- Podarek! - oznajmił chłopiec, składając Klejnot w dłoni Gariona...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Garion poczuł, że znamię na jego ręce styka się z czymś płonącym. Klejnot żył! Garion wyczuł to od pierwszej chwili, gdy jeszcze wpatrywał się oszołomiony w żyjący ogień, który dzierżył w nagiej dłoni.
- Umieść Klejnot z powrotem na rękojeści miecza Rivańskiego Króla - polecił głos i Garion odwrócił się natychmiast z bezrozumnym posłuszeństwem. Stanął na siedzeniu bazaltowego tronu, a potem na szerokim parapecie utworzonym przez jego oparcie i poręcze. Wspiął się na palce, dla utrzymania równowagi chwytając rękojeść wielkiego miecza, po czym przyłożył Klejnot do jego głowicy. Rozległ się lekki, lecz wyraźny trzask, i Klejnot oraz miecz stały się jednością. Garion poczuł, jak żywa moc przepływa przez rękojeść, którą nadal trzymał jedną dłonią. Potężne ostrze rozbłysło nagle, a rozedrgany dźwięk wzniósł się o kolejną oktawę. I wówczas legendarny oręż odpadł od ściany, do której był umocowany od tak wielu wieków. Zebrany w sali tłum zachłysnął się ze zgrozy. Kiedy miecz zaczął opadać, Garion obiema rękami chwycił rękojeść, jednocześnie dokonując półobrotu, w desperackiej próbie zahamowania upadku miecza.
Najbardziej wytrącił go z równowagi fakt, że miecz wydawał się całkowicie pozbawiony wagi. Był tak wielki, że powinien mieć kłopoty z samym jego utrzymaniem, nie mówiąc już o podniesieniu. Kiedy jednak wsparł się mocno na rozstawionych nogach, a jego ramiona przywarły do ściany, głownia miecza powędrowała w górę, aż wreszcie Garion ujrzał, że unosi go przed sobą. Spojrzał na niego ze zdumieniem, czując lekkie drżenie w dłoniach. Klejnot rozbłysnął oślepiającym światłem i zaczął pulsować. A wtedy, podczas gdy rozedrgany dźwięk wzniósł się radosnym, ogłuszającym crescendo, miecz Rivańskiego Króla stał się wielkim jęzorem jaskrawobłękitnego płomienia. Nie wiedząc, dlaczego to robi, Garion oburącz dźwignął płonący miecz nad głowę, odprowadzając go pełnym zdumienia wzrokiem.
- Niechaj raduje się Aloria - zagrzmiał nagle Belgarath - bowiem powrócił Rivański Król. Wszyscy powitajcie Belgariona, Króla Rivy i władcę Zachodu!
Pośród zgiełku, który wybuchł po tych słowach, wśród rozedrganego chóru milionów głosów połączonych w radosnym okrzyku, który odbijał się echem na samych krańcach wszechświata, rozległ się nagły zgrzyt, jak gdyby zardzewiałe drzwi jakiegoś mrocznego grobowca rozwarły się gwałtownie, i dźwięk ów zmroził serce Gariona. Głos, który zabrzmiał głucho w owym grobowcu, nie dołączył do ogólnych okrzyków radości. Po wielu wiekach snu ów głos w krypcie przebudził się - gniewny i spragniony krwi.
Zupełnie ogłuszony wszystkim, co się stało, Garion stał ze wzniesionym płonącym mieczem. Po chwili zebrani Alornowie ze szczękiem wysunęli z pochew własny oręż, aby wznieść go w salucie dla swego władcy.
- Bądź pozdrowiony, Belgarionie, mój królu! - zakrzyknął Strażnik Rivy Brand, opadając na jedno kolano i unosząc miecz. Jego czterech synów uklękło za nim, również unosząc broń. - Bądź pozdrowiony Belgarionie, Królu Rivy! - zawołali.
- Bądź pozdrowiony Belgarionie! - Potężny krzyk wstrząsnął Dworem Rivańskiego Króla i las wzniesionych mieczy zabłysnął w ognistym, błękitnym świetle płonącej klingi Gariona. Gdzieś w głębi Cytadeli odezwał się dzwon. W miarę jak w oszołomionym mieście zaczęła rozchodzić się nowina, dołączyły do niego inne dzwony i odgłos ich radości odbił się echem od skalnych szczytów, aby ogłosić lodowatym morskim wodom powrót Rivańskiego Króla.
Lecz jedna osoba w całej sali nie dołączyła do powszechnej radości. W momencie gdy miecz nieodwołalnie ogłosił wszem wobec tożsamość Gariona, księżniczka Ce’Nedra zerwała się na nogi. Jej twarz śmiertelnie pobladła, oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem. Natychmiast zrozumiała coś, co jemu umknęło - coś tak niepokojącego, że z jej policzków odpłynęła cała krew. Wpatrywała się w niego z nagłym przerażeniem. Wtem z ust księżniczki Imperium, Ce’Nedry, dobył się donośny krzyk oburzenia i protestu.
Głosem, który odbił się echem od sufitu sali, zawołała:
- OCH, NIE!
Rozdział XII
 
 
Najgorsze było to, że ludzie ciągle mu się kłaniali. Garion nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Czy ma im się odkłonić? Skinąć lekko głową? A może lepiej byłoby w ogóle zignorować całe to zamieszanie i zachowywać się, jakby nic nie dostrzegł? Co jednak miał począć, jeśli ktoś zwracał się do niego „wasza wysokość”?
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.