uśmiechu na obliczu Idaho...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

- Wyciągnij nóż, ty mentackie łajno! - zagrzmiał. Idaho roześmiał się, a potem uderzył
Stilgara dwa razy w twarz. Fremen zawył i wbił nóż w brzuch Idaho.
Mentat zatoczył się, krzywiąc usta w uśmiechu. Wściekłość Stilgara rozpłynęła się w
nagłym lodowatym wstrząsie.
- Dwie śmierci dla Atrydów - wychrypiał Idaho. - Druga lepsza od pierwszej.
Zatoczył się w bok i upadł twarzą na skalną posadzkę. Krew ciekła mu z otwartej rany.
Stilgar spojrzał w dół i głęboko wciągnął powietrze. Małżonek Alii, Łona Niebios, zginął
z jego ręki. Mógł twierdzić, że bronił honoru naiba, że nie chciał złamać przyobiecanej
neutralności, ale tym trupem był Duncan Idaho. Żadne możliwe argumenty, żadne okoliczności
łagodzące nie mogły zmazać tego czynu. Gdyby nawet Alia po cichu zaaprobowała to, co zrobił,
to i tak publicznie musiałaby odpowiedzieć zemstą. Była przecież Fremenką. By władać
Fremenami, nawet w najmniejszym stopniu nie mogła być nikim innym.
Dopiero teraz Stilgar zrozumiał, że do takiej właśnie sytuacji dążył Idaho.
Podniósł oczy i ujrzał przerażoną twarz Hary, jego drugiej żony, spoglądającej z głębi
zacieśniającego się tłumu. W którąkolwiek stronę popatrzył, wszędzie widział twarze o takim
samym wyrazie: szoku i obawy następstw.
Stilgar wyprostował się, wytarł ostrze o rękaw i schował je. Przemówił obojętnym tonem:
- Ci, którzy idą ze mną, niech się od razu pakują. Wyślijcie mężczyzn, by przywołali
czerwie.
- Dokąd idziesz, Stilgar? - zapytała Hara.
- Na pustynię.
- Pójdę z tobą - powiedziała.
- Oczywiście, że pójdziesz ze mną. Wszystkie moje żony tak zrobią. Ghanima również.
Przyprowadź ją, Haro. Natychmiast.
- Tak, Stilgar, natychmiast... - zawahała się. - A Irulana?
- Jeżeli zechce.
- Tak, mężu. - Wciąż się wahała. - Bierzesz Ghanię jako zakładniczkę?
- Zakładniczkę? - Zdziwiła go ta myśl.
"Jeżeli mentat miał rację, jestem jedyną nadzieją Ghani" - pomyślał i przypomniał sobie
słowa Leto: "Strzeż się Alii. Musisz zabrać Ghanimę i uciekać".
Dzięki Fremenom wszyscy planetolodzy uważali życie za pewien rodzaj
energii i poszukiwali dominujących w nim powiązań. W małych porcjach,
fragmentach i częściach fremeńska mądrość plemienna przekładana jest na
nowe pewniki. To, co Fremeni posiadali w sobie jako lud, mogą mieć wszyscy.
Należy jedynie rozwinąć zmysł powiązań energetycznych. Należy jedynie
obserwować, jak energia przesyca rzeczy i jak je tworzy.
"Katastrofa arrakańska" według Harq al-Ady
Sicz Tueka leżała na wewnętrznej grani Nibymuru. Halleck stał w cieniu kamiennej
skarpy osłaniającej wejście do siczy. Czekał, aż ci wewnątrz zdecydują się, czy udzielić mu
schronienia. Odwrócił wzrok ku pustyni i spojrzał na szarobłękitne poranne niebo. Przemytnicy
zdumieli się, że on, przybysz z innego świata, pochwycił czerwia i przyjechał tu na nim. Ale
Hallecka również zdziwiła ich reakcja. Czyż było to takie trudne dla kogoś, kto wiele razy
widział, jak to robiono?
Halleck skupił uwagę na pustyni, srebrnej od lśniących skał i szarozielonej od pól, na
których woda sprawiła cud. Nagle zdał sobie sprawę z kruchości nagromadzonej na planecie
energii. Życie wciąż było zagrożone w całości przez niespodziewaną zmianę w planie
przekształcenia.
Wiedział, co wywołało jego reakcję. Pojemniki z martwymi piaskopływakami
transportowano do siczy, by odzyskać ich wodę. Tysiące stworzeń - martwych. Zjawiły się, by
zebrać przelaną wodę. To właśnie utrata wody spowodowała u Hallecka gonitwę myśli.
Spojrzał na kanat, w którym nie płynął już cenny płyn. Widział dziury w kamiennym
murze, przez które wylała się woda. Niektóre ciągnęły się przez dwadzieścia metrów
najpodatniejszych na zniszczenie odcinków kanatu. W tych miejscach miękki piach prowadził do
zagłębień pełnych wchłoniętej wody. Wilgotne doły roiły się od piaskopływaków. Dzieci z siczy
chwytały je i zabijały.
Nad uszkodzonymi ścianami kanatu pracowały ekipy naprawcze. Inne zanosiły
minimalne ilości wody do nawodnienia najbardziej potrzebujących roślin. Ujęcie wodne
gigantycznego zbiornika pod oddzielaczem wiatru siczy Tueka zostało odłączone, by zapobiec
wylewaniu się jej przez zniszczony kanat. Woda do nawilżania pochodziła z zanikających kałuż
na jego dnie.
Metalowa konstrukcja grodzi zgrzytała w narastającym cieple dnia. Halleck stwierdził, że
wpatruje się w najdalszy zakręt kanatu, w miejsce, w którym woda sięgała najzuchwalej w głąb
pustyni. Planiści z siczy, mając nadzieję na wyhodowanie zieleńca, zasadzili tam specjalny rodzaj
drzewa. Teraz było ono skazane na śmierć, o ile nie przywróci się szybko obiegu wody. Halleck
patrzył na powiewające listowie wierzby, postrzępione przez wiatr i piach. Dla niego drzewo to
symbolizowało nową rzeczywistość: jego i Arrakis.
"Oboje jesteśmy tu obcy".
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.