Jeszcze do wczoraj sama myśl o tym krajobrazie przy­prawiała go o mdłości...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
I w gruncie rzeczy, w przypływie gniewu myślał nawet, że te jamy były wykopane właśnie dla takich oszustów jak ten sprzedawca pocztówek.
Jednak nie ma żadnej podstawy, aby uważać życie w tych jamach i ten krajobraz za rzeczy sobie prze­ciwstawne. A zresztą dlaczego piękny krajobraz miałby być wobec człowieka tolerancyjny? A zatem jego punkt wyjścia - założenie, że piasek należy rozumieć jako za­przeczenie stałości - nie był głupi. Płynność ziaren o przekroju 1/8 mm... świat, w którym sam stan jest już egzystencją... Piękno piasku, innymi słowy, jest- domeną śmierci. To piękno śmierci panujące nad wspaniałością ruin i olbrzymią siłą zniszczenia. Nie, chwileczkę. Co pocznę, jeśli będą mi wymawiać, że trzymam mocno bilet powrotny i nie chcę go wypuścić z rąk? Ty lubisz filmy o dzikich zwierzętach i o wojnach, gdyż wierzysz, że dzień dzisiejszy, będący kontynuacją wczorajszych, czeka na ciebie i nadejdzie od razu, gdy tylko wyjdziesz z ki­na - i chodzisz na te filmy, choćbyś nawet za tę przy­jemność miał zapłacić atakiem serca. Ale czy znajdzie się taki szaleniec, który chodziłby do kina z prawdziwą bronią nabitą prawdziwymi nabojami?... Tylko niektóre rodzaje myszy pijących własną urynę czy też owadów żywiących się padliną, lub w najlepszym razie pewne ludy pasterskie, które znają tylko bilety w jedną stronę, mogą przystosować się do życia na pustyni. Gdybyś wie­rzył od samego początku, że posiadasz bilet tylko w jedną stronę, wówczas nie potrzebowałbyś czepiać się piasku tak kurczowo jak ostryga trzymająca się skały. Lecz na­wet koczownictwo zmieniło obecnie swą nazwę na “prze­mysł hodowlany", więc...
Szkoda, że nie powiedział o tym krajobrazie kobiecie... Powinien był też zaśpiewać jej, choćby nawet fałszywie, pieśń o piaskach, gdzie absolutnie nie ma miejsca na bilety powrotne. Lecz to, co czynił, było w najlepszym razie niezręcznym naśladownictwem żigolaka, który chciał­by złowić kobietę na przynętę, jaką jest inne życie.
Nawet jego dusza siedziała nosem w piasku - był po­dobny do kota zamkniętego w papierowym worku.
Nagle znikły światła na grzbiecie wydmy. W okamgnie­niu cały krajobraz pogrążył się w mroku. Niepostrzeżenie ucichł wiatr i zaczęła podnosić się mgła. Widocznie dla­tego tak nagle zaszło słońce.
A więc, w drogę!
 
25
Powinien przekraść się przez wieś, zanim grupa trans­portowa rozpocznie pracę przy piasku. Z dotychczasowego doświadczenia wiedział, że pozostało mu jeszcze około godziny. Dla pewności można przyjąć, że tylko czterdzie­ści pięć minut. Cypel przylądka okalający wieś zakręcał łagodnie w kierunku lądu i dochodził do zatoki po stro­nie wschodniej, wciskając wiejską drogę w wąziutką ścieżkę. I tu także kończyła się stroma ściana przylądka, przechodząc w niewysokie podmyte wydmy. Po prawej stronie widział sączące się przez mgłę światła wioski; idąc prosto przed siebie miał nadzieję trafić właśnie tam, gdzie kończyły się skały. To będzie chyba ze dwa kilo­metry... A dalej już peryferie wioski. Nie pamiętał tu żadnych domów, tylko z rzadka rozrzucone pólka orzesz­ków. Droga ubita była z czerwonej glinki, więc biegnąc co sił w ciągu piętnastu minut dotrze do szosy. A gdy tylko się tam dostanie, wygrana należy do niego. Tam­tędy chodzą autobusy, a także - zdrowy ludzki rozsą­dek.
Zgodnie z obliczeniami za trzydzieści minut powinien wydostać się poza wieś. Trudno jest iść po tym piasku z szybkością 4 km na godzinę. Przykre było jednak nie to, że zapadały się stopy, lecz - marnowanie sił, gdyż piasek nie stawiał stopom oporu. A już największym marnotrawieniem sił był bieg. Jeszcze najbardziej efek­tywny był marsz długimi krokami. Lecz piasek kompen­sował tę stratę tłumiąc odgłos kroków. Dobrze, że nie musiał przynajmniej martwić się, że ktoś go usłyszy.
Oj, uważaj pod nogi! Nie przejmował się tym, czy się przewracał, czy nie; być może nie doceniał niebezpieczeń­stwa; często potykał się w jakimś wgłębieniu czy na wzniesieniu i padał na kolana. Dobrze, że tylko na ko­lana. Co by było, gdyby wpadł w drugą głęboką jamę?
Było ciemno - dokoła tylko pofalowany nieregularnie piasek. Duże fale poprzecinane mniejszymi, a pośród tych małych można było jeszcze odróżnić drobne nierówności. Światła wsi, które były dla niego drogowskazem, poja­wiały się rzadko w polu widzenia, zasłaniane przez grzbiety bezkreśnie ciągnących się fal. Gdy nie dostrzegał świateł - kierował się intuicją, i musiał wracać co pe­wien czas na właściwą drogę. Zboczenie z kierunku za­wsze było przerażająco duże. Przypuszczalnie nogi same kierowały się ku wzniesieniom, w podświadomym dążeniu do światła.
Ach, znowu się pomylił! Bardziej w lewo! Gdyby szedł w tym kierunku, trafiłby w sam środek wsi. Choć minął już trzy wzgórza, światła wcale się nie przybliżały... Tak jakby krążył w jednym miejscu. Pot zalewał mu oczy. Zatrzymał się na chwilę i odetchnął głęboko.
Czy kobieta już się obudziła? Jak zareaguje, gdy stwierdzi jego nieobecność? Nie, tak szybko nie zauważy... Nie pomyśli chyba nic innego, jak to, że poszedłem się załatwić za dom... Dzisiejszej nocy kobieta jest zmęczona... Zdziwi się, że spała aż do zmroku, i trudno jej będzie się obudzić. I nagle poczuje suchość między obolałymi udami i lekkie pieczenie - i przypomni sobie szaleństwo dzisiej­szego poranka... Szukając po omacku lampy uśmiechnie się zawstydzona...
Właśnie, wcale nie ma powodu poczuwać się do obo­wiązku i odpowiedzialności za ten jej uśmiech. Wraz z jego ucieczką kobieta straci z życia tylko okruszynę, którą łatwo można zastąpić lustrem albo radiem.
“Naprawdę, bardzo mi pomagasz... Teraz jest zupełnie inaczej niż wtedy, gdy byłam sama. Nie muszę się tak śpieszyć rano, a pracę kończę ze dwie godziny wcześniej... Później poproszę związek o jakąś robotę do domu... Za­oszczędzę trochę z tego... i wtedy będę mogła kupić lustro czy radio..."
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.