- Dzień dobry, Mauree - powiedział z uśmiechem, który skruszał skorupę szronu na Jego brodzie...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Pogrążona w rozmyślaniach Mauree lekko drgnęła. Pojawienie się Galena wyraźnie ja zaskoczyło i przez kilka sekund siedziała wzburzona z otwartymi ustami, jakby zobaczyła przed sobą ducha. Była bardzo blada, wargi miała zsiniałe i spękane od chłodu.
- No co tam, Mauree? - wesoło rzucił Carry.
Nagle stwierdził, że jest w dobrym humorze. Od rana szukał jakiejś przyjaznej twarzy i oto szczęście mu dopisało: spotkał tu Mauree.
A twarz Mauree była twarzą przyjazną.
Zrazu odniósł wrażenie, że Mauree wstanie i rzuci mu się w ramiona. Było to coś więcej niż wrażenie: pewność, że tak postąpi, choć nie rozumiał dlaczego - jak gdyby czytał w jej wzburzonych myślach. Ale nie posiadał Daru telepatii, nie posiadała go również Mauree - oboje byli rekonesantami. Nie potrafił przeanalizować tego dziwnego wrażenia, które zresztą powoli się rozpłynęło, zostawiając jednak niezatarty ślad i przyćmiewając jego dobry humor.
- Carry! - szepnęła Mauree w obłoku pary.
Nie widział jej oczu za ciemnymi okularami. Wymówiła jego imię tonem ni to pytającym (To ty, Carry?), ni to oznajmującym (Jesteś tu, Carry!). Lekki rumieniec zabarwił jej wystające policzki, podkreślając czarną przepaść nieobecnego spojrzenia.
- Mogę...? - zapytał, ruchem brody wskazując ławkę.
- Naturalnie, Carry.
Usiadł. Plastykowe listwy jęknęły pod jego ciężarem. Wyjął z kieszeni cygaretki i zerwał celofan opasujący pudełko. Mróz natychmiast uszczypnął go w palce. Poczęstował Mauree, odmówiła, wziął dla siebie cygaretkę. Spostrzegł się, że nie ma zapalniczki. Mauree podsunęła mu płomień małego damskiego “pstrykacza".
Carry palił chwilę w milczeniu, oczyma wodząc po majestatycznej panoramie. Dokładnie na wprost wystrzelała samotna iglica, niby wspornik podtrzymujący pokrywę błękitnego nieba, które w górze, całkiem blisko, zamykało świat. Spojrzenie Mauree zza ciemnych szkieł przenosiło się nerwowo z Galena na krajobraz, by znowu spocząć na Golenie. Zastanawiał się, od jak dawna nie widział Mauree. Ostatnio spotkali się zapewne jeszcze przed seansem. Kiedy dokładnie? Tego nie pamiętał.
- Sporo czasu upłynęło, prawda? - powiedział patrząc na nią zmrużonymi oczyma.
Przytaknęła szybkim ruchem głowy. Zdawała się z wolna uspokajać.
“Co jest nie w porządku, Mauree?" - zapytał w myślach Carry.
Nie odważył się głośno o to zapytać. Może Mauree też jest po seansie? l przebywa teraz na rekonwalescencji. A może (Carry zadygotał pod wpływem wewnętrznego wstrząsu; wstrząs ten potężniał w nim, wzbierał powoli, aż z cygaretki, którą trzymał między wargami, posypał się popiół na klapę futra)... może w jej przypadku nie wszystko się udało?
- Jestem rada, że cię widzę, Carry - powiedziała. Jej głos drżał, ale mimo wszystko przyjemnie było to słyszeć.
- Ja także. Mój seans zakończył się wczoraj. Nie, przedwczoraj. Dokładnie piątego.
- Dzisiaj mamy siódmego.
- Tak, właśnie.
- I wszystko w porzÄ…dku, Carry?
Odpowiedział twierdząco, przybierając pogodny wyraz twarzy.
- A u ciebie, Mauree? - spytał z kolei.
- Wszystko w porządku - zapewniła.
- Ty także miałaś seans?
Mauree, najwyraźniej zdumiona, otworzyła usta i znów pobladła.
- Ja, seans?
- Tak - rzekł Carry. - Czy oni korzystali ostatnio z twojego Daru?
Skinęła głową - był to nerwowy tik, nad którym chyba nie mogła zapanować. Spojrzała na bryły skał i na błękitne niebo. Próbowała się uśmiechnąć.
- Korzystali, tak, to właściwe słowo - powiedziała. - Ostatnio, tak. Ale może nie tak, jak sądzisz...
- Wygląda na to, że nie czujesz się zbyt dobrze, Mauree... Wolisz, żebym zostawił cię w spokoju?
- Nie, wręcz przeciwnie, Carry, wręcz przeciwnie... Nie. Chyba plotę głupstwa.
Carry pokiwał głową. Znów trochę popiołu odpadło od cygaretki.
- Nie rozumiem - rzekł. - Nie rozumiem, co chcesz powiedzieć.
- Nigdy nic nie rozumiemy - gorzko uśmiechnęła się Mauree.
Nie czuła się najlepiej, to fakt. Carry zaczął żałować, że me sprawdził jej kartoteki, mógłby dowiedzieć się dokładnie, czy Mauree miała seans i w jakim stanie go zakończyła - nie wolno mu było zajrzeć do jej biuletynu ZRU, ale mógł przynajmniej zasięgnąć kilku niedyskretnych informacji od Baqueza, chociażby tylko po to, by wiedzieć, czy jest z nią naprawdę dobrze, czy też naprawdę źle... Ale dlaczego miałby się szczególnie niepokoić losem Mauree? Nie zastanawiał się nad tym. Gdy szukał jakiejś sympatycznej, znajomej osoby, nawet nie pomyślał o Mauree. O Mauree nigdy naprawdę nie myślał - od czasu do czasu przebywał w jej towarzystwie i były to miłe chwile. Fajna dziewczyna.
“Przyjaciółka - pomyślał Carry - może jedyna prawdziwa przyjaciółka wśród kilkuset osób znajdujących się w tej Bazie". (Przypomniał sobie zdanie wypowiedziane wczoraj przez barmana na temat “pewnej Amerykaneczki", którą często z nim widywano. Coś w tym sensie... Naturalnie powstrzymanie plotek było niemożliwe - a zresztą co go te plotki obchodzą?...)
W tej chwili Mauree była przygnębiona.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….