Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Nie chciał się z nią spierać przez telefon, lecz coraz bardziej niepokoiły go poczynania córki. Miał także dosyć ciągłego towarzystwa jakichś podejrzanych typków, którzy nieodmiennie go obserwowali, czy to wychodził na zakupy, czy jechał do swojego gabinetu w Pontificia Universidade Católica. Przyglądał im się przy każdej okazji, gdyż nie odstępowali go ani na krok. Nadał nawet pseudonimy poszczególnym agentom. Od wyjazdu Evy rozmawiał kilkakrotnie z dozorcą domu, w którym mieszkała, i tamten przyznał, że również zwrócił na nich uwagę. Tego dnia ostatni jego wykład z teorii filozofów niemieckich skończył się o trzynastej. Później Miranda rozmawiał przez pół godziny w swoim gabinecie z pewnym zagrożonym studentem, wreszcie wyszedł z uczelni. Padało, a on nie wziął z domu parasola. Na szczęście zaparkował samochód na niewielkim placyku zarezerwowanym dla wykładowców tuż obok tylnego wyjścia z gmachu. Osmar już czekał na niego. Profesor ruszył energicznym krokiem od drzwi, nisko pochyliwszy głowę, którą osłonił od deszczu gazetą. Myślami musiał błą- dzić gdzieś daleko, gdyż minąwszy drzewo na skraju chodnika, wdepnął w wielką 198 kałużę przy krawężniku. Nie zwrócił uwagi na czerwonego fiata furgonetkę, stojącego obok jego auta. Tuż przed nim kierowca wysiadł z szoferki i otworzył tylne drzwi. Miranda zdawał się go w ogóle nie dostrzegać. Sięgał już po kluczyki od samochodu, kiedy Osmar energicznie pociągnął go w bok i brutalnie wepchnął do furgonetki. Aktówka profesora wylądowała na asfalcie. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. W ciemności Paulo poczuł, że ktoś przystawił mu broń do skroni. Szeptem nakazano mu zachować milczenie. Na parkingu pozostał jego wóz z otwartymi drzwiami i kluczykami tkwiącymi w zamku. Papiery z aktówki rozrzucono po placu od przedniego koła po tylny zderzak. Furgonetka szybko odjechała. Anonimowy rozmówca przez telefon zawiadomił policję o porwaniu. Tymczasem Paulo po półtoragodzinnej podróży znalazł się poza miastem, cho- ciaż nie miał najmniejszego pojęcia, w jakim kierunku go wywożą. W pozba- wionej okien przestrzeni panował zaduch. Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności, zdołał rozróżnić sylwetki dwóch pilnujących go, uzbrojonych męż- czyzn. W końcu zajechali przed jakieś wiejskie zabudowania i został wyciągnięty na zewnątrz. Umieszczono go na tyłach domu, w saloniku wyposażonym w telewizor, sąsiadującym z jednej strony z sypialnią, z drugiej z łazienką. Lodówka była wypełniona zapasami żywności. Porywacze oznajmili mu, iż może się nie lękać o swoje życie, dopóki będzie rozsądny i nie spróbuje ucieczki. Zapowiedziano też, że pozostanie tu mniej więcej przez tydzień, jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego. Miranda zamknął drzwi pokoju od środka i wyjrzał przez okno. Pod pobli- skim drzewem siedzieli dwaj mężczyźni. Popijali herbatę. O pień stały oparte ich pistolety maszynowe. Anonimową wiadomość o porwaniu przekazano również mieszkającemu w Rio synowi profesora, dozorcy budynku, w którym mieszkała Eva, jej wspólnikom z kancelarii oraz najbliższej przyjaciółce pracującej w agencji turystycznej. W każdym wypadku informacja brzmiała tak samo: Paulo Miranda został upro- wadzony, policja już wszczęła dochodzenie. Eva zatrzymała się na kilka dni w Nowym Jorku, w hotelu „Pierre”. Robi- ła zakupy w ekskluzywnych salonach przy Fifth Avenue, spędzała wiele godzin w salach muzealnych. Zgodnie z instrukcjami powinna ciągle zmieniać miejsce pobytu, od czasu do czasu zatrzymując się w Nowym Orleanie. Do tej pory przekazała trzy listy do Patricka i otrzymała od niego dwa, przy czym funkcję listo-nosza zawsze pełnił Sandy McDermott. Wszystko wskazywało na to, że mimo fizycznych urazów Lanigan zachował klarowność myśli. Wciąż tak samo trosz- czył się o drobiazgi, toteż jego listy zawierały głównie szczegółowe polecenia, 199 dalsze plany oraz schematy postępowania na wypadek takiego czy innego biegu zdarzeń. Zadzwoniła do ojca, ale nikt nie podniósł słuchawki. Wybrała więc numer swego brata i odebrała przerażającą wiadomość. Tamten nalegał na jej natychmiastowy powrót do kraju. Zdawała sobie sprawę, że nieprzywykły do codziennego stresu brat popadł w panikę. Zawsze łatwo się poddawał, wszelkie trudne decyzje w rodzinie musiała podejmować sama. Rozmowa trwała niemal pół godziny, w tym czasie Eva próbowała bezskutecznie uspokoić brata. Dodatkowo działała na nią kojąco informacja, iż porywacze dotąd nie zgłosili żadnych żądań, w ogóle nie nawiązali kontaktu. Wbrew surowym zakazom zadzwoniła następnie do Patricka. Zaledwie we-
|
Wątki
|