Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— Musimy już wychodzić — zauważył Hugo, idąc za Pippą do hallu. — Jeremy! — krzyknął w stronę schodów. — Hej, Jeremy! — Idę! — odezwał się tamten z góry. Wkrótce zjawił się w salonie, niosąc kij golfowy. — Henry powinien niedługo wrócić — mruknęła Klarysa, bardziej do siebie niż do pozostałych. — Wyjdźmy lepiej tędy, będzie bliżej — zachęcał Hugo Jeremy’ego, kierując się ku drzwiom ogrodowym. — Dobranoc, Klaryso, dzięki, żeś z nami wytrzymała tyle czasu. Ja pewnie prosto z klubu wrócę do domu, ale “obiecuję odesłać twoich gości w stanie nienaruszonym. — Dobranoc, Klaryso — powtórzył za nim Jeremy i obaj panowie wyszli. Klarysa pomachała im ręką. Sir Rowland stanął przy niej i objął ją serdecznie. — Dobranoc, kochanie. Prawdopodobnie nie zjawimy się przed północą. Klarysa odprowadziła go do wyjścia. — Jest naprawdę ładny wieczór. Przejdę się z tobą do bramy klubu. Podążyli spacerkiem przez ogród, nie próbując dogonić tamtych. — Kiedy spodziewasz się Henry’ego? — zapytał sir Rowland. — Och, sama nie wiem, pewnie niedługo. Tak czy inaczej spędzimy razem spokojny wieczór, zjemy coś na zimno i wcześnie się położymy. — Tak, tak, absolutnie na nas nie czekajcie. Szli w milczeniu aż do bramy klubu. — No to do widzenia, mój drogi. Pewnie zobaczymy się przy śniadaniu. Sir Rowland cmoknął ją czule w policzek i pomaszerował za swymi towarzyszami, Klarysa zaś zawróciła ku domówi. Wieczór rzeczywiście był przyjemny, więc szła wolno, przystając czasem, by nacieszyć się widokiem i zapachami ogrodu, a także rozmyślając o różnych sprawach. Na wspomnienie panny Peake i jej brokułów zachichotała cichutko. Ku swemu zaskoczeniu uśmiechnęła się także na myśl o niezgrabnych zalotach Jeremy’ego. Ciekawe, czy to było na serio? W miarę jak zbliżała się do domu, nabierała coraz większej ochoty na spokojny wieczór w towarzystwie męża. Rozdział V Kilka minut po wyjściu Klarysy i sir Rowlanda w pokoju pojawił się Elgin z tacą wypełnioną drinkami. Kiedy już wszystko ustawił na stoliku, zadźwięczał dzwonek u frontowego wejścia. Kamerdyner wyszedł do hallu i otworzył drzwi ciemnowłosemu mężczyźnie o nieco teatralnym typie urody. — Dobry wieczór panu. — Dobry wieczór. Przyszedłem zobaczyć się z panią Brown. — Ach tak, proszę wejść. Kogo mam zaanonsować? — Nazywam się Costello. — Tędy proszę. — Elgin poprowadził gościa przez hali i stanąwszy z boku, zaczekał, aż ten wejdzie do salonu. — Zechce pan spocząć. Pani jest w domu, zaraz jej poszukam. — Już w drodze do drzwi obejrzał się i upewnił: — Pan Costello, tak? — Tak jest. Oliver Costello. — Doskonale, proszę pana — mruknął Elgin i opuścił pokój. Pozostawiony samemu sobie gość rozejrzał się uważnie. Podszedł najpierw do drzwi biblioteki, potem do tych z hallu. Na koniec pochylił się nad biurkiem, ale szybko odskoczył, spłoszony jakimś szmerem. Kiedy z ogrodu nadeszła Klarysa, stał pośrodku pokoju. Widok pani domu wyraźnie go zaskoczył. To ona odezwała się pierwsza. — Ty? — spytała z najwyższym zdumieniem. — Klarysa? Co ty tu robisz? — wykrzyknął nie mniej zdumiony Costello. — To dość głupie pytanie, nie sądzisz? Jestem u siebie. — To twój dom? — spytał z niedowierzaniem. — Nie udawaj, że nie wiesz — rzuciła ostro. Costello wpatrywał się w nią w milczeniu. Po chwili zmienił ton. — Cóż za urocza siedziba — zauważył. — Dawniej należała do starego… jak mu tam, no, tego handlarza antykami, czyż nie? Kiedyś mnie tu przywiózł, żeby mi pokazać parę krzeseł w stylu Ludwika XV. — Wyjął papierośnicę. — Zapalisz? — Nie, dziękuję — odmówiła szorstko, po czym dodała: — Lepiej już sobie idź. Mój mąż wróci lada chwila i nie sądzę, by ucieszyła go twoja wizyta. Costello stanął za fotelem i odrzekł z dość obraźliwym rozbawieniem: — Ale tak naprawdę to właśnie o niego mi chodzi. Musimy uzgodnić pewne sprawy. — Jakie sprawy? — zdziwiła się Klarysa. — Związane z Pippą. Miranda nie ma nic przeciwko temu, żeby jej córka spędzała z Henrym część letnich wakacji i może tydzień w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Ale poza tym… — Co masz na myśli? Pippy dom jest tutaj. Costello krążył niby przypadkiem koło tacy z drinkami.
|
Wątki
|