Już sama sceneria wydała się Marissie wystarczająco odświętna...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Wszystkie okna płonęły jasnym światłem. Stosując się do wskazówek Ralpha, Marissa okrążyła dom z lewej Strony. Sądziła, że przyjedzie jako jedna z ostatnich, na podjeździe nie spostrzegła jednak żadnego samochodu.
Mijając dom, spojrzała w górę na prowadzące na drugie piętro spiralne schody pożarowe. Zwróciła na nie uwagę któregoś wieczoru, gdy Ralph musiał zawrócić do domu po biper. Wyjaśnił jej wówczas, że poprzedni właściciel umieścił na górze pomieszczenia dla służby, w związku z czym miejski wydział budownictwa wymógł na nim dobudowanie tych schodów. Na tle białego drewna elewacji czarna, metalowa klatka schodowa sprawiała groteskowe wrażenie.
Marissa zaparkowała samochód przed wjazdem do garażu, który swoją skomplikowaną bryłą doskonale pasował do domu, i zapukała do tylnych drzwi, znajdujących się w nowym skrzydle, niewidocznym od frontu. Nikt jej nie otworzył. Zajrzała przez okno i zobaczyła, że w kuchni praca wre na pełnych obrotach. Postanowiła nie sprawdzać, czy drzwi są otwarte. Obeszła dom i zadzwoniła do drzwi frontowych. Natychmiast ukazał się w nich Ralph i mocno uściskał Marissę na powitanie.
- Dziękuję, że przyszłaś trochę wcześniej - powiedział, pomagając jej zdjąć płaszcz.
- Wcześniej? Byłam pewna, że się spóźniłam.
- Ależ skąd - odparł Ralph. - Goście nie powinni się pojawić przed wpół do dziewiątej. - Powiesił jej płaszcz do szafy.
Ku swemu zdziwieniu Marissa spostrzegła, że Ralph założył wytworny smoking. Musiała przyznać, że było mu w nim bardzo do twarzy, choć sama poczuła się trochę niepewnie.
- Mam nadzieję, że jestem odpowiednio ubrana - powiedziała. - Nie wspominałeś, że ma to być oficjalne przyjęcie.
- Wyglądasz olśniewająco, jak zwykle. Po prostu korzystam z okazji, by raz na jakiś czas pokazać się w smokingu. Pozwól, że oprowadzę cię po domu.
Marissa podążyła za nim, stwierdzając po raz kolejny, że jeśli chodzi o wygląd, Ralph stanowi ideał lekarza: zdecydowane, sympatyczne rysy twarzy i siwiejące klasycznie włosy. W ślad za Ralphem weszła do salonu, który urządzony był ciekawie, choć nieco ascetycznie. Służąca w czarnym stroju stawiała właśnie na stole przystawki.
- Tutaj zaczniemy przyjęcie - poinformował ją Ralph. - Napoje będą podawane w pokoju obok.
Rozsunął dwuskrzydłowe panelowe drzwi i wprowadził ją do pomieszczenia, w którym po lewej stronie za barem młody człowiek zawzięcie polerował kieliszki. Za łukowatym przejściem znajdowała się właściwa jadalnia. Marissa doliczyła się nakryć na co najmniej dwanaście osób.
Przeszli przez jadalnię do nowego skrzydła domu, gdzie znajdował się salon i przestronna, nowocześnie wyposażona kuchnia. Troje czy czworo ludzi zajmowało się tam szykowaniem kolacji.
Upewniwszy się, że przygotowania idą zgodnie z planem, Ralph poprowadził Marissę z powrotem do salonu, gdzie wyjaśnił jej, iż zaprosił ją nieco wcześniej w nadziei, że przyjmie propozycję pełnienia obowiązków pani domu. Marissa zgodziła się nie bez pewnego zdziwienia - w końcu spotkała się z Ralphem zaledwie pięć czy sześć razy.
W tej chwili rozległ się dzwonek przy drzwiach - pierwsi goście przybyli na przyjęcie.
Na swoje nieszczęście Marissa nigdy nie miała zdolności zapamiętywania nazwisk. Udało jej się zanotować w pamięci państwa Hayward, a to z powodu niewiarygodnej siwizny doktora Haywarda. Ponadto rozpoznawała jeszcze państwa Jackson, ze względu na noszony przez panią Jackson brylant wielkości piłki golfowej, oraz państwa Sandberg - psychiatrów.
Onieśmielona wspaniałymi futrami i biżuterią, Marissa z trudem zdobyła się na krótką rozmowę z kilkoma gośćmi. Z całą pewnością żaden z nich nie prowadził praktyki lekarskiej w jakimś zapomnianym przez Boga miasteczku.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….