niemal wszystkiego musieli się dowiedzieć...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Nic dziwnego, że omal nie postradali zmysłów
i prawie nieskończoną liczbę razy byli bliscy samozagłady.
Po długim, bardzo długim okresie ciszy, Drugi odrzekł:
- Ja już nauczyłem się Czegoś Nowego.
W tonie jego głosu zadźwięczała nuta, będąca wspomnieniem czegoś dobrze znanego,
ale na wpół zapomnianego.
Kiedy w końcu przemówił Pierwszy, w jego głosie również dało się słyszeć nutę
podniecenia.
- Proszę, powiedz mi... co to takiego? Ja także muszę się nauczyć Czegoś Nowego, a
później obaj powinniśmy przekazać tę wiedzę...
- Nauczyłem się tego, że sama perspektywa nauczenia się Czegoś Nowego sprawia, że
stajemy się nierozumnie gadatliwi. Nie jestem pewien... o, znów ta sama niepewność
- czy to na pewno jest czymś całkiem pożytecznym.
- Wydaje mi się- odparł Pierwszy jakby trochę oschłej niż poprzednio - że na nowo
odkryłeś coś, co nasi prapraprzodkowie określali mianem humoru. I muszę ci powiedzieć,
że nie jestem pewien, czy to jest czymś całkiem pożytecznym.
36 @
Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
Klyn Shanga leciał w nieprzeniknionych ciemnościach, starając się jak najszybciej
dołączyć do pozostałych pilotów swojej prowizorycznej, naprędce skleconej eskadry.
Rozpamiętywał cztery najważniejsze etapy swojego życia. Najpierw pełnił służbę w
siłach powietrznych swej małej krainy, stanowiącej coś w rodzaju niezależnego państwa.
Następnie, gdy przeniesiono go w stan spoczynku, zajął się uprawą roli. Potem, kiedy
całemu systemowi Renatazji zagroziło śmiertelne niebezpieczeństwo i wszystkie krainy-
państwa połączyły siły, ponownie został pilotem gwiezdnej maszyny. Za najdziwniejszy
ze wszystkich należało jednak uznać chyba ten ostatni etap, kiedy po niemal zupełnym
unicestwieniu renatazjańskiej cywilizacji zapałał żądzą zemsty i wyprawił się w
międzygwiezdne przestworza, by odnaleźć i ukarać bezlitosnych prześladowców.
Rozsiadł się wygodniej na zniszczonym, połatanym i wystrzępionym fotelu pilota.
Ostrożnie umieścił stopy pomiędzy dźwigniami akceleratora, po czym wyciągnął długie
nogi. Wyprostował plecy i rozluźnił mięśnie, usiłując pozbyć się bólu, który się w
nich zagnieździł - chyba bardziej w wyniku nerwowego napięcia niż długiego okresu
lotu. Do tego ostatniego był przyzwyczajony. Przeleciał przecież, zamknięty w kabinie
nieprawdopodobnie małego myśliwca, niewiarygodnie wielką liczbę międzygwiezdnych
parseków.
Popatrzył na biodro i upewnił się, że znów ma blaster, częściowo ukryty w czeluści
wojskowej kabury. Wystawała jedynie część wyślizganej i niemal idealnie gładkiej
rękojeści. Shanga pamiętał, że od częstego ocierania się o skórę kabury, lufa lśniła jak
wypolerowana. Jej sczerniała i lekko wyszczerbiona końcówka wyglądała, jakby z broni
strzelano częściej i dłużej, niż przewidywali projektanci. Mając broń, wojownik mógł się
znów czuć sobą. Trzeba jednak powiedzieć, że - jak zresztą prawie wszyscy zawodowi
żołnierze - nie znosił zabijania. Starał się go unikać, ilekroć potrafił znaleźć inne wyjście z
sytuacji. A poza tym mógł wyrządzić przeciwnikowi więcej krzywd potężnym ciosem lewej
pięści niż większość innych wojowników, dysponujących całym arsenałem broni. Mimo to
uważał broń, podobnie jak wysłużony, pokiereszowany przestarzały myśliwiec, niemal za
przedłużenie ciała. I jedno, i drugie traktował jak wiernego towarzysza i przyjaciela.
Tylko niewielu innych równie oddanych druhów już mu pozostało.
Czekali gdzieś daleko, na samych obrzeżach wymarłego przed tysiącami lat systemu
Tundu. Zapewne niecierpliwili się, nie wiedząc, jaką wiadomość im przekaże. Niektórzy
zostali przyholowani do tego sektora galaktyki - odległego o wiele, wiele lat świetlnych
od rodzimego świata - za pomocą wyciągniętej ze składnicy złomu i wyremontowanej
centralnej jednostki napędowej. Urządzenie było kiedyś zainstalowanym na pokładzie
gwiezdnego pancernika gigantycznym silnikiem napędu nadświetlnego. Porzucili je
odlatujący najeźdźcy, kiedy opuszczali ruiny Renatazji. Klyn Shanga i piloci jego eskadry
dołączyli do owego urządzenia - za pomocą grubych i wytrzymałych, ale elastycznych kabli
- co najmniej dwadzieścia pięć najróżniejszych myśliwców, zakupionych, ukradzionych
albo wypożyczonych na dwudziestu światach. Sama centralna jednostka w końcu stała
się także bronią - atomowym taranem, użytym w geście ostatecznej rozpaczy. Mimo to
nie spełniła pokładanych w niej nadziei i nie pomogła osiągnąć celu, z myślą o którym
nią się posłużono. Nie wyrządziła Vuffiemu Raa najmniejszej krzywdy.
Tak więc, pozbawiony możliwości przemieszczania się w nadprzestrzeni, Klyn Shanga
musiał szukać pomocy u niepewnego sojusznika. Takiego, który bez wątpienia, wcześniej
czy później go zawiedzie.
Siedząc w ciasnej kabinie na fotelu pilota, posiwiały wojownik zastanawiał się, jakich słów,
zwrotów i określeń powinien użyć, aby przekonać podwładnych, że znalazł najlepsze w
tych okolicznościach wyjście z sytuacji. Kilku spośród tych, którzy czekali na obrzeżach
Tundu, przeżyło pierwszą poważniejszą krwawą bitwę, jaką cała eskadra stoczyła w
37 @
Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
systemie Oseona. Nieco później przyłączyli się do nich pozostali. Wypełzali z cuchnących
ładowni przestarzałych frachtowców albo docierali, podrzucani przez międzygwiezdnych
poszukiwaczy śmieci i odpadów.
Na prawdziwą ironię losu zakrawał jednak fakt, że ów Rokur Gepta, z którym zawarł umowę,
charakteryzował się taką samą złośliwością i przebiegłością jak istota odpowiadająca
za zagładę Renatazji. Innym, nie mniej ironicznym zrządzeniem losu było to, że kiedy
obaj porozumiewali się i układali plany, zamierzali wykorzystać flotę jako coś w rodzaju
bazy, która pomogłaby w ich realizacji. Wykorzystywali okręty tej samej Marynarki, która
przyczyniła się do zniszczenia cywilizacji Renatazji.
Na samym początku Klyn Shanga, pałając chęcią zemsty i pragnąc wyrównać porachunki
ze sprawcami zagłady, zamierzał poświęcić życie wszystkich uczestników wyprawy.
Teraz jednak, mimo iż ogarniało go coraz większe zniechęcenie i zmęczenie, dobitniej
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….