– Widzi więc pan – ciągnął dalej – że nie staram się pana wprowadzić w błąd...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Proponuję panu spółkę. Będziemy działali wspólnie i podzielimy się zyskiem.
– Uważam, że ma pan za mało danych, żeby sprawę można było poważnie traktować – odparł pogardliwie Silas.
– Za mało? A to? Czy to również nic nie znaczy – zawołał Sarcany, wyciągając z kieszeni kartkę skopiowaną z tajemniczego listu.
Silas obejrzał kartkę uważnie.
– Czy wiesz, co to znaczy?
– Nie wiem, ale będę wiedział. W życiu swoim miałem niejedną depeszę szyfrowaną w ręku i wiem jak się do tego zabrać. O ile się nie mylę, ta do odczytania będzie wymagała siatki albo szachownicy.
– Zgoda. Ale o ile wiem, nie posiadasz pan ani siatki, ani szachownicy.
– Nie mam, ale będę miał.
– Jakim sposobem?
– Jeszcze nie wiem, ale wiem, że będę posiadał.
– No, to ja na pana miejscu nie zadawałbym sobie tyle fatygi.
– A co byś pan zrobił?
– Powtarzam: na pana miejscu poszedłbym do policji tu, w Trieście, i zadenuncjowałbym cały spisek. Zapewne policja wypłaci panu pewne wynagrodzenie pieniężne.
– To nie dla mnie. Muszę najpierw się dowiedzieć, jakiego rodzaju jest to sprzysiężenie i co zawiera ta kartka.
– Cóż panu z tego przyjdzie?
– Będę wiedział, czy zarobię więcej denuncjując, czy stając po stronie spiskowców.
Silas spojrzał na mówiącego i coś, jakby podziw, malowało się w jego małych oczkach. Zdawało się, że nabiera szacunku dla Sarcany'ego, ale był zbyt dobrym finansistą, żeby tak szybko zagrać z przeciwnikiem w otwarte karty. Chciał go wybadać i zmierzyć się z nim. W głębi duszy wolałby całą sprawą zająć się sam i nie potrzebować dzielić zysków z Sarcanym.
– Wszystko to bardzo ładnie, mój panie – odezwał się powoli, zapalając cygaro – ale dlaczego zwraca się pan z tym do mnie? Cóż ja mogę zrobić w związku z całą sprawą?
– Liczę na to, że pan przy swoich stosunkach, potrafi mi ułatwić wejście do domu hrabiego Zathmara. Jest mi obojętne w jakim charakterze, ale muszę być w tym domu, gdyż inaczej nie dowiem się, jakim kluczem należy ten szyfrowany list przeczytać. Od tego właśnie zależy powodzenie naszych interesów.
– Jak to naszych? Żadnych wspólnych interesów nie mamy i mieć nie możemy.
– Owszem. Ja w tej chwili potrzebuję pieniędzy i pan musi mi je dać.
– Nie muszę i nie dam.
– Niech się pan tylko znowu nie unosi. Mówmy spokojnie. Zapewne i pan odczuwa w tych ciężkich czasach brak gotówki. Proszę więc sobie uprzytomnić, że z trzech spiskowców, dwóch jest biednych jak myszy kościelne, ale hrabia Sandorf jest bardzo bogaty, a gdyby chciał nam za milczenie zapłacić, nasz kryzys pieniężny minąłby bezpowrotnie.
– A ja panu powiem, że najlepiej byś zrobił opuszczając natychmiast ten pokój.
– Ani mi się śni.
– Wyjdź natychmiast!
– Nie wyjdę.
Nagle u drzwi rozległo się dyskretne pukanie i woźny wszedł do gabinetu bankiera.
– Jaśnie wielmożny hrabia Sandorf prosi o chwilę rozmowy z panem.
– A to jednak znamy się z hrabią – szepnął Sarcany.
– Dlaczegoś mi pan tego nie powiedział?
– Sarcany wyjdź natychmiast – syknął bankier.
– Nie wyjdę! Posłucham, jakie to tajemnice macie ze sobą do omówienia. A może i pan bankier do sprzysiężenia należy. Zaraz się dowiemy.
To mówiąc, jednym skokiem ukrył się w pokoju przylegającym do gabinetu Toronthala i szczelnie zasunął portierę.
W parę chwil później hrabia Sandorf wchodził do gabinetu bankiera.
Silas zerwał się na jego widok i przywitał uniżonym ukłonem.
– A cóż za miły i niespodziewany gość – wołał, podsuwając hrabiemu fotel. – Nie sądziłem, że pan hrabia już zdążył powrócić. Jakże się udała podróż?
– Dziękuję panu. Pilno mi było podziękować panu za przechowanie mojego depozytu i uwolnić pana od kłopotu opiekowania się nim.
– Mam zaszczyt zwrócić uwagę pana hrabiego, że dziś czasy są ciężkie i trudno jest o pieniądze, które by nie pracowały, a leżały bezczynnie w banku.
– Jak to? Przecież składając w pana banku wiadomą nam sumę, wyraźnie i kilkakrotnie zastrzegłem, że jest to tylko czasowy depozyt, który zamierzam podjąć w najbliższej przyszłości!
– Czyżby pan hrabia był niezadowolony z wysokości procentu? Możemy go podnieść. A czasy są tak niespokojne, można się spodziewać jak najgorszych rzeczy...
– Jak to? Czyżby się na coś zanosiło? Czy mówią o czymś? Oczy Silasa badały uważnie twarz hrabiego.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.