Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Tak nie można, proszę wracać na swoje miejsca. Chciałbym kontynuować naradę. Zostaw mi tę książkę - zwrócił się do mnie - przejrzę ją i za kilka dni dam ci odpowiedź.
- Dzięki. Jestem ci jeszcze potrzebna? - Jak chcesz, możesz zostać, to dotyczy naszej agencji. Po spotkaniu Władek poprosił mnie, abym poświęciła mu jeszcze kilka minut. - Co cię napadło z tym Adamem? Nigdy taka nie byłaś. - Ostatnio niespecjalnie mi się układa i czasami nie panuję nad sobą. A ponadto nie lubię Adama. - No widzisz, a Ewka jest w nim zakochana po uszy. Ech, wy, kobiety - westchnął. - Bo jest głupia. Adam ma coś na sumieniu i wszędzie wtyka swój nochal. - Nie przesadzaj. Jest dobrym pracownikiem. Ale chciałem cię spytać o coś innego. Jak się sprawuje nowa maszynistka? Roześmiałam się. - No widzisz, Władziu, ja właśnie przyszłam do ciebie również po to, aby poinformować cię, że przeprowadziłam z nią poważną i chyba ostateczną rozmowę na temat jej podejścia do pracy. Jeżeli to nie poskutkuje, jutro na swoim biurku znajdziesz wniosek o natychmiastowe wywalenie jej z naszego zespołu. - Jest aż tak źle? - zdziwił się, ale nie zauważyłam, żeby zbytnio się przejął. - Jest jeszcze gorzej. Skąd ty ją właściwie wytrzasnąłeś? - Nie pamiętam. Adam mi ją chyba polecił - odpowiedział wykrętnie. - Adam ci ją polecił? - powtórzyłam i zaczęłam się śmiać. -No jasne, powinnam od razu się domyślić. - O czym ty mówisz? - Władek nic nie rozumiał. - Władeczku - podeszłam do niego - gdyby mi się cokolwiek stało, skontaktuj się zaraz z moim Andrzejem. I nie pytaj dlaczego, bo i tak nie mogę ci teraz nic powiedzieć. Złapał mnie za rękę. - Ale co się ma stać? - Nie wiem, może mnie przejechać samochód na przykład. A teraz puść mnie, bo coś mi się wydaje, że ta małpa korzysta z mojej nieobecności. Szłam powoli korytarzem w stronę swojego pokoju. W ciągu jednej chwili wszystko stało się dla mnie jasne. To Adam napuścił na mnie Zośkę. Tyle się ona znała na pisaniu na maszynie, co ja na haftowaniu. Dlatego nie chciała ze mną walczyć, wiedziała, że zrobi to ktoś inny, kiedy nadejdzie odpowiednia pora. A ponieważ zagroziłam jej zwolnieniem, musiała nie zważając na okoliczności wypełnić swoją misję. Już nie miała nic do stracenia. Za to ja czułam się coraz bardziej osaczona. Wsunęłam się do pokoju i cichutko zamknęłam drzwi. Zosia oczywiście grzebała w mojej torebce. - Znalazłaś coś ciekawego? - spytałam. Odskoczyła gwałtownie, ale nie sprawiała wrażenia wystraszonej. Spokojnie zamknęła torbę i odłożyła ją na bok. - Kto cię przysłał? Popatrzyła na mnie wyzywająco. - Nikt. - Adam kazał ci przeszukać moje rzeczy? - pytałam. Milczała. - W takim razie ja ci powiem. Wysłali cię tutaj, abyś mnie szpiegowała, ale chyba nie bardzo ci się to udało. Marnujesz czas na przetrząsanie mojej torby, tam naprawdę nic nie ma. Bądź więc tak uprzejma i wynieś się z mojego pokoju natychmiast. A swojemu szefowi powiedz, żeby następnym razem przysłał kogoś sprytniejszego. Zośka przez cały czas nie spuszczała ze mnie wzroku, nawet idąc w stronę drzwi. To było