Jak dwunastoletnie dziecko, którym był na przykład wtedy, gdy Sandre, diuk Astibaru, zastał go nagiego na stajennej sło­mie z szesnastoletnim synem głównego...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Jego kochanek został oczywiście stracony. Uczyniono to dys­kretnie, aby sprawę utrzymać w tajemnicy. Przez trzy dni z rzędu ojciec chłostał Tomasso, co rano na nowo otwierając biczem gojące się rany. Matce zakazał do niego przychodzić. Nikt do niego nie przychodził.
Był to jeden z nielicznych błędów ojca, pomyślał Tomasso, cofając się myślami o trzydzieści lat. Wiedział, że od owych trzech dni datuje się jego własna skłonność do posługiwania się biczem w miłości. Lubił to nazywać jednym ze swoich szczę­śliwych trafów.
Co prawda Sandre nigdy go już nie karał ani tak, ani w inny sposób. Kiedy stało się jasne, że nie ma żadnej nadziei na utrzymanie wszystkiego w tajemnicy, że skłonności Tomasso, łagodnie mówiąc, nie da się zmienić czy stłumić, diuk po pro­stu przestał zauważać swego średniego syna.
Trwało to ponad dziesięć lat. Sandre cierpliwie usiłował przygotować Gianno na swego następcę, nie mniej czasu spę­dzając z młodym Taeri i dając wyraźnie wszystkim do zrozu­mienia, że najmłodszy syn jest następny w kolejności po naj­starszym. Przez ponad dziesięć lat Tomasso w murach pałacu Sandrenich po prostu nie istniał.
Z całą pewnością zaznaczał jednak swoją obecność w Astibarze i kilku innych prowincjach. Z przyczyn, które były teraz dla niego boleśnie jasne, Tomasso postanowił w ciągu tych lat zaćmić pamięć o wszystkich rozwiązłych arystokratach, o których ciągle jeszcze opowiadano w Astibarze wstrząsające historie, mimo że niektórzy z nich nie żyli już od kilkuset lat.
Sądził, że do pewnego stopnia mu się to udało.
Z całą pewnością ów “napad” na świątynię Moriany w wio­senną Noc Żaru mógł jeszcze przez jakiś czas stanowić dno czy też wzór (wszystko zależy od punktu widzenia, jak lubił wów­czas mawiać) świętokradczej rozpusty.
Napad nie miał żadnego wpływu na jego stosunki z diukiem. Od tamtego poranka na słomie, kiedy to Sandre wrócił z prze­jażdżki o tę fatalną godzinę za wcześnie, nie utrzymywali żad­nych kontaktów. Podczas rodzinnych przyjęć czy oficjalnych uroczystości Tomasso i jego ojciec po prostu starali się ze sobą nie rozmawiać ani nawet nie zauważać swojej obecności. Jeśli Tomasso dowiedział się o czymś, o czym według niego powi­nien wiedzieć Sandre - co ze względu na kręgi, w których się obracał, oraz ciągłe niebezpieczeństwo właściwe owym czasom zdarzało się dość często - mówił o tym matce w czasie jednego z cotygodniowych wspólnych śniadań, a ona starała się, by wia­domość doszła do uszu Sandre. Tomasso wiedział także, że matka równie skwapliwie dbała o to, by Sandre znał źródło wiadomości. Nie miało to jednak w gruncie rzeczy większego znaczenia.
Matka umarła w ostatnim roku rządów diuka po wypiciu zatrutego wina przeznaczonego dla niego. Do ostatniego ran­ka swego życia starała się doprowadzić do zgody między San­dre i ich średnim, synem.
Romantycy więksi niż ojciec i syn mogli wówczas pomyśleć, że kiedy w krwawym odwecie za to otrucie rodzina Sandrenich zacieśniła łączące ją więzy, spełniła się w końcu smutna nadzieja matki Tomasso.
Obaj mężczyźni wiedzieli, że tak nie było.
Właściwie dopiero przybycie Alberico z Imperium Barbadioru, który dysponował osłabiającymi wolę czarami i brutalną sprawnością swych zwycięskich najemników, doprowadziło Tomasso i Sandre do pewnej rozmowy bardzo późną nocą w drugim roku wygnania diuka. Inwazja Alberico oraz coś je­szcze: potworna, nieodwracalna, nieodwołalna głupota Gian­no d'Astibar bar Sandre, tytularnego spadkobiercy rozbitych losów rodziny.
A do tych dwóch spraw powoli doszła trzecia - gorzka dla dumnego, wygnanego diuka prawda. Powoli stawało się coraz bardziej oczywiste i niezaprzeczalne, że jeśli jakieś cechy jego charakteru i talenty ujawniły się w młodszym pokoleniu, jeśli przekazał swoim synom subtelność i spostrzegawczość, zdol­ność ukrywania własnych myśli i odczytywania zamysłów in­nych czy jakiekolwiek podobne umiejętności, to wszystko to stało się udziałem jego średniego dziecka, Tomasso.
A Tomasso lubił chłopców i sam nie pozostawi dziedzica ani nawet imienia, które byłoby wspominane, nie mówiąc już o wspominaniu z dumą, w Astibarze czy gdziekolwiek indziej w Dłoni.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.