- Pomogę wam w kopaniu! - Tuż za ich plecami rozległ się głos Galeniego...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Profesor musiał wejść bezszelestnie do wnętrza i teraz przez ramię czytał list Robbinsa! - Strażnicy nie patrolują terenu zbyt dokładnie w trakcie sjesty. Bez trudu wypełnimy testament Cliffa.
Rzeczywiście, nie zatrzymywani przez nikogo dotarli na miejsce, odsunęli wskazany pojemnik, rozkopali ziemię. Celofanowe worki znajdowały się dość płytko. Steve otworzył pierwszy z nich i obok dysków natrafił na kartkę, na której Robbins zapisał kod, pozwalający znaleźć w pamięci komputera następne polecenia.
Pojemniki foliowe z dyskami rzeczywiście przypominały kamizelki ratunkowe, miały otwór na głowę i można było założyć je pod ubranie i mocno przepasać.
- To jest dosyć ciężkie, powinni założyć to mężczyźni - upierał się Galeni.
- W poleceniu Cliffa była mowa o Stevie i o mnie -odpaliła Betty.
Zawrócili do bungalowu Rossnera, aby dowiedzieć się, co mają czynić dalej.
- Przepraszam, ale na chwilę będę musiał was opuścić - Powiedział nagle Galeni. - Wśród tych wszystkich wydarzeń zapomniałem, że nadeszła pora wzięcia paru pigułek. Nie czuję się ostatnio najlepiej. Ale zaraz do was dołączę. Za pięć minut!
 
 
Niebywale zadowolony z siebie Sam Bernstein z przymkniętymi oczyma poddawał się łagodnym katuszom zadawanym mu przez rosłego masażystę. Wszystko znajdowało się na dobrej drodze. Cliff Robbins nie żyje. Galeni służył im aż nadto gorliwie i powinien już wkrótce odtworzyć podstawowy zasób nagrań. A potem? Ostateczne rozwiązanie kwestii. Likwidacja bazy i wszystkich świadków. Pozostawał jeden szkopuł - Greenson. Ale według Mendeza i ta sprawa miała zostać rozwiązana w ciągu doby. Z Waszyngtonu wyruszył już pułkownik Delhorse, z poleceniem przejęcia dowództwa bazy w imieniu Harrisa. Resztę zrobią jego najemnicy.
Ręce masażysty przesunęły się z ramion Sama ku pośladkom. Przyjemność rosła...
W takim momencie brzęczyk telefonu może jedynie zdenerwować. Murzyn przerwał zabieg i sięgnął po słuchawkę.
- To dzwonić profesor Galeni - powiedział łamaną angielszczyzną.
- Niech zadzwoni później - krzyknął Bernstein. Kiedy jednak Zairczyk odłożył już słuchawkę, do świadomości Sama dotarło, że Umberto miał dzwonić pod ten numer wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Czyżby... Zeskoczył ze stołu.
- Połącz mnie z nim natychmiast!
- Być zajęte! - odparł po chwili masażysta.
Kiedy Galeni został zbyty przez Bernsteina, ogarnął go strach. Zdawał sobie sprawę, że za chwilę będzie musiał wrócić do kolegów. Nie mógł jednak nie złożyć meldunku o znalezieniu dysków. Doszedł do wniosku, że mniejszym złem będzie zadzwonienie do generała Greensona. W końcu był jego informatorem.
- Szefie, mam wiadomość - powiedział po uzyskaniu połączenia. - Nowe, bardzo ważne informacje: Rossner i Stone są w zmowie z Robbinsem, odkopali te CD-ROM-y.
- Spokojnie, Umberto! Cieszę się z tych informacji. Sądzę, że powinniśmy o tym pogadać osobiście.
- U pana w biurze!?
- O tej porze zwykle biegam. Co byś powiedział o lasku za starymi hangarami.
- Ale ja powinienem wrócić i sprawdzić, co Steve i Betty tam knują...
- Za kwadrans w lasku!
To było polecenie, a Galeni znany był ze swej gorliwości. Na wszelki wypadek jeszcze raz próbował połączyć się z gabinetem biologicznej odnowy Bernsteina. Tym razem numer był zajęty.
Greenson wolno naciągał dres. Dwa razy złapał się na machinalnym sięganiu do kieszeni. Cóż za nawyk. Przecież palenie rzucił przed ponad pół rokiem.
Z trudem panował nad nerwami. Po raz pierwszy w życiu, on, weteran wojny wietnamskiej, szef Tajnych Operacji NASA znajdował się w tak nieprzyjemnej sytuacji. Wiedział już, że może spodziewać się odwołania. Z lotniskowca otrzymał poufną wiadomość od starego przyjaciela, komandora Cookinghama, że jego następca wyleciał już z Waszyngtonu. Czy jednak miało skończyć się tylko na odwołaniu? Znał Harrisa, zdołał przyjrzeć się Mendezowi... Na wyspie pozostało zaledwie kilku jego ludzi, którzy nie mieliby żadnych szans w ewentualnym starciu z bandą czarnych najemników Mendeza. A Delhorse to nie był ktoś, kto nadawałby się na administratora obiektu, to był morderca. Z szafki wyciągnął swoją starą, poczciwą berettę. Przeładował.
Komputer po wprowadzeniu hasła wyrzucił następną porcję informacji od Robbinsa:
CIESZĘ SIĘ, ŻE POSIADACIE JUŻ DYSKI. KOLEJNY ETAP TO SKONTAKTOWANIE SIĘ Z LECLERKIEM...
- Ależ on ma permanentą delirkę - jęknęła Betty. JEGO PERMANENTNY STAN UPOJENIA ALKOHOLOWEGO JEST W DUŻEJ MIERZE SYMULACJĄ. -Cliff wydawał się odgadywać ich wątpliwości. - PRZEWIDUJĄC TAKI ROZWÓJ WYPADKÓW, OBSADZIŁEM PIERRE'A W ROLI SFRUSTROWANEGO PIJACZKA. MUSICIE GO ODSZUKAĆ, PONIEWAŻ TYLKO ON WIE, JAK WYKORZYSTAĆ MODUŁ X...
- A cóż to takiego?
- I JESZCZE JEDNO, WŁAŚCIWIE POWINIENEM OD TEGO ZACZĄĆ. UWAŻAJCIE NA GALENIEGO, UWAŻAJCIE NA ZDRAJCĘ...
- Umberto? - wykrztusiła Betty i aż usiadła. - Profesor zdrajcą, to przecież niemożliwe!
Steve popatrzył na zegarek.
- Miał wrócić po pięciu minutach, a upłynęło już pół godziny. Jak myślisz, gdzie on teraz przebywa? I jaki ze­staw lekarstw nam przygotowuje?
Spuściła głowę, milczała.
Na żwirze zachrzęściły buty zairskich najemników.
 
VII 
Mario Mendez uważał się za człowieka rozsądnego i wypranego z emocji. Całe swoje życie poświęcił karierze i wiedział, że najważniejsze to zachowanie w każdej sytuacji zimnej krwi. Wierzył, że sukcesem polityka jest doprowadzenie do sytuacji, w której interesy osobiste i interesy kraju będą tożsame. Dotąd mu się to udawało. Stanom Zjednoczonym również.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.