W obozie zaczął się ruch, krasnoludy podrywały się i chwytały za broń...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Tos’unowi wydawało się, że decyzja o wzięciu języka może Proffita i jego trolle drogo kosztować. Ceną za atak drowa będzie utrata zaskoczenia.
Oczywiście dla mrocznego elfa czyniło to atak jeszcze przyjemniejszym.
 
* * *
 
Kilku krasnoludów nadal nawoływało Fendera, lecz zagłuszył ich okrzyk, jaki wydał Bonnerbas Ironcap, najbliższy druh poległego.
– Trolle! – wrzasnął, a jego słowa dotarły do pozostałych w tej samej chwili, co smród tych przeklętych potworów.
– Cofnąć się do ogniska! – krzyknął Dagna.
Bonnerbas zawahał się, gdyż od biednego Fendera dzielił go tylko jeden krok. Ruszył do przodu i złapał przyjaciela za kołnierz. Fender przewrócił się i Bonnerbas sapnął, widząc jasną krew. Krasnolud był całkiem bezwładny.
Bonnerbas sądził, że Fender jest martwy... albo wkrótce będzie.
Wtedy usłyszał nadbiegające trolle, podniósł głowę i pojął, że wkrótce spotka się z Fenderem w halach Moradina.
Cofnął się, chwycił topór, wywinął nim i wyciął głęboką linię w ramionach najbliższego, przygiętego do ziemi trolla. Ten zatoczył się na bok i stracił równowagę, lecz nim dotknął podłoża, znów poleciał do przodu, popchnięty przez dwa inne, szarżujące na Bonnerbasa bestie.
Krasnolud ciął znów i odwrócił się, by uciekać, lecz na jego ramieniu zacisnęły się pazury trolla. Zaraz potem Bonnerbas poczuł ich niezwykłą siłę, gdyż nagle poleciał do tyłu, odbijając się od nóg tak mocnych, jak pnie starych drzew, by w końcu wylądować na plecach. Mimo to rozwścieczony krasnolud nie puścił topora i rozdał co najmniej tuzin ciosów. Lecz trolle były wszędzie dookoła, między nim a Dagną i pozostałymi, zaś biedny Bonnerbas nie miał gdzie się ukryć.
Jeden z trolli wyciągnął ku niemu rękę – krasnolud zdołał uderzyć na tyle mocno, by odrąbać mu ją w łokciu. Potwór zawył i cofnął się, ale wtedy, w chwili, gdy Bonnerbas usiłował przetoczyć się na bok i wstać, wyrósł nad nim największy i najpaskudniejszy troll, jakiego krasnolud kiedykolwiek widział. Straszliwy, dwugłowy stwór przyglądał mu się z szerokim uśmiechem na obu wykrzywionych gębach. On również wyciągnął rękę, a Bonnerbas zamierzył się...
Kiedy topór przeleciał nie napotykając po drodze żadnego oporu, krasnolud zorientował się w oszustwie, lecz nim zdołał uderzyć ponownie, pojawiła się nad nim olbrzymia stopa i wgniotła go w skały.
Bonnerbas usiłował się uwolnić, lecz nie mógł nic uczynić. Usiłował oddychać, ale nacisk był zbyt mocny.
 
* * *
 
Gdy trolle minęły dwa poległe krasnoludy, Dagna mógł tylko krzyczeć i po cichu przeklinać siebie, że dali się zaskoczyć. W jego głowie kłębiły się przekleństwa i pytania. W jaki sposób głupie, śmierdzące trolle mogły trafić za nimi do tuneli? Jak te brutale mogły ich wytropić i przejść przez trudny teren, o którym sądził, że mogą się tu bezpiecznie zatrzymać, aby coś zjeść?
Zamieszanie w głowie doświadczonego wodza szybko ucichło. Zaczął wywarkiwać rozkazy, by jego podwładni opanowali się. Pierwszą myślą było cofnięcie się do niższych tuneli, by trolle musiały schylić się jeszcze bardziej, lecz krasnoludzki instynkt podpowiadał mu, by stać tutaj z ogniem w dłoni. Kazał wojownikom sformować szyk obronny po drugiej stronie ogniska. Sam poprowadził kontrszarżę i natarcie, stawiając pięciu krasnoludów w środku ramię przy ramieniu i nie cofając się wobec natarcia trolli.
– Zatrzymać ich! – krzyczał, wywijając swym młotem. – Miażdżcie! – polecił krasnoludowi walczącemu toporem tuż przy nim. – Nie tnijcie, jeśli da im to choć krok przewagi!
Krasnolud, najwyraźniej pojmując, że mają za wszelką cenę utrzymać się po drugiej stronie ogniska, obrócił topór w dłoni. Walił płazem najbliższego trolla, utrzymując go z daleka.
Podobnie postąpiła pozostała piątka krasnoludów. Nadbiegł Galen Firth i zaczął ciąć swoim długim mieczem. Wiedzieli, że nie zdołają utrzymać się zbyt długo – za pierwszym szeregiem tłoczyło się coraz więcej trolli. Sama ich liczba popychała walczących dalej.
Sądząc, że są zgubieni, Dagna wrzasnął w gniewie i uderzył tak mocno, iż wyrwał sięgającemu ku niemu trollowi przedramię.
Troll nawet tego nie zauważył, a Dagna pojął, iż popełnił błąd. Za bardzo się zamachnął i teraz był odsłonięty.
Lecz troll cofnął się nagle, a Dagna odskoczył w bok i krzyknął z zaskoczenia, gdy pierwsza z pochodni, dzięki uprzejmości Galena Firtha, pojawiła się na polu walki. Mężczyzna sięgnął ponad pochylonym Dagna i cisnął płonącą pochodnią w trolla. Istota wrzasnęła, odskakując od płomieni.
Trolle były rzeczywiście groźnymi przeciwnikami. Powiadano – zgodnie z prawdą – że trolla można posiekać na sto kawałków i powstanie sto nowych trolli, gdyż każdy z nich zmieni się w całkiem nową istotę. Miały jednak swoje słabe punkty, które były dobrze znane wszystkim mieszkańcom Krain: ogień powstrzymywał ich zdolność regeneracji.
Trolle bardzo nie lubiły ognia.
Dagnie i pozostałym szybko podano kolejne pochodnie, a trolle cofnęły się, ale tylko o krok.
– Dalej, za Fendera i Bonnerbasa! – krzyknął Dagna, a wszystkie krasnoludy podchwyciły okrzyk.
Wtedy z drugiej strony ktoś krzyknął: „Trolle w tunelu!”, następny okrzyk doleciał dokładnie zza pleców Dagny.
Wszystkie tunele zostały odcięte. Dagna od razu zorientował się, że są otoczeni i nie mogą nigdzie uciec.
– Jak głęboko jesteśmy?! – krzyknął.
– W suficie są korzenie – odparł jeden z wojowników. – Płytko.
– Zatem wyciągnijcie nas! – polecił stary krasnolud.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.