – ObróciÅ‚ siÄ™ do dziewczyny. – Nie martw siÄ™ – powiedziaÅ‚. – Nie ma niebezpieczeÅ„stwa ...... tu użyÅ‚ wulgarnego sÅ‚owa. Nie ma miejsca na .....
Widziałem, że zrozumiała tylko ten wyraz i nic więcej. Jej oczy spojrzały na Ayma z wielkim przestrachem. Owinęła się szczelniej szalem.
– Wóz peÅ‚ny – mówiÅ‚ Aymo. – Nie ma niebezpieczeÅ„stwa ..... Nie ma miejsca na .....
Za każdym razem, gdy wymawiaÅ‚ to sÅ‚owo, dziewczyna sztywniaÅ‚a coraz bardziej. A później, siedzÄ…c prosto i patrzÄ…c na niego, zaczęła pÅ‚akać. WidziaÅ‚em, że wargi jej zadrżaÅ‚y, potem Å‚zy pociekÅ‚y po krÄ…gÅ‚ych policzkach. Siostra – nadal nie podnoszÄ…c wzroku – wzięła jÄ… za rÄ™kÄ™ i tak siedziaÅ‚y obok siebie. Starsza, która przedtem byÅ‚a taka zadzierzysta, zaczęła szlochać.
– Zdaje siÄ™, że jÄ… nastraszyÅ‚em – powiedziaÅ‚ Aymo. – Wcale tego nie chciaÅ‚em. Bartolomeo wyciÄ…gnÄ…Å‚ chlebak i ukrajaÅ‚ dwa kawaÅ‚ki sera.
– Macie – rzekÅ‚. – PrzestaÅ„cie beczeć. Starsza, wciąż pÅ‚aczÄ…c, potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…, ale mÅ‚odsza wzięła ser i zaczęła jeść. Po chwili daÅ‚a siostrze drugi kawaÅ‚ek i obie zabraÅ‚y siÄ™ do jedzenia. Starsza ciÄ…gle pochlipywaÅ‚a.
– Zaraz siÄ™ uspokoi – powiedziaÅ‚ Aymo. CoÅ› przyszÅ‚o mu do gÅ‚owy.
– Dziewica? – zapytaÅ‚ siedzÄ…cej obok niego dziewczyny. Energicznie przytaknęła gÅ‚owÄ…. – Też dziewica? – pokazaÅ‚ jej siostrÄ™. Obie kiwnęły gÅ‚owami, a starsza powiedziaÅ‚a coÅ› w dialekcie.
– W porzÄ…dku – oÅ›wiadczyÅ‚ Bartolomeo. – W porzÄ…dku.
Obie dziewczyny najwyraźniej się ucieszyły.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….