- powiedziała cicho Liv...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Brand potwierdził skinieniem głowy. twarz miał ściągniętą bólem.
- Jak to się mogło stać? - szepnął. - Tysiąc razy zadawałem już sobie to pytanie, jak to się mogło stać?
- Nie ma w tym niczyjej winy - odezwała się Irja. Jej
twarz sprawiała wrażenie o dziesięć lat starszej niż
w rzeczywistości. - Tak po prostu bywa.
Hilda, siedząca przodem do drzwi, zmarszczyła czoło
i wstała. Pozostali popatrzyli za jej wzrokiem.
Do izby weszli dwaj przyjezdni. Młody mężczyzna
i trzymający jego rękę nieduży chłopiec.
- Tancred? - zdziwił się Andreas.
- Nie - zaprzeczyła Gabriella. - To nie jest mój brat.
Ale, na Boga, jaki do niego podobny!
Podobnego wstrząsu doznali na widok chłopczyka. Wszyscy usłyszeli szept Liv w ciszy zalegającej pokój: - Mój Boże, to musi być... czy to Mikael? Syn Tarjeia? Przystojny młody człowiek o poszarzałej twarzy i zapa-
dniętych oczach przemówił:
- Tak. Jestem Mikael Lind z rodu Ludzi Lodu, a to
mój syn Dominik.
Przez moment w izbie było cicho jak makiem zasiał.
Ktoś szepnął:
- Bóg wziął, Bóg dał...
Brand poderwał się z miejsca.
- Mikael! Mój bratanek! Witajcie obydwaj! Nikt nigdy
nie był bardziej oczekiwany niż wy teraz!
Podniosła się wrzawa powitań, pytań i łez.
W końcu jeden głos zapanował nad resztą: Mattiasa.
- Siadaj, Mikaelu! Irmelin, posuń się i zrób miejsce na
sofie dla małego Dominika! Zaraz dowiecie się, kim jesteśmy. Po kolei. Najpierw wasza najbliższa rodzina: ten wielki miś o włosach przyprószonych siwizną to twój stryj Brand, Mikaelu. A łobuz, który za nim stoi, to jego syn, twój stryjeczny brat, Andreas. Turkaweczka u jego boku
to żona Andreasa, Eli. Mają syna, który jak zwykle buszuje po kuchni i podjada ciastka; ma na imię Niklas. Teraz przedstawię drugą część rodu, tę, która mieszka na Grastensholm. Widzieliście Grastensholm, prawda?
- Tak. To ten sąsiedni dwór?
- No właśnie. Tam rządzi ciotka Branda, Liv Meiden,
owa szacowna dama, którą tu widzicie.
Mikael ukłonił się dostojnej pani, to samo zrobił
Dominik.
- To jest jej synowa, Irja Meiden. Czy to nie zaczyna
być zbyt skomplikowane?
- Nie, na razie jeszeze nie.
- A ja jestem niepoprawnym synem Irji. Mam na imię Mattias. To moja żona Hilda, a ta pyzata dziewuszka na sofie to nasza córka Irmelin.
Wzrok Mikaela zatrzymał się na ostatniej parze, która
jeszeze nie została przedstawiona.
Mattias pospieszył z wyjaśnieniem:
- Moja babcia Liv ma córkę Cecylię, która mieszka
w Danii wraz z mężem Alexandrem Paladinem.
Mikael zmarszezył brwi.
- Ktoś chyba mi mówił, że już ich kiedyś spotkałem.
- Zgadza się, na Lowenstein. Ale miałeś wtedy zaledwie trzy lata. Gabriella jest ich córką, a jas­nowłosy Kaleb to jej mąż. Mają córeczkę, Villemo, która w tej chwili na pewno hasa po kuchni w po­szukiwaniu ciastek razem z Niklasem. Tylko nasza córka, Irmelin, jest grzeczna i nie bierze w tym udziału. Prawdopodobnie dlatego, że za bardzo objadła się na obiad.
- Ależ to ogromna rodzina! - Mikael był oszołomiony.
- O, to wcale nie koniec. Cecylia i Alexander mają
jeszeze syna Tancreda, bliźniaczego brata Gabrielli.
- Jego znam - rozjaśnił się Mikael.
- Opowiadał nam o tym spotkaniu. Jego żoną jest
Jessica, mają dwoje dzieci, Lenę i Tristana. Spodziewamy się ich tutaj w każdej chwili, być może już jutro.
- Bardzo się cieszę.
Liv i kilkoro innych przez cały czas ze zdumieniem
przypatrywało się Dominikowi.
- Irmelin - puprosiła Liv - zawołaj z kuchni Niklasa
i Villemo.
Dziewczynka natychmiast wybiegła i za chwilę przy-
prowadziła dwójkę pięciolatków.
Na ich widok zdziwiony Mikael szeruko utworzył
oczy.
- Na miłość boską...?
- Tak - podjęła Liv. - Uważaliśmy za niezwykłe, że
zarówno Niklas, jak i Villemo mają żółte oczy. To charakterystyczna dla naszej rodziny cecha, która jednak­że do tej pory nie dotykała więcej niż jednej osoby
w Pokoleniu. A była jeszcze jedna, starsza siostra Villemo,
martwo urodzona. A teraz ty przybywasz jeszeze z jedną. Co to ma znaczyć?
- Nie wszystko rozumiem - poskarżył się Mikael. Przyjdzie czas na wyjaśnianie, kiedy będzie trochę
spokojniej. Tak wiele mamy sobie do powiedzenia, Mikaelu. Niech Bóg cię bługusławi za to, że przyjechałeś w tym momencie.
- To Dominik nalegał, abyśmy natychmiast wyruszyli.
Spojrzeli na chłopca z uśmiechem.
Nie wiem, czy zwróciliście uwagę - przypomniał
sobie Mikael. - Jedno z drzew w alei trzeba jak najszybciej ściąć. Przechyla się niebezpiecznie.
Zapadła cisza.
- Tego drzewa nie wolno jeszeze ścinać - udparła Liv.
Dominik ujął ojca za rękę i popatrzył na niego.
- Ojcze... oni są tacy smutni. Wszyscy. Dlaczego?
Zdali sobie sprawę, że Dominik nie jest zwyczajnym dzieckiem. Ktoś inny nie dostrzegłby nic poza burzliwą radością całej rodziny uszczęśliwionej spotkaniem z krew­niakami. Chłopiec wyczuwał więcej.
Mikael wykrzyknął nagle:
- A dziadek? Przez tyle lat miałem nadzieję, że ujrzę go
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.