X


- Nie wiem, panie - odparł łagodnie Sleet...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

- Nic? Zupełnie nic? Nikt go nie widział? Nie słyszał?
- Był obok nas w wodzie - przypomniała mu Carabella - nim zatonął ślizgacz.
- Tak. Pamiętam. Ale potem?
- Nic - odezwał się Tunigorn.
Valentine obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem.
- Czyżbyście znaleźli jego ciało i próbowali to przede mną zataić?
- Na Panią, Valentinie, tak samo jak ty nie wiem, co się z nim stało! - wyrzucił z siebie Tunigorn.
- Tak. Tak. Wierzę ci. Przeraża mnie to, że nie znam jego losu. Wiesz, ile dla mnie znaczył, prawda?
- Sądzisz, że musisz mi o tym przypominać? - spytał Tuni­gorn.
Valentine uśmiechnął się smutno.
- Wybacz mi, stary przyjacielu - powiedział. - Ta noc, jak sądzę, nie sprzyja spokojowi mego umysłu. - Wilgotną, zimną dłonią Carabella przykryła jego dłoń, on z kolei przykrył jej dłoń swoją. Cichym głosem powtórzył: - Proszę, wybacz mi. Tunigornie. I wy, Sleecie, Carabello.
- Mamy ci wybaczyć, panie? - spytała zdumiona Carabella. - Co wybaczyć?
- Nie mówmy o tym, kochanie - poprosił, smutno potrzą­sając głową.
- Winisz się za wydarzenia minionej nocy?
- Winie się za bardzo wiele. To, co się dziś stało, jest tylko drobną cząstką tego, za co się winie, choć dla mnie to wielka katastrofa. Oddano mi świat pod opiekę, a ja poprowadziłem go ku zagładzie.
- Valentinie, nie! - krzyknęła Carabella, a Sleet powie­dział:
- Panie, jesteś dla siebie o wiele za surowy.
- Doprawdy? - Valentine roześmiał się. - Połowa Zimroelu głoduje, pojawiło się trzech fałszywych Koronalów - a może czterech, nie wiem - Metamorfowie domagają się spłaty bardzo starego długu, a my siedzimy na granicy Piurifayne po pa­chy w piasku, połowa naszych ludzi utonęła, kto wie, jaki strasz­ny los spotkał drugą połowę i... i... - głos mu się załamał. Z wy­siłkiem odzyskał panowanie nad sobą. - To była straszna noc, jestem bardzo zmęczony i z przerażeniem myślę o tym, dlacze­go Elidath jeszcze się nie pojawił. Ale to, co mówię, nie pomo­że w odnalezieniu go, prawda? Prawda? Dobrze, odpocznijmy, poczekajmy na ranek, a kiedy nadejdzie, zaczniemy naprawiać to, co jeszcze można naprawić. Zgoda?
- Doskonale. To mądra decyzja, Valentinie - stwierdziła Ca­rabella.
Nie mieli nadziei na sen. Ułożyli się we czwórkę blisko sie­bie, rozciągnięci na piasku, i spędzili noc, czuwając, wsłuchując się w bogactwo dobiegających z dżungli dźwięków i szum płyną­cej wody. W końcu od strony Gihorny nadszedł świt; w jego szarym świetle Valentine dostrzegł, jak straszne zniszczenia spowo­dował wiatr. Od strony Gihorny, a także w pierwszych szere­gach drzew puszczy Piurifayne nie ocalał żaden liść, jakby bu­rza pluła nie powietrzem, lecz ogniem, zostawiając tylko żało­sne, nagie pnie. Na ziemi leżał piasek, gdzieniegdzie przykrywał ją cienko, w innych zaś miejscach utworzył miniaturowe wy­dmy. Ślizgacz, którym przyjechali Elidath i Tunigorn, stał na miejscu, lecz jego osłony, wysmagane piaskiem, były szare i ma­towe. Jedyny pojazd, który dotarł na drugi brzeg rzeki, leżał na boku jak smok morski, ciśnięty na plażę przez fale.
Grupka ocalałych - mogło ich być czterech lub pięciu - sie­działa na przeciwległym brzegu rzeki, kilku innych, głównie Skandarów z osobistej straży Koronala, znajdowało się tuż po­niżej miejsca, z którego patrzył, inni wędrowali wzdłuż brzegu, najwyraźniej szukając ciał. Zwłoki układano w schludnych, rów­nych rzędach obok przewróconego ślizgacza. Nie dostrzegł mię­dzy nimi Elidatha, ale nie bardzo już wierzył, że spotka stare­go przyjaciela wśród żywych, i nie poczuł niemal nic, tylko do­tyk paraliżującego chłodu koło serca, kiedy wkrótce po wschodzie słońca pojawił się jeden ze Skandarów, niosąc po­tężne ciało Elidatha w czterech ramionach, jakby trzymał lalkę.
- Gdzie go znaleziono?
- Jakieś pół mili stąd w dole rzeki, panie, może nieco dalej.
- Złóż go i zacznij myśleć o grobach. Wszystkich naszych zmarłych pochowamy dziś rano, na tym małym wzgórzu przy brzegu.
- Tak, panie.
Valentine spojrzał na ciało przyjaciela. Elidath miał za­mknięte oczy, a lekko rozchylone usta wydawały się niemal uśmiechać, choć - z czego zdawał sobie sprawę - równie dobrze mógł być to grymas agonii.
- Wczoraj wyglądał tak staro - powiedział do Carabelli. A potem, zwracając się do Tunigorna, dodał: - Czy i ty zauwa­żyłeś, jak bardzo postarzał się przez ostatni rok? Lecz teraz znów sprawia wrażenie młodego. Zmarszczki znikły; mógłby znów mieć dwadzieścia kilka lat. Czy nie odnosisz takiego wrażenia?
- Obwiniam się za jego śmierć - powiedział Tunigorn ponuro.
- Jak to? - spytał ostro Valentine.
- To ja wezwałem go z Góry Zamkowej. Przyjedź, powie­działem mu, pośpiesz na Zimroel, Valentine snuje jakieś dziw­ne plany, choć dokładnie nic o nich nie wiem, ty jeden potrafisz skłonić go, by ich zaniechał. Przyjechał... a teraz... Gdyby został na Górze Zamkowej...
- Nie, Tunigornie. Zamilcz, proszę.
Oszołomiony niczym we śnie, Tunigorn mówił jednak na­dal, jakby nie potrafił przestać:
- ...stałby się Koronalem po twym odejściu do Labiryntu, żyłby długo i szczęśliwie na Zamku, rządziłby mądrze, a teraz... teraz...
- Nie zostałby Koronalem, Tunigornie - powiedział łagodnie Valentine. - Wiedział o tym i był szczęśliwy. Daj spokój, sta­ry przyjacielu, mówiąc te nonsensy, sprawiasz, że jego śmierć jest dla mnie jeszcze większym ciężarem. Elidath stoi już u Źró­dła; z całego serca życzyłbym sobie, by nie nastąpiło to przed upływem kolejnych siedemdziesięciu lat, lecz jednak się zda­rzyło, nic nie poradzimy, niezależnie od tego, jak długo będzie­my się zastanawiali, co by było, gdyby... My przeżyliśmy i ma­my wiele do zrobienia. Zacznijmy więc, Tunigornie, dobrze? Do­brze? Czy weźmiemy się do roboty?
- Co musimy zrobić, panie?
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Drogi uĹźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.