Luli uśmiechnęła się do niego...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

- Chodź. Osobiście cię wykąpię.
Wrogowie nas wzmacniają.
Sprzymierzeńcy osłabiają.
Powiadam to w nadziei, że pomoże to wam zrozumieć, dlaczego działam tak, jak działam, z pełną wiedzą o si­łach, które narastają w moim Imperium z jednym tylko pragnieniem - zniszczenia mnie. Wy, którzy czytacie te słowa, możecie w pełni wiedzieć, co się rzeczywiście wyda­rzyło, ale wątpię, czy to rozumiecie.
"Wykradzione dzienniki"
Ceremonia "prezentacji", którą rozpoczynali swoje spotkania, ciągnęła się dla Siony w nieskończoność. Siedziała w pierwszym rzę­dzie i patrzyła wszędzie, tylko nie na Topriego, który prowadził cere­monię zaledwie kilka kroków od niej. Tego pomieszczenia w służbo­wych tunelach Onn nigdy jeszcze nie wykorzystywali, ale było tak podobne do wszystkich innych miejsc ich spotkań, że można było je uważać za modelowe. "Sala Zebrań Buntowników - Kategoria B" -pomyślała.
Oficjalnie pomieszczenie to było magazynem i raz nastawio­nych kuł świętojańskich znajdujących się w nim nie można było przestawić z ich ostrego, białego lśnienia. Sala miała około trzy­dziestu kroków długości i niewiele mniejszą szerokość. Można by­ło do niej dotrzeć tylko przez labirynt podobnych pomieszczeń, z których jedno wypełnione było zapasem twardych, składanych krzeseł, przeznaczonych do małych pokojów sypialnych persone­lu. Dziewiętnastu współbuntowników, nie licząc Siony, zajmowało teraz krzesła dookoła niej, pozostawiono kilka wolnych miejsc dla spóźnialskich, którzy mogli jeszcze dotrzeć na spotkanie.
Czas zebrania wyznaczono pomiędzy nocną i poranną zmianą, by ukryć dodatkowy ruch ludzi w służbowych drążniach. Większość buntowników była przebrana za energetyków - w cienkie, szare spod­nie i bluzy jednorazowego użytku. Kilkoro, włączając w to Sionę, ubranych było w zieleń nadzorców maszyn.
Głos Topriego rozchodził się po sali z natarczywą monotonią. W czasie gdy prowadził ceremonię, ani razu nie zdarzyło mu się mó­wić piskliwie. Siona musiała przyznać, że był w tym raczej dobry, zwłaszcza wobec nowo zwerbowanych. Jednak od otwartego stwier­dzenia Nayli, że nie ufa temu człowiekowi, Siona patrzyła na Topriego w inny sposób. Nayla potrafiła mówić z tą bezwzględną naiwno­ścią zdzierającą wszystkie maski. Poza tym Siona dowiedziała się co nieco o Toprim od czasu tamtej konfrontacji.
Siona odwróciła się w końcu i popatrzyła na niego. Zimne srebrne światło nie było korzystne dla bladej skóry Topriego. Do ceremonii używał kopii krysnoża, kupionej i przemyconej od Muzealnych Fremenów. Patrząc na ostrze w dłoniach Topriego, Siona przypomniała sobie tę transakcję. To był jego pomysł i wtedy wydawał jej się dobry.
Zaprowadził ją na spotkanie do rudery na skraju miasta, dokładnie o zmroku. Czekali długo, dopóki nie zapadły ciemności mogące ukryć nadejście Muzealnych Fremenów. Fremenom nie pozwalano opusz­czać swych siczowych kwater bez specjalnego zezwolenia Boga Im­peratora.
Po jakimś czasie Siona uznała, że nikt już nie przyjdzie, i kiedy chciała powiedzieć o tym Topriemu, z mroku wyśliznął się Fremen. Pozostawił na straży przy drzwiach swoją eskortę i wszedł do zupeł­nie nie umeblowanego pokoju, gdzie czekali buntownicy. Jedyne światło w pomieszczeniu pochodziło ze słabej żółtej pochodni, pod­trzymywanej przez kołek wbity w rozsypującą się glinianą ścianę.
Pierwsze słowa Fremena napełniły Sionę złym przeczuciem:
"Czy przynieśliście pieniądze?"
Topri nie wydawał się zakłopotany pytaniem. Poklepał woreczek pod swoją szatą, który w odpowiedzi zabrzęczał.
"Pieniądze mam tutaj."
Fremen był stary i mocno przygarbiony. Miał na sobie kopię sta­rych fremeńskich szat, a pod spodem jakiś lśniący ubiór, prawdopo­dobnie ich wersję filtrfraka. Jego kaptur był naciągnięty na czoło i skrywał część twarzy. Światło pochodni wprawiało w taniec cienie na jego obliczu.
Spojrzał najpierw na Topriego, potem na Sionę, i wyciągnął spod swojej szaty zawinięty w tkaninę przedmiot.
"To prawdziwa kopia, ale jest wykonana z plastyku - powiedział. - Nie będzie kaleczyć ani brudzić."
Następnie wyciągnął z zawiniątka ostrze i podsunął je ku nim.
Siona, która widziała krysnoże tylko w muzeach i na unikatowych archiwalnych nagraniach rodziny, stwierdziła, że dziwnie działa na nią widok ostrza w tych osobliwych warunkach. Czuła oddziaływanie czegoś atawistycznego i wyobraziła sobie tego biednego Muzealnego Fremena z plastykowym krysnożem jako prawdziwego Fremena z dawnych czasów. Rzecz, którą trzymał, stała się nagle krysnożem o mlecznobiałym ostrzu, lśniącym wśród żółtych cieni.
"Ręczę za autentyczność ostrza, z którego powstała ta kopia" - powiedział Fremen. Mówił głosem cichym, w jakiś sposób groźnym przez swój brak emfazy.
Siona dosłyszała tę groźbę, sposób, w jaki jad sączył się, ukryty w miękkich samogłoskach, i nagle stała się czujna.
"Spróbuj zdradzić, a rozgnieciemy cię jak robaka*" - powiedziała.
Topri rzucił jej spojrzenie pełne strachu.
Wydawało się, że Muzealny Fremen zadrżał, wycofał się w głąb siebie. Ostrze zadygotało w jego dłoni, ale starcze palce wciąż obej­mowały rękojeść, jak gdyby trzymając za gardło.
"Zdradzić, pani? Och, nie. Ale dotarło do nas, że zażądaliśmy zbyt mało za tę kopię. Chociaż marna, to wytworzenie i sprzedaż jej w ten sposób naraża nas na straszliwe niebezpieczeństwo."
Siona popatrzyła na niego, myśląc o starych fremeńskich słowach z Przekazów Ustnych: "Gdy raz twa dusza stanie się przekupna, suuk zawsze już będzie podstawą twej egzystencji."
"Ile chcesz?" - spytała z naciskiem.
Wymienił sumę dwukrotnie wyższą od pierwotnej ceny. Topri westchnął. Siona popatrzyła na niego.
"Masz tyle?"
"Niezupełnie, ale zgodziliśmy się na..."
"Daj mu, ile masz, wszystko" - powiedziała Siona.
"Wszystko?"
"Tak chyba powiedziałam? Wszystkie monety z torby. - Odwróciła się do Muzealnego Fremena. - Przyjmiesz tę zapłatę." - To nie było pytanie i starzec właściwie zrozumiał jej słowa. Owinął ostrze w ma­teriał i podał je Sionie. Topri wyciągnął dłoń z woreczkiem monet, mrucząc pod nosem.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.