X


skoncentrowania się na konkretnych korzyściach, jakie można czerpać z badań, bez oglądania się na jakieś mrzonkami przyozdobione, przez fałszywe nadzieje...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Wobec bezlitosnej jasności analizy Muntiusa pozostają jednak pisma wszystkich jego duchowych uczniów niczym więcej niż przy-czynkarstwem, jeśli nie zwykłą popularyzacją, z wyjątkiem dzieł Ennessona i być może Takaty. On sam dokonał już właściwie wszystkiego, nazywając pierwszą fazę solarystyki -
okresem „proroków", do których zaliczał Giesego, Holdena, Sevadę, drugą nazwał „wielką schizmą" - rozpadem jedynego sola-riańskiego kościoła na gromadę zwalczających się wyznań, i przepowiadał fazę trzecią - dogmatyzacji i scholastycznego skostnienia, która nastąpi, kiedy zbadane zostanie wszystko, co jest do zbadania. Tak się jednak nie stało. Gibarian - myślałem -
miał jednak słuszność, uważając likwidacyjny wywód Muntiusa za monumentalne uproszczenie pomijające to wszystko, co w solarystyce sprzeczne było z elementami wiary, decydowała w niej
bowiem nieustająca doczesność prac, która nic nie obiecywała poza konkretnym, materialnym globem, krążącym wokół dwóch słońc.
W książkę Muntiusa wetknięta była, złożona we dwoje, pożółkła całkiem odbitka z kwartalnika
„Parerga Solariana", jedna z pierwszych prac, jakie napisał Gibarian, jeszcze przed objęciem kierownictwa Instytutu. Po tytule - „Dlaczego jestem solary-stą" - następowało zwięzłe, prawie jak dyspozycja wyliczenie konkretnych zjawisk, uzasadniających istnienie realnych szans Kontaktu. Bo Gibarian należał do tego, bodaj że , ostatniego pokolenia badaczy, którzy mieli odwagę nawiązywania do wczesnych lat świetności, optymizmu i nie wypierali się swoistej, przekraczającej granice wyznaczone nauką wiary, jak najbardziej materialnej, gdyż ufała w sukces wysiłków, byle dostatecznie uporczywych i nieustających.
Wychodził z tak dobrze znanych, klasycznych badań bioelektroników spod znaku Eurazji, Cho-En-Mina, Ngyali i Kawakadze. Wykazały one elementy podobieństwa między obrazem
elektrycznej pracy mózgu a pewnymi wyładowaniami, zachodzącymi w obrębie plazmy, które
poprzedzają powstanie takich jej tworów jak wczesnostadialne Polymorha i bliźniacze Solarydy.
Odrzucał interpretacje nazbyt antropomorficzne, wszelkie owe mistyfikujące tezy szkół
psychoanalitycznych, psychiatrycznych, neurofizjologicznych, które usiłowały winterpretować w glejowaty ocean poszczególne ludzkie jednostki chorobowe, jak na przykład epilepsję (której analogiem miały być kurczowe erupcje asymetriad), bo był - z głosicieli Kontaktu - jednym z najbardziej ostrożnych i trzeźwych i niczego tak nie cierpiał, jak sensacji, które, co prawda niezmiernie już rzadko, towarzyszyły temu czy owemu odkryciu. Falę podobnego najtańszego zainteresowania obudziła zresztą moja praca dyplomowa. I ona się tu znajdowała, nie
wydrukowana oczywiście, tkwiła gdzieś, w jednym z zasobników mieszczących mikrofilmy.
Oparłem się w niej na odkrywczych studiach Bergmanna i Reynoldsa, którym udało się z
mozaiki kolorowych procesów wyosobnić i „odfiltrować" składowe towarzyszące emocjom najsilniejszym - rozpaczy, bólowi, rozkoszy - z kolei zestawiłem owe zapisy z wyładowaniami prądów oceanicznych i wykryłem oscylacje i oprofilowania krzywych (na pewnych partiach
czaszy syme-triad, u podstawy niedojrzałych mimoidów i in.) - przejawiające godną uwagi analogię. To wystarczyło, aby nazwisko moje pojawiło się rychło w brukowej prasie pod
błazeński-mi tytułami w rodzaju „Galareta rozpacza" albo „Planeta w orgazmie". Ale wyszło mi to (tak sądziłem przynajmniej do niedawna) na korzyść, gdyż Gibarian, który jak każdy inny solarysta, nie czytał wszystkich ukazujących się tysiącami prac, zwłaszcza już nowicjuszy, zwrócił na mnie uwagę i dostałem od niego list. List ten zamknął jeden, a otworzył nowy rozdział mego życia.

Sny

Po sześciu dniach brak jakiejkolwiek reakcji skłonił nas do powtórzenia eksperymentu, przy czym Stacja trwająca dotąd bez ruchu na skrzyżowaniu czterdziestego trzeciego równoleżnika ze sto szesnastym południkiem popłynęła, utrzymując czterystametrową wysokość nad oceanem, w kierunku południowym, gdzie, jak wskazywały radarowe czujniki i radiogramy Sateloidu,
aktywność plazmy znacznie się ożywiła.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Drogi uĚĽytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treĹ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

 Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyĹ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treĹ›ci marketingowych. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.