- Jeżeli po tym wszystkim, co się wydarzyło, wierzy pan jeszcze, że zniknęli za sprawą przedziwnego zrządzenia losu, to czas najwyższy, żeby przekazał pan...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
A swoją drogą, szeryfie, to właśnie pan może być tym, kogo szukamy.
Pearce z odpychajÄ…cym wyrazem twarzy ruszyÅ‚ ku niemu, wywijajÄ…c pięściÄ…, lecz Claremont szybko zagrodziÅ‚ mu drogÄ™. Jeżeli puÅ‚kow­nikowi czego§ brakowaÅ‚o, to w każdym razie nie autorytetu.
- Dość tego, szeryfie! Za dużo już było przemocy!
- CaÅ‚kowicie zgadzam siÄ™ z puÅ‚kownikiem -rzekÅ‚ Fairchild, wydy­majÄ…c policzki. MówiÅ‚ dobitnie, z prawdziwie gubernatorskim namasz­czeniem. - Chyba zawodzÄ… nas nerwy. Nie wiemy, czy to, co nam sugeruje ten... ten przestÄ™pca, odpowiada prawdzie. Nie wiemy, czy doktora Molyneux zamordowano... - Fairchild miaÅ‚ wspaniaÅ‚y dar akcentowania pewnych słów, po których nastÄ™powaÅ‚a znaczÄ…ca pauza - mamy na to tylko sÅ‚owo Deakina, podobnie jak i na to, że kiedyÅ› byÅ‚ lekarzem... a wszyscy wiemy, ile jest warte jego sÅ‚owo.
- Pan mnie publicznie oczernia, gubernatorze - powiedziaÅ‚ wiÄ™­zieÅ„. - Konstytucja mówi wyraźnie, że obywatel - w tym wypadku ja - ma prawo domagać siÄ™ zadośćuczynienia za takie bezpodstawne oszczerstwa. Mam szeÅ›ciu Å›wiadków na to, że pan mnie znieważyÅ‚. - RozejrzaÅ‚ siÄ™. - ProszÄ™ zauważyć, że nie wszyscy sÄ… przychylnie nastawieni.
- Proszę! On mówi o prawie! - Fairchild poczerwieniał jak burak, a wytrzeszczone, nabiegłe krwią niebieskie oczy omal nie wyszły mu z orbit. - Ktoś, kto drwi sobie z prawa, morderca i podpalacz, ma czelność powoływać się na świętą konstytucję naszego kraju! - Umilkł,
zdajÄ…c sobie sprawÄ™, że jego forma aktorska pozostawia w tym momen­cie wiele do życzenia. - Nie wiemy, czy Oaklanda i Newella zamor­dowano - podjÄ…Å‚ przerwany wÄ…tek. - Nie wiemy, czy Peabody naprawdÄ™ padÅ‚ ofiarÄ…...
- Strzępi pan język na próżno - przerwał mu Deakin pogardliwie i spojrzał na niego z namysłem. - A może nie zamierza pan zamknąć się w nocy na klucz? - Zrobił dłuższą pauzę, lecz gubernator nie skorzystał z niej, wobec czego dorzucił: - No, chyba że ma pan podstawy sądzić, że pan akurat może spać spokojnie.
Fairchild przeszył go wzrokiem.
- Zapłacisz mi za tę insynuację, Deakin! - syknął.
- Patrzcie państwo, kto tu mówi o insynuacjach - odciął się Deakin zmęczonym głosem. - Zapłacę? Czym? Głową? To już od dawna przesądzone. A to dobre! Wszyscy, jak tu siedzicie, uparliście się oddać mnie w ręce sprawiedliwości, a tymczasem jeden z was ma na swych rękach krew czterech ludzi. A może nie czterech. Może osiemdziesięciu czterech.
- Osiemdziesięciu czterech? - Fairchild wykrzesał z siebie resztki wyniosłości.
