ďťż
Jak ciÄ zĹapiÄ
, to znaczy, Ĺźe oszukiwaĹeĹ. Jak nie, to znaczy, Ĺźe posĹuĹźyĹeĹ siÄ odpowiedniÄ
taktykÄ
.
Nie wyczuł jednak nic,
co mogłoby wskazywać na jego obecnoć. Tym niemniej wiedział dobrze, że nie jest to żaden dowód nieobecnoci druha, bo przecież w wiecie równań także nie odczuwał jego bliskoci. W tym momencie rozległo się pukanie. Tennyson otrzšsnšł się z zamylenia. Na chwilę zapadła cisza, po czym pukanie znowu zmšciło poranny spokój. Na poczštku Tennyson zupełnie nie mógł rozpoznać z jakiego kierunku dochodziły dwięki, wkrótce jednak zorientował się, że kto puka do drzwi. Usiadł raptownie na brzegu łóżka szukajšc bosymi stopami kapci, które powinny znajdować się gdzie niedaleko. Jill obudziła się i pytajšco mruknęła co do niego. - Wszystko w porzšdku - odparł. - pij spokojnie. Pójdę zobaczyć, kto to. Nie udało mu się znaleć kapci, więc wstał i boso ruszył do pokoju dziennego. Zamknšł za sobš drzwi do sypialni. Przez dłuższš chwilę nie słyszał pukania, lecz w tym momencie znów się rozległo. Tennyson nie włšczajšc wiatła przeszedł przez pokój dzienny potršcajšc krzesła i stoły. Kiedy otworzył drzwi, przez moment nie był w stanie rozpoznać stojšcego w progu człowieka, dopiero póniej zorientował się, że był to Ecuyer. Przepraszam, Jason, wiem, że nie jest to najodpowiedniejsza pora... Nie ma sprawy - przerwał mu doktor. - Nie spałem już. Leżałem tylko i rozmylałem. Za chwilę będę gotów. Mógłby mi dać co do picia? Może masz trochę brandy? Pewnie - umiechnšł się Tennyson. - Usišd przed kominkiem, dorzucę jeszcze trochę do ognia. Zamknšł drzwi i uważnie przyjrzał się Ecuyerowi. Spostrzegł, że był on ubrany w lune spodnie i sportowš kurtkę. Wczenie wstałe - rzekł głono. - A może wcale się nie kładłe? Rzeczywicie, nie spałem dzisiaj - odpowiedział Ecuyer docierajšc wreszcie do kanapy przed kominkiem i siadajšc na niej ciężko. Tennyson odnalazł brandy i nalał Ecuyerowi dużš porcję. Wyglšdasz na zmęczonego. Bo jestem wykończony - westchnšł Ecuyer. - Stało się co strasznego. Co, co nie przydarzyło nam się nigdy przedtem. W każdym razie ja o niczym takim nie słyszałem. Tennyson dorzucił drewna do kominka, podszedł do kanapy i usiadł obok Ecuyera. Bose stopy oparł na stoliku do kawy. Poruszał palcami. Miłe ciepło ognia ogrzewało podeszwy. Ecuyer wypił jeszcze jeden duży łyk brandy. A ty nie pijesz? - spytał. Tennyson pokiwał przeczšco głowš. Dla mnie za wczenie. Rzeczywicie. Ale co tam, co siebie będę żałował, przecież w ogóle nie spałem... - znowu pocišgnšł z kieliszka. Ale chyba przyszedłe po to, żeby mi o czym powiedzieć, prawda? - spytał Tennyson. - Wyranie ci to nie idzie. Jeli zmieniłe zdanie, to nie ma sprawy... Nie, trudno mi tylko zebrać się w sobie, ale... musisz to wiedzieć. Chociaż to dosyć przykra sprawa. Tennyson nie odrzekł nic, oczekujšc na cišg dalszy. Ecuyer rozpoczšł opowieć upijajšc co chwila trochę brandy. Od dłuższego czasu odkładałem na póniej obejrzenie drugiej kostki z Nieba. Jak wiesz, ostatnio zdobyłem się wreszcie na zrobienie tego. Pytałe mnie zresztš o to. Powiedz mi, Jason, czy obejrzałe w końcu pierwszš kostkę z Nieba? Nie, jako nie mogłem się do tego zmusić. Może się bałem. Sama myl o zrobieniu tego wywoływała we mnie dreszcz zgrozy. Ale powinienem był to zrobić. Być może odnalazłbym co, co pomogłoby mi szybciej wyleczyć Mary. Tak samo włanie czułem się przed obejrzeniem drugiej kostki - rzekł Ecuyer. - Cišgle odkładałem to na póniej znajdujšc coraz to nowsze powody uzasadniajšce zwłokę. Chyba po prostu bałem się tego, co tam ujrzę. Nie wiem zresztš. Starałem się przeanalizować moje postępowanie, ale nie doszedłem do żadnych konkretnych wniosków. I w końcu, wczoraj wieczorem zdecydowałem się. Więc widziałe jš? Nie, Jason, nie widziałem. Czemu nie? Nie powiesz mi chyba, że stchórzyłe w ostatnim momencie? Nie o to chodzi. Nie znalazłem kostki. Jak to - nie znalazłe kostki? Po prostu. Nie ma jej. Nie ma jej tam, gdzie jš odłożylimy. O miejscu ukrycia wiedziałem tylko ja i stary Ezra. Znasz Ezrę, to robot obsługujšcy archiwa. Tak, znam. Postępował zgodnie z procedurš. Zawsze tak robił. Dotychczas nigdy niczego nie przeoczył. Zawsze wykonuje dokładnie to, czego się od niego wymaga. Przecież pracuję z nim od wielu lat i powierzyłbym mu własne życie.
|
WÄ
tki
|