Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Tron również. Tak naprawdę to nie chciało mi się wierzyć, żeby tu było jakieś złoto. Od wielu wieków ta porzucona twierdza stała otworem przed łupieżcami.
- Tak zwykle się dzieje z darami demonów - odezwał się Beldin. - Są bardzo dobrzy w stwarzaniu iluzji. - Rozejrzał się w koło. - Urvon prawdopodobnie odbierał to wszystko jako nieziemski splendor. Nie dostrzegał zniszczonych zasłon, pajęczyn czy tych wszystkich śmieci na podłodze. Widział jedynie chwałę, tak jak chciał tego Nahaz. - Brudny, pokrzywiony człowiek zakasłał. - W pewnym sensie raduje mnie myśl, że Urvon spędza swoje ostatnie dni jako majaczący lunatyk - dodał. - Aż do momentu kiedy zatopię swój hak w jego wnętrznościach. Silk spoglądał ukosem ku Velvet. - Czy mogłabyś mi coś wyjaśnić? - spytał. - Spróbuję - odparła. - Powiedziałaś coś dziwnego rzucając Zith w twarz Harakana. - Czy coś mówiłam? - Tak. Powiedziałaś „podarunek dla przywódcy Kultu Niedźwiedzia od Łowcy”. - Ach, to. - Uśmiechnęła się z charakterystycznymi dołeczkami. - Po prostu chciałam, żeby wiedział, kto go zabija. To wszystko. Popatrzył na nią. - Rdzewiejesz, drogi Kheldarze - zbeształa go. - Byłam pewna, że do tej pory domyśliłeś się tego. Musiałam ci to unaocznić. - Łowca? - zapytał z niedowierzaniem. - Ty? - Jestem Łowcą już od jakiegoś czasu. To dlatego tak się śpieszyłam, by dołączyć do was w Tol Honeth. - Wygładziła przód swej prostej, szarej podróżnej szaty. - W Tol Honeth powiedziałaś nam, że Bethra była Łowcą. - Była wcześniej, Kheldarze, lecz jej dzieło dobiegło kresu. Miała zapewnić nam odpowiedniego następcę po Ranie Borunie. Najpierw musiała wyeliminować kilku członków rodziny Honeth, zanim zdążyli połączyć swoje siły. Następnie zasugerowała kilka propozycji na temat Varany, podczas gdy oboje... - Zawahała się spoglądając na Ce’Nedrę, a następnie zakasłała. - Hm... jak by to powiedzieć, zabawiali się nawzajem - dokończyła. Ce’Nedra spłoniła się. - Ojejku - powiedziała jasnowłosa dziewczyna łapiąc się za policzek. - Nic dobrego z tego nie wyszło, prawda? Mimo wszystko - ciągnęła - Javelin zdecydował, że Bethra wykonała swoje zadanie i że nadszedł czas, aby powierzyć nową misję nowemu łowcy. Królową Porenn bardzo złościły poczynania Harakana na Zachodzie - próba zamachu na życie Ce’Nedry, zamordowanie Branda i wszystko co zaszło w Rheon, więc poleciła Javelinowi, by go ukarał. Wybrał mnie do wykonania tego zadania. Byłam pewna, że Harakan wróci do Mallorei. Wiedziałam, że również tutaj zmierzacie, i dlatego do was dołączyłam. - Spojrzała na rozciągnięte ciało Harakana. - Byłam całkowicie zaskoczona, kiedy zobaczyłam go stojącego przy ołtarzu - przyznała - lecz nie mogłam stracić takiej okazji. - Uśmiechnęła się. - Szczerze mówiąc, wyszło całkiem dobrze. Byłam o krok od opuszczenia was i powrotu do Mal Yaska, by tam go szukać. Fakt, że okazał się Menghą, był czymś w rodzaju nagrody. - Sądziłem, że towarzyszysz nam, by mieć na oku mnie. - Bardzo mi przykro, książę Kheldarze. Wymyśliłam to sobie. Potrzebowałam jakiegoś powodu, by do was dołączyć. Belgarath czasami potrafi być bardzo