Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Jego świta dotarła do pierwszego płytkiego wcięcia w terenie, które dalej wiło się, zmierzając ku mostowi na rzece Idaho. Słońce stało w pierwszej porannej ćwiartce nieba i niektórzy z dworzan zrzucili z siebie płaszcze. Idaho maszerował z niewielką drużyną Mówiących-do-Ryb, idących po jego prawej stronie. Mundur Dowódcy Straży był mocno zakurzony i przepocony. Długi marsz i niekiedy bieg, niezbędny, by nadążyć za Wozem Królewskim, był męczącym zadaniem. Moneo potknął się i po chwili odzyskał równowagę. - Poinformowano je, Panie. Zmiana rozkładu nie była prosta, ale Moneo nauczył się być przygotowanym do doraźnych korekt programu Święta. Miał w zanadrzu plany awaryjne w razie nieprzewidzianych okoliczności. - Czy proszą o stałą ambasadę na Arrakis? - zapytał Leto. - Tak, Panie. Udzieliłem im zwykłej odpowiedzi. - Powinno im wystarczyć zwyczajne "nie" - powiedział Leto. -Nie potrzebują, żeby im przypominać, że brzydzę się ich religijnych pretensji. - Tak, Panie. - Moneo trzymał się w przepisowej odległości od Wozu Leto. Tego ranka obecność Czerwia nie ulegała wątpliwości - cielesne oznaki owego faktu były zupełnie oczywiste dla oczu Monea. To z pewnością przez wilgoć w powietrzu. Wydawała się zawsze budzić Czerwia. - Religia zawsze prowadzi do retorycznego despotyzmu - powiedział Leto. - Przed Bene Gesserit najlepsi byli w tym jezuici. - Jezuici, Panie? - Czy na pewno nie natknąłeś się na nich w swoich źródłach historycznych? - Nie jestem pewien, Panie. Kiedy to było? - To bez znaczenia. Dowiesz się wystarczająco dużo o despotyzmie retorycznym z obserwacji Bene Gesserit. Oczywiście, one same nie mają co do tego żadnych złudzeń. "Matki Wielebne czeka ciężka przeprawa - powiedział sobie Moneo. - Zamierza wygłosić do nich kazanie. One tego nie znoszą. To może wywołać poważne kłopoty." - Jaka była ich reakcja? - zapytał Leto. - Powiedziano mi, że były rozczarowane, ale się nie upierały. Moneo zastanowił się: "Lepiej przygotuję je na dalsze rozczarowania. Będą poza tym musiały trzymać się z daleka od delegacji Ix i Tleilaxu." Potrząsnął głową. To mogło doprowadzić do jakiegoś bardzo paskudnego spisku. Lepiej będzie ostrzec Duncana. - Prowadzi to do samospełniających się proroctw i usprawiedliwiania wszelkich nieprzyzwoitości - powiedział Leto. - Ten... retoryczny despotyzm. Panie? - Tak! Osłania zło ścianami przekonania o własnej racji, które są odporne na wszelkie argumenty. Moneo patrzył z wahaniem na ciało Leto, konstatując sposób, w jaki prawie niezauważalnym ruchem zaciskają się dłonie, drgają wielkie żebrowane segmenty. "Co mam robić, jeżeli Czerw wyjdzie tutaj z niego?" Na czoło Monea wystąpił pot. - Żywi się rozmyślnie zawikłanymi pojęciami, by zdyskredytować opozycję - rzekł Leto. - Całą, Panie? - Jezuici nazywali to "zabezpieczaniem swojej podstawy władzy". To prowadzi bezpośrednio do hipokryzji, która zawsze zdradza się rozziewem między działaniami i wyjaśnieniami. Nigdy się ze sobą nie zgadzają. - Muszę to przestudiować z większą uwagą, Panie. - Ostatecznie rządzi się przez określanie winy, ponieważ hipokryzja doprowadza do polowań na czarownice i poszukiwania kozłów ofiarnych. - To straszne, Panie. Orszak okrążył zakręt, za którym w skale otwierał się widok na odległy most. - Moneo, słuchasz mnie uważnie? - Tak, Panie, naprawdę. - Opisuję działanie religijnej bazy władzy. - Rozumiem, Panie. - Zatem dlaczego jesteś taki przelękniony? - Rozmowy o władzy religijnej zawsze napawają mnie niepokojem, Panie. - Ponieważ ty i Mówiące-do-Ryb sprawujecie ją w moim imieniu? - Oczywiście, Panie. - Podstawy władzy są bardzo niebezpieczne, ponieważ przyciągają ludzi, którzy są naprawdę szaleni, którzy szukają władzy tylko dla niej samej. Rozumiesz? - Tak, Panie. To dlatego tak rzadko zatwierdzasz petycje o stanowiska w twoim rządzie. - Doskonale, Moneo! - Dziękuję, Panie. - W cieniu każdej religii czai się Torquemada - powiedział Leto. - Nigdy nie zetknąłeś się z tym nazwiskiem. Wiem o tym, bo spowodowałem usunięcie go ze wszystkich kronik. - Dlaczego to zrobiłeś, Panie? - Był kimś obrzydliwym. Z ludzi, którzy się z nim nie zgadzali, robił żywe pochodnie. Moneo ściszył głos: - Jak z historykami, którzy cię rozgniewali, Panie? - Kwestionujesz moje postępowanie? - Nie, Panie! - Dobrze. Historycy umarli w pokoju. Żaden z nich nawet nie poczuł płomieni. Torquemada jednakże czerpał rozkosz, polecając swemu Bogu agonalne krzyki płonących ofiar. - To okropne, Panie. Orszak minął kolejny zakręt z widokiem na most. Wydawało się, że Czerw nie nadchodzi. Jednak wciąż był bardzo blisko. Moneo czuł groźbę tej nieprzewidywalnej obecności, Świętej Obecności, która potrafiła uśmiercać bez ostrzeżenia. Moneo zadrżał. Co znaczyło to dziwne... kazanie? Moneo wiedział, że niewielu kiedykolwiek słyszało Boga Imperatora mówiącego w ten sposób. Był to przywilej i brzemię zarazem. Była to część ceny płaconej za Pokój Leto. Pokolenia za pokoleniami maszerowały w uporządkowanym szeregu pod dyktando tego pokoju. Tylko wewnętrzny krąg Twierdzy wiedział o wszystkich, nieczęstych w nim wyłomach - incydentach, kiedy to Mówiące-do-Ryb były wysyłane wobec przewidywań gwałtownych zajść. Przewidywanie! Moneo spojrzał na milczącego teraz Leto. Oczy Boga Imperatora były zamknięte, a na jego twarzy pojawił się wyraz zamyślenia. To była jeszcze jedna z oznak Czerwia - i to zła. Moneo zadrżał. Czy Leto przewidywał nawet chwile dzikiej gwałtowności? Ta antycypacja przemocy napełniała drżeniem obawy i lęku całe Imperium. Leto wiedział, gdzie należy rozmieścić straże, by stłumić poronione powstania. Wiedział o nich, zanim wybuchały.
|
Wątki
|