Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Dlaczego świętego Tomasza? - zapytała. - Tego idiotę, który musiał zobaczyć, żeby uwierzyć? - Tak, kochanie - powiedział myśląc, że w rezultacie wymienił odpowiedniego świętego. Szczęśliwa, ona, która mogła wierzyć nie widząc, która była w harmonii z trawieniem, z ciągłością życia. Szczęśliwa, ona, która była wewnątrz pokoju, która miała prawo obywatelstwa we wszystkim, czego się tknęła, która współżyła - ryba płynąca z prądem, liść na drzewie, chmura na niebie, obraz w wierszu. Ryba, liść, chmura, obraz... Dokładnie to, chyba żeby... (84) 4 Tak to zaczęli włóczyć się po mitycznym Paryżu, kierując się znakami, które dawała im noc, wypełniając marszruty zrodzone ze zdania jakiegoś kloszarda, z facjatki oświetlonej w głębi ciemnej uliczki, zatrzymując się na intymnych placykach, by się całować na ławce albo oglądać „klasy”, dziecinny rytuał kamyków i podskakiwań na jednej nodze, prowadzący do Nieba. Maga opowiadała o swoich przyjaciółkach ze szkolnych lat w Montevideo, o jakimś Ledesmie, o swoim ojcu. Oliveira słuchał od niechcenia, trochę zasmucony, że nie jest w stanie tym się zainteresować; Montevideo to było to samo, co Buenos Aires, a że czuł konieczność utwierdzenia się w swoim zerwaniu (co na przykład porabiał ten włóczęga Traveler, w co też zdążył się wplątać od jego wyjazdu? A co głupia Gekrepten? Co kawiarnie w śródmieściu?), słuchał więc z nonszalancją, rysując coś gałązką na kamieniu, podczas gdy Maga wyjaśniała, dlaczego Champé i Gracielła to były dobre dziewczynki, i jak jej było przykro, że Luciana nie odprowadziła jej na statek, Luciana była snobką, a tego ona nic była w stanie znieść u nikogo. - Co rozumiesz pod „snobką”? - zapytał Oliveira bardziej zainteresowany. - No - powiedziała Maga schylając głowę z wyrazem kogoś, kto przeczuwa, że powie głupstwo - ja jechałam trzecią... Ale myślę, że gdybym jechała drugą, Luciana przyszłaby mnie odprowadzić. - Najlepsza definicja, jaką kiedykolwiek słyszałem - powiedział Oliveira. - No i był Rocamadour... - powiedziała Maga. W ten to sposób Oliveira dowiedział się o egzystencji Rocamadoura, który w Montevideo nazywał się skromnie Carlos Francisco. Maga nie miała zamiaru wyjawiać zbyt wiełu szczegółów na temat jego pochodzenia poza tym, że nie zgodziła się na skrobankę, czego właśnie zaczynała żałować. - Chociaż właściwie nie żałuję... problem raczej leży w tym, jak teraz ułożyć życie. Madame Irčne jest bardzo droga, no i muszę brać lekcje śpiewu, to wszystko kosztuje...
|
Wątki
|