uparty. - Obdarzyła uśmiechem starego czarodzieja, a następnie odwróciła się do zdumionego Silka. - Prawdę mówiąc - kontynuowała - mój wuj nie jest naprawdę rozgniewany na ciebie. - Ale mówiłaś... - Popatrzył jej prosto w oczy. - Ty kłamałaś! - oskarżył ją. - Kłamstwo to takie brzydkie słowo, Kheldarze - odparła głaszcząc go czule po policzku. - Nie moglibyśmy po prostu powiedzieć, że trochę przesadzałam? Oczywiście, że chciałam mieć cię na oku, lecz z własnych powodów, które nie mają żadnego związku z drasańską polityką. Na policzki powoli wstępował mu rumieniec. - Kheldarze! - wykrzyknęła rozbawiona - Rumienisz się! Niczym uwiedziona wiejska dziewczyna. Garion wyraźnie miał jakiś problem. - Po co to wszystko, ciociu Pol? - spytał. - Chodzi mi o to, co zrobiła mi Zandramas. - By zyskać na czasie - odparła. - Ale co najważniejsze, widziała możliwość pokonania nas przed ostatecznym spotkaniem. - Nie rozumiem. Westchnęła. - Wiemy, że jedno z nas ma umrzeć - wyjaśniła. - Cyradis powiedziała nam to w Rheon. Zawsze jednak istnieje możliwość, że w jednej z takich przypadkowych potyczek ktoś inny mógłby zostać zabity, zupełnie przypadkowo. Jeśli Dziecko Światła, czyli ty, spotka się z Dzieckiem Ciemności, a straci wcześniej kogoś, kto nie wykonał swego zadania, nie będzie miało żadnej szansy na zwycięstwo. Zandramas mogłaby wygrać podstępem. Celem tej okrutnej rozgrywki było wciągnięcie cię do walki z Chandimami i Nahazem. My oczywiście przyszlibyśmy ci z pomocą. W takiej walce zawsze może się zdarzyć jakiś wypadek. - Wypadek? Jak mogą się zdarzyć jakieś wypadki, kiedy jesteśmy wszyscy pod kontrolą wyroczni? - Zapominasz o czymś, Belgarionie - przypomniał Beldin. - Tę całą sprawę zapoczątkował właśnie jakiś wypadek, który podzielił Wyrocznię. Możesz całe życie spędzić na czytaniu proroctw, lecz zawsze może zdarzyć się coś, co zmieni kolej rzeczy. - Weźcie pod uwagę, że mój brat jest filozofem - wtrącił Belgarath - zawsze gotowym, by dostrzegać czarne strony zagadnienia. - Czy wy dwaj naprawdę jesteście braćmi? - spytała z zaciekawieniem Ce’Nedra. - Tak - odparł Beldin - lecz w taki sposób, że nigdy byś tego nie zrozumiała. Jest to coś, co nasz Pan nałożył na nas. - Czy Zedar był również jednym z twoich braci? - Spojrzała nagle z przerażeniem na Belgaratha. Starzec otworzył usta. - Tak - przyznał. - Lecz ty... - Dalej, powiedz to, Ce’Nedro - zachęcił. - Prawdopodobnie nie powiesz mi nic, czego co ja wcześniej nie powiedziałem sobie. - Czy pewnego dnia - przemówiła słabym głosem - czy pewnego dnia, kiedy to wszystko się skończy, wypuścisz go? Oczy Belgaratha wydawały się twarde jak głazy. - Nie sądzę. - A nawet jeśli go wypuści, ja go znajdę i wpakuję go tam z powrotem - dodał Beldin. - Roztrząsanie starych historii nie ma większego sensu - stwierdził Belgarath. Zamyślił się na chwilę, po czym dodał: - Myślę, że czas na kolejną rozmowę z młodą damą z Kell. Czy wezwiesz swą panią? - zapytał Totha. Twarz olbrzyma nie pałała szczęściem, lecz w końcu skinął głową nie ukrywając jednak swej niechęci. - Przykro mi, przyjacielu - powiedział Belgarath - lecz to naprawdę konieczne.
|
Wątki
|