Niektóre ze swych oczekiwań wypowiadała na głos...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Nie stabilizuj się zbyt wcześnie. Jako dwudziestolatek nie rób czegoś, co cię uwiąże na resztę życia. Nie rób tego, co ja zrobiłam. Podróżuj. Ciesz się życiem. Zorientuj się, kim jesteś. Poszukuj.
Gregory rozumiał, do czego próbuje go nakłonić matka, lecz miał wrażenie (jak to dzieci), że są to bardziej jej niespełnione marzenia, niż istotne dla niego wskazówki. To prawda, że nie miał ochoty się uwiązać, ale nie miał też zbytniej ochoty podróżować. To prawda, że chciał się dowiedzieć, kim jest, cokolwiek to znaczyło, ale bez zbytniego wysiłku. Cieszyć się życiem? Tak, chciał cieszyć się życiem. A dokładnie mówiąc, chciał chcieć. Gregory uważał się za ignoranta w dziedzinie przyjemności życiowych. Inni ludzie wiedzieli, gdzie ich szukać i jak je zdobyć. Nie mógł zrozumieć, skąd z góry wiedzą, gdzie kryje się przyjemność. Przypuszczalnie obserwowali innych ludzi, zapamiętywali, co im sprawia radość, po czym robili to samo. Dla Gregory’ego rzecz nie przedstawiała się tak prosto. Gdy obserwowali grupy ludzi nastawionych na przyjemność: piwoszy w pubie, kibiców sportowych, plażowiczów, ogarniała go dotkliwa zawiść, ale i wielkie zażenowanie. Być może coś się w nim poprzestawiało. Wiedział, że aby odczuwać przyjemność, trzeba w nią wierzyć. Pilot, który zbliża się do końca pasa startowego, wierzy we wzlot. Nie jest to tylko kwestia rozumienia zasad aerodynamiki, lecz także kwestia wiary. Gregory drżał w kabinie, po sygnale z wieży toczył się do przodu, ale w połowie pasa startowego zawsze naciskał hamulce. Nie wierzył, że ten latawiec pofrunie.
Miał dziewczyny, ale w ich towarzystwie nigdy nie czuł tego, co powinno się czuć. Zdał sobie sprawę, że przyjemność zbiorowa jest dla niego niedostępna, nawet jeśli grupa liczy dwie osoby. Nie czuł się w seksie samotnie, nie czuł też jednak jakiejś szczególnej intymności. W zażyłości z mężczyznami zawsze dostrzegał coś fałszywego. Mężczyźni gromadzą się razem dla uniknięcia komplikacji. Chcą, żeby wszystko było prostsze, chcą pewności, chcą określonych reguł. Weźmy klasztory. Weźmy puby.
Gregory nie podróżował, ani się nie ożenił. Większość życia spędził blisko Jean, od czego ona go z początku odwodziła, lecz później uznała to za blady komplement. W pierwszych dorosłych latach życia, Gregory imał się różnych zajęć, lecz uznał, że wszystkie są takie same. Każda praca jest nudna, ale trzeba pracować, bo wtedy bardziej się ceni czas wolny. Kiedy dzielił się tym poglądem z innymi, sądzili, że jest cyniczny. Tymczasem dla niego był to truizm. Życie polega na kontrastach, aż po ten ostateczny kontrast.
Gregory zatrudnił się w biurze ubezpieczeniowym. Lubił tę pracę, gdyż ludzie mało go o nią pytali. Mówili, że to musi być bardzo ciekawe, a on kiwał głową; pytali, czy można się ubezpieczyć od deszczu podczas urlopu, on odpowiadał, że można, oni śmiali się i mówili: a to ci dopiero, a potem tracili zainteresowanie. Gregory’emu to odpowiadało.
Odpowiadało mu także, że zajmuje się ubezpieczeniami na życie. Gdy brał tę posadę, nie doszedł jeszcze do wniosku, że życie jest absurdalne - nadal rozważał za i przeciw - zdążył już jednak postanowić, że należy mieć absurdalną pracę. Pojęcie „pracy użytecznej”, którym szafowali politycy, dla Gregory’ego było pozbawione sensu. Uważał, że praca jest użyteczna tylko o tyle, o ile jest bezużyteczna, o ile kpi sama z siebie. Malowanie mostu w Forth wydawało się znakomitą pracą, gdyż ledwo skończyłeś, trzeba było zaczynać od nowa. Ubezpieczenia na życie nie mogły się mierzyć z malowaniem mostów pod względem groteskowości, lecz i tu kryła się pewna ironia. Gregory szczególnie lubił mówić ludziom, ile dostaną, gdy umrą. Delektował się chciwością i wyrachowaniem na ich twarzach: tyle pieniędzy za taką prostą rzecz. Kiedyś wyjaśniał działanie polisy mężczyźnie po dwudziestce - tyle a tyle składki miesięcznej, tyle po śmierci - lecz nagle klient mu przerwał.
- Czyli jeúli dziú podpiszć, a jutro umrć, dostanć 25 000 Ł? Entuzjazm ten z poczŕtku wzbudziů w Gregor’ym zawodowŕ podejrzliwoúă. Wyjaúniů, ýe trzeba uiúciă wstćpnŕ wpůatć, ýe polisa zostaje unieważniona w przypadku samobójstwa bądź zatajenia poważnej choroby...
- Tak, tak, tak - przerwaů mu mćýczyzna niecierpliwie. - Ale jeúli bym zapůaciů, a jutro zupeůnie przypadkowo - podkreúliů ochoczo - wpadůbym pod autobus, dostaůbym 25 000 Ł?
- Tak. - Gregory nie chciał precyzować, że pieniądze faktycznie zasiliłyby kieszeń wdowy, rodziców czy kogo tam. Byłoby to niemal w złym guście.
Ale właśnie z tego powodu lubił ubezpieczenia na życie. Oczywiście nieustannie uciekano się do eufemizmów, przedstawiano polisę jako rodzaj renty, lecz koniec końców wszyscy chcieli ubić jak najlepszy interes na swej własnej śmierci. Ludzie, z którymi miał do czynienia, byli nauczeni oszczędności, wiedzieli, że trzeba poszukać najkorzystniejszego wariantu, codzienną żyłkę handlową stosowali także do spraw największych. Nawet tych, którzy przyznawali, że pieniądze dostanie kto inny, transakcja wprawiała w uniesienie. Przyjdzie śmierć i mnie wykradnie, ale jejku, jaki jestem cwany, żona będzie się pławić w pieniądzach. Gdyby śmierć zdawała sobie z tego sprawę, nie byłaby tak pazerna.
Ubezpieczenie na życie. W samym sformułowaniu kryła się sprzeczność. Życie. Tego nie można ubezpieczyć, zabezpieczyć, ani nawet odbezpieczyć. Ludzie jednak sądzili, że można. Siedzieli po drugiej stronie biurka i ważyli na szali korzyści ze swego własnego zgonu. Czasem odnosił wrażenie, że w ogóle nie rozumie ludzi. Z wszystkim byli w takich przyjacielskich stosunkach: mieli ubaw po pachy z przyjemnością, baraszkowali i targowali się ze śmiercią. Wcale ich nie zaskakiwało, że w ogóle żyją; skoro już tu jesteśmy, trzeba to maksymalnie wykorzystać; a odchodząc, trzeba dobić jak najkorzystniejszego targu. Niezwykłe. Może godne podziwu, ale przecież niezwykłe.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.