Mimo to nie był to „taniec wokół złotego cielca”! W tym względzie mija się Pan z prawdą, Mój Drogi Panie Panter...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
My tańczymy dla czystej przyjemności. Nawet w kuchni przy gramofo­nie. Bo my to mamy w sobie. Wszędzie. W brzuchu, aż po ramiona. Nawet w obu uszach, które, jak Pan w swoich artykulikach słusznie spostrzega, u mojego Horsta-Eberharda są nielicho odstające. Bo czy to shimmy, czy charleston, sprawa jest nie tylko w nogach, ale bierze się ze środka i przenika na wskroś. Normalnie wznosi się falami od dołu do góry. I to pod samą czaszkę. Nawet dygotanie należy do kompletu i daje troszeczkę szczęścia. Ale jeśli Pan nie wie, co to jest szczęście, mam na myśli szczęście chwili, to niech się Pan zgodzi, że ja „U Walterka” w każdy wtorek i każdą sobotę dam Mu darmową lekcję.
Ma Pan moje słowo! Byle tylko nie kucać. Zaczniemy spokojniutko. Na rozgrzewkę odstawimy one-stepa przez cały parkiet tam i z powrotem. Ja poprowadzę, a Pan w drodze wyjątku pozwoli się prowadzić. Zwyczajnie kwestia zaufania. Poza tym to idzie łatwiej, niż się wydaje. A potem spróbujemy „Akurat banany”. Można podśpiewywać. Tak jest przyjemniej. I jeśli potem nie dostanie Pan zadyszki, a mój Horst-Eberhard nie będzie miał nic przeciw, to puścimy się oboje w normalnego charlestona. Z początku czuje się go nielicho w łydkach, ale jak on rozgrzewa. A jeśli potem będziemy w dobrym nastroju, to ja ekstra dla Pana otworzę swoją puszeczkę. Byle tylko nie kucać! Ledwie szczypta. Nie ma mowy, żeby się przyzwyczaić. Tylko dla rozweselenia, pod słowem.
Mój Horst-Eberhard mówi zresztą, że Pan po większej części pisze pod jakimś pseudonimem. Raz jako Panter, innym razem jako Tiger, to znów jako pan Wróbel. I że jest z Pana mały, gruby polski Żyd, gdzieś o tym czytał. Ale nic nie szkodzi. Moje nazwisko też kończy się na ski. A grubasy to po większej części dobrzy tancerze. I jak w przyszłą sobotę będzie Pan przy forsie, i w ogóle w dobrym humorze, to raz-dwa otworzymy butelkę szampana albo i dwie. I ja opowiem Panu, co to się dzieje w sklepie z butami. Bo ja jestem u Leisera, w dziale męskim. Tylko o polityce nie będziemy gadać. Obiecuje Pan?
Z serca Panu oddana Ilse Lepinski
 
Peter Panter to jeden z dziennikarskich pseudonimów Kurta Tucholskiego (1890-1935), prozaika i publicysty. Tucholsky zmarł na emigracji w Szwecji. Z jego utworów przełożono na polski powieść garnek Cripsholm” oraz wybór publicystyki „Księga pięciu szyderców”. (Przyp tłum.)
 
 
1922
 
Co jeszcze chcecie ode mnie usłyszeć! Wy, dziennikarze, tak czy siak wszystko wiecie lepiej. Co było do powiedzenia, to powiedziałem. Ale mnie przecież żaden nie wierzy. „Nie ma stałego zajęcia i cieszy się złą opinią”, podano przed sądem do protokołu. „Ten Theodor Brüdigam to szpicel”, mówiono, „opłacany przez socjałów i ponadto przez reakcję”. Owszem, ale płacili tylko ludzie z brygady Ehrhardta, którzy - jak pucz Kappa spalił na panewce i brygadę pod przymusem trzeba było roz­wiązać — dalej robili swoje. A co mieli robić innego? I co tutaj znaczy „nielegalnie”, skoro z grubsza wszystko, co się dzieje, tak czy siak urąga prawu, a wroga ma się po lewej, nie zaś, jak twierdzi kanclerz Wirth, po prawej. Nie, to nie komandor Ehrhardt, tylko kapitan Hoffmann miał w swojej gestii honoraria. I ten to na pewno należy do O. C. Co do innych to nigdy tego tak dokładnie nie wiadomo, bo oni sami nie wiedzą, kto jest w organizacji, kto nie. Nieduże sumy pochodziły też od Tillessena. To brat owego Tillessena, co strzelał do Erzbergera i jest takim samym katolikiem jak ta szycha w Centrum, której już nie ma. Tillessen ukrywa się teraz na Węgrzech albo gdzieś indziej. Ale właściwie to angażował mnie Hoffmann. Miałem dla Organizacji Consul inwigilować kilka lewicowych ugrupowań, nie tylko komunistycznych. Jakby od niechcenia wyliczył mi, z kim po listopadowym zdrajcy Erzbergerze trzeba się jeszcze załatwić. Naturalnie z socjałem Scheidemannem i ugodowcem Rathenauem. Były też plany co do kanclerza Wirtha. Zgadza się, to ja w Kassel ostrzegłem Scheide­manna. Dlaczego? No, ponieważ jestem zdania, że nie drogą morderstw, tylko jako tako legalnie, i to najpierw w Bawarii, powinno się rozsadzić, obalić cały system i potem, jak ten Mussolini we Włoszech, ustanowić narodowe państwo porządku,
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.