Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
..
Od rozsądku Elunia była bardzo daleka. O poranku nie czuła się rozczarowana, wręcz przeciwnie, superman spełnił wszystkie jej nadzieje i oczekiwania, nawet może nieco przesadnie. Przeżyła chwile doznań seksualnych, jakie dotychczas znała tylko z lektur i, aczkolwiek nie wszystkie ją zachwyciły, a niektóre nawet rozczarowały, w upojeniu myślała sobie, że taka jedna noc na upartego mogłaby wystarczyć na całe życie. Zakłopotał ją natomiast fakt, iż w biały dzień znajduje się w dość dużej odległości od własnego domu, w wieczorowej sukni i balowych sandałkach, w zimie, pozbawiona podstawowych kosmetyków i właściwie bez pieniędzy, bo wydawało jej się, że na weselu Andrzejka nie będą jej potrzebne. Pociechę stanowiła niedziela, w niedzielę z nikim nie była umówiona i żaden zleceniodawca się jej nie czepiał. Zleceniodawcy to też ludzie, czasem odpoczywają. Stefan Barnicz zrobił, co tylko zdołał, żeby tę cholerną dziewczynę wykorzystać i mieć z głowy. Okazała się urocza i wdzięczna, ale stanowczo zbyt naturalna. Nie tyle może niedoświadczona, ile nieskłonna do uciech wymyślnych i nietypowych. Zdecydowanie wolał damy innego autoramentu, pozbawione zahamowań, pełne inwencji i rozmachu. Z przyjemnością stwierdził, że ten ciąg do niej prawie mu minął, mógł się już uspokoić. W żadnym wypadku natomiast nie mógł sobie pozwolić na to, żeby zostawić ją u siebie na następną dobę, przeszkadzałaby mu straszliwie, musiał się jej pozbyć. Z radością przyjął jej nieśmiałe i niepewne życzenie. - Jakoś bym wróciła do domu - powiedziała Elunia, owinięta w wielki ręcznik kąpielowy, przy czymś w rodzaju śniadania. - Nie wiem jak. Co najmniej powinnam się przebrać. Co ty na to? - Odwiozę cię oczywiście i mam nadzieję, że nie spotkasz w windzie wszystkich sąsiadów. Zresztą, dlaczego nie miałabyś wracać z balu? Normalna sprawa, piękne kobiety mają prawo wracać do domu rano z rozmaitych rozrywek i mogą wyglądać, jak im się podoba. Nikt się nie zdziwi. - No dobrze, to jedźmy. Wolałabym od razu. Nie mam w tej dziedzinie doświadczenia. W swoim niebiańskim upojeniu nie pomyślała nawet, że teraz już on się powinien jakoś z nią umówić, powiedzieć coś o sobie, dać jej bodaj numer telefonu. Spytać o jej numer. Zadeklarować chęć utrzymania świeżo nawiązanego kontaktu, o ile miłosne szały jednej nocy można tym mianem określić. Sprecyzować swój stosunek do niej i wyjawić plany na przyszłość. Niczego takiego nie uczynił. Z wielką galanterią i wśród objawów czułości odwiózł ją do domu, w windzie Elunia spotkała tylko dziewczynkę z piątego piętra z psem, dziewczynka przyglądała się jej z wyraźną zazdrością, ale nic nie mówiła, Elunia dotarła do siebie i nareszcie mogła nieco ochłonąć. Na dobrą sprawę oprzytomniała porządnie dopiero w poniedziałek i pojawił się przed nią problem. Zdradziła Kazia. Nie było siły, fakt stał się faktem. Najpierw go oszukała, a potem zdradziła, rzetelnie, dobrowolnie i z całego serca. Nie dając mu wcześniej nic do zrozumienia, utrzymując go w przekonaniu, że ją ma, zdradzając niejako z zaskoczenia. Na takie świństwo Kazio nie zasługiwał. Musi teraz Kazia porzucić, chociażby z samej przyzwoitości i uczynić to jakoś delikatnie, taktownie, w miarę możności bezboleśnie. Jak to zrobić? Nie przez telefon przecież, nie należy udeptywać człowieka na obczyźnie, Kazio mógłby się zdenerwować przesadnie. W kontakcie osobistym łatwiej okazać chłód i rezerwę, łatwiej nie łatwiej, ale można zachować się tak, żeby to wyszło samo, dzięki czemu wydarzenie straci cechy gromu z jasnego nieba i Kazio będzie na nie przygotowany. Czuła się winna, co mąciło nieco jej szczęście. Dopiero wczesnym popołudniem, jadąc z gotową robotą do firmy, doznała drgnięcia niepokoju i szczęście zmętniało bardziej. Jak właściwie spotka się teraz ze Stefanem? Nie umówili się wcale, nie zadzwonił nawet, jeśli nie wczoraj wieczorem, to chociażby dziś rano, zaraz, ale przecież nie zna jej numeru telefonu! W książce telefonicznej jej chyba jeszcze nie ma... no to co, istnieje informacja! Ona jego numeru też nie zna i mogłaby... Nagle uświadomiła sobie, że nie zna również jego adresu. Pojęcia nie ma, gdzie się znalazła ubiegłej nocy, na Żoliborzu chyba, tak, oczywiście, ale gdzie na Żoliborzu...? Jakoś daleko, może to był już Marymont...? Nie zwracała żadnej uwagi na drogę, miała tylko wrażenie, że do siebie jest wieziona przez całe miasto, no dobrze, ale o numer telefonu można spytać także i bez adresu, niechby nawet istniało trzech Stefanów Barniczów, nie wszyscy chyba muszą mieszkać na Żoliborzu...?
|
WÄ…tki
|