niesamowite, jak ta dziewczyna potrafiła do końca zachować zimną krew. Zatrzymała się jeszcze na chwilę i uśmiechnęła z politowaniem. - Sama jest sobie pani winna. Za szybko pani wróciła do pokoju. Mogą być z tego jeszcze kłopoty. - Żegnam - powiedziałam wyniośle. Dwie rozmowy z tą głupią gęsią w ciągu jednego dnia to było trochę za dużo jak dla mnie. Znowu sięgnęłam po papierosa; nieco mnie uspokoił, ale nie potrafiłam przestać o tym myśleć. A ponieważ odejście Zośki oznaczało też przejęcie przeze mnie jej obowiązków, zabrałam się od razu do pracy. To była najlepsza metoda, aby zająć myśli czymś innym. Nie wiem, ile czasu spędziłam przy maszynie, ale oderwał mnie od niej dopiero dzwoniący telefon. Zmroziło mnie, gdy usłyszałam Andrzeja, który sycząc oświadczył, że dzwoni z budki telefonicznej w pobliżu domu Stasi. W ciągu minuty siedziałam w samochodzie i pędziłam do niego. Na śmierć zapomniałam, że to właśnie na dziś umówiliśmy się na pierwszą wizytę. Andrzej czekał z bukietem czerwonych róż i morderczym wyrazem twarzy. - Jak ty wyglądasz, dlaczego się nie przebrałaś? - spytał ostro. - Daj mi spokój - machnęłam ręką. - Gdybyś wiedział, co ja dziś przeżyłam... - A co ja przeżywam od tygodnia? - wpadł mi w słowo. - Miałaś mnie przygotować na to spotkanie. - Dasz sobie radę. - Ruszyłam w stronę bramy. - Gorzej, że jesteśmy poważnie spóźnieni. - Całą winę zwalę na ciebie - szeptał złowieszczo, przeskakując po dwa schodki. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. - Popraw krawat i przygładź włosy - poradziłam. - Weź głęboki oddech i rozluźnij się. - A ty się odczep - warknął. Przycisnęłam guzik dzwonka i po chwili drzwi otworzył dziadek, który wprowadził nas do ogromnego przedpokoju. - Wchodźcie kochani, proszę, wszyscy już czekają. Weszliśmy do pokoju. Wokół zastawionego różnymi smakołykami stołu siedział klan Bieńkowskich. W ostatniej chwili zauważyłam Wiktorię, zwaną pieszczotliwie Nionią, która była córką brata mojego pradziadka. Podeszłam do niej, żeby się przywitać, a ponieważ była głuchawa, ryknęłam jej pełną piersią do prawego ucha: - Bardzo się cieszę, że ciocię widzę! O mało nie spadła z krzesła. - Kochanieńka, nie krzycz tak. Ja na to ucho całkiem nieźle słyszę, to lewe jest słabsze. Zawsze mi się to myliło, tym bardziej, że jej mąż, świętej pamięci Kazimierz, też był przygłuchy, tylko jakoś odwrotnie. Wróciłam do Andrzeja, który nadal stał na środku pokoju i z dumą powiedziałam: - To jest właśnie Andrzej Poniatowski. Mój mężczyzna ukłonił się pięknie i wręczył Stasi kwiaty. Uśmiechnęła się szelmowsko i trąciła łokciem Nionię. Chwilę później Andrzej został przedstawiony pozostałym członkom rodziny. - Proszę, siadajcie kochani - zapraszała nas do stołu Stasia. -Chcę ci tylko Aniu przypomnieć, że umówieni byliśmy na osiemnastą... - Wiem i bardzo przepraszam, ale zatrzymano mnie w pracy. - To widać - kiwnęła głową. - Z domu zapewne w takim stanie nigdy byś nie wyszła. - Ale ci dogryzła - szepnął Andrzej, zachwycony. - Nie ciesz się, bo jeszcze nie wiesz, co ciebie czeka - odpowiedziałam równie cicho.
|
WÄ…tki
|