- jak to pan mówiÅ‚, nie wiemy, czy stratÄ™ wagonów z żoÅ‚nierzami należy uznać za wypadek. - WiÄ™zieÅ„ zapatrzyÅ‚ siÄ™ w dal, a po chwili znów spojrzaÅ‚ na gubernatora. - Tak samo jak nie wiemy, czy tylko jeden z was oÅ›miu - a mówiÄ™ „oÅ›miu, bo choć nie ma ich tu z nami, nie możemy wykluczyć Banlona i Rafferty'ego, natomiast musimy wyklu­czyć pannÄ™ Fairchild - jest sprawcÄ… tych zabójstw. Możliwe, że dwóch lub wiÄ™cej zbrodniarzy dziaÅ‚a w zmowie. JeÅ›li tak, to wobec prawa sÄ… oni równie winni. Wiem, bo praktykowaÅ‚em medycynÄ™ sÄ…dowÄ…, choć pewnie nikt z was mi nie uwierzy.
Co rzekłszy, Deakin ostentacyjnie odwrócił się plecami do reszty towarzystwa, oparł łokcie na mosiężnej poręczy i wyjrzał przez okno w gęstniejący, śnieżny mrok.
 
RozdziaÅ‚ szósty 
Banlon pÅ‚ynnie zatrzymaÅ‚ pociÄ…g, unieruchomiÅ‚ koÅ‚o hamulcowe i za­blokowaÅ‚ je olbrzymim kluczem. OtarÅ‚ szmatÄ… pot z czoÅ‚a i ze znużeniem odwróciÅ‚ siÄ™ do Rafferty'ego, który z przymkniÄ™tymi oczami staÅ‚ oparty o Å›cianÄ™ kabiny, dosÅ‚ownie sÅ‚aniajÄ…c siÄ™ na nogach.
- Starczy - powiedział. - Starczy. Jestem skonany.
- Dwa trupy - podsumował maszynista, wyjrzał w mrok i zadymkę i wzdrygnął się. - Chodź pan. Zajrzymy do pułkownika.
Pułkownik siedział tymczasem tak blisko rozpalonego piecyka, jak to tylko możliwe. Wokół niego stłoczyli się gubernator Fairchild, O'Brien, Pearce i Marika. Wszyscy trzymali szklanki z jakimiś napojami. W kącie po drugiej stronie przedziału przycupnął na podłodze skulony z zimna Deakin. Jak można się było spodziewać, on nie miał nic do picia.
OtworzyÅ‚y siÄ™ drzwi prowadzÄ…ce na przedni pomost i do Å›rodka weszli Banlon i Rafferty, wpuszczajÄ…c za sobÄ… mroźne powietrze i tuma­I ny gÄ™stego Å›niegu. Szybko zatrzasnÄ™li drzwi. Obaj byli bladzi i skrajnie wyczerpani.
Maszynista ziewnÄ…Å‚ jak smok, dyskretnie zasÅ‚aniajÄ…c usta, bo nie ziewa siÄ™ w obecnoÅ›ci puÅ‚kowników i gubernatorów. Nie mogÄ…c siÄ™ powstrzy­i mać, ziewnÄ…Å‚ raz jeszcze.
- Fajrant, pułkowniku - oświadczył. - Albo się położymy, albo padniemy na twarz.
- Dobra robota, Banlon, spisaliście się na sto dwa. Nie omieszkam poinformować o tym waszych pracodawców z Union Pacific. A z was, Rafferty, jestem dumny. - Claremont zastanowił się. - Możecie zająć moje łóżko, Banlon. Rafferty, wy się prześpicie u majora.
- Dziękuję. - Maszynista ziewnął po raz trzeci. - Jeszcze jedno, pułkowniku. Ktoś musi pilnować ciśnienia w kotle.
- Czy to nie marnotrawstwo opału? Nie możecie po prostu wygasić w piecu, a potem rozpalić na nowo?
- Nie da rady. - Banlon stanowczo potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, z góry wy­kluczajÄ…c wszelkÄ… dyskusjÄ™ na ten temat. - Na rozpalenie pod kotÅ‚em stracilibyÅ›my ze dwie godziny i tyle samo opaÅ‚u, ile zużyjemy na utrzymanie ognia. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że jeżeli zamarzÅ‚aby woda w rurach skraplacza... ano, puÅ‚kowniku, na piechotÄ™ do Fortu Humboldta jest stÄ…d Å‚adny kawaÅ‚ek drogi.
Deakin podniósł się sztywno.
- Mnie spacery nie bawią. Zajmę się kotłem.
- Ty? - Pearce również wstał, łypiąc na więźnia podejrzliwie. - Skąd ta nagła chęć współpracy?
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….