- Dziewczyna, która wyznała podczas przyjęcia, że widziała popełniane morderstwo[13]...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

- I znów należało... jakby to ująć... uczynić krok w tył zamiast w przód - powiedział Poirot. - Tak, to prawda.
- I rzeczywiście widziała morderstwo?
- Nie - odrzekł Poirot - bo nie była to właściwa dziewczyna. Ten pstrąg jest wyśmienity - dodał z uznaniem.
- Wszelkie rybne dania przyrządzają tu znakomicie - wyjaśnił inspektor Spence.
Sięgnął do podsuniętej sosjerki.
- Wspaniały sos - stwierdził. Następne trzy minuty wypełniła milcząca aprobata potrawy.
- Kiedy zjawił się u mnie Spence - odezwał się nadinspektor Garroway - i spytał, czy pamiętam sprawę Ravenscroftów, byłem jednocześnie zdziwiony i zachwycony.
- Nie zapomniał pan?
- Nie tę sprawę. Trudno byłoby o niej zapomnieć.
- Zgadza się pan - mówił Poirot - że są w niej pewne rozbieżności? Brak dowodów, alternatywnych rozwiązań?
- Nie - odparł Garroway - nie w tym rzecz. Wszystkie dowody potwierdzały fakty. Przykłady takiej śmierci mieliśmy już wcześniej. Jasna sprawa. A jednak...
- Tak? - powiedział Poirot.
- A jednak nic się nie zgadzało - zakończył Garroway.
- Ach - wyrwało się Spence'owi. Był najwyraźniej zaintrygowany.
- Pan czuł niegdyś to samo, prawda? - powiedział Poirot, zwracając się do niego.
- W sprawie pani McGinty[14]. Tak.
- Nie był pan zadowolony - kontynuował Poirot - kiedy aresztowano tego wyjątkowo trudnego młodzieńca. Miał wszelkie powody do zabójstwa, wyglądał, jakby to zrobił i wszyscy myśleli, że to zrobił. Ale pan wiedział, że to nieprawda. Był pan tego tak pewny, że przyszedł pan do mnie prosząc, bym sprawdził, co można odkryć.
- Czy może pan pomóc? I pomógł pan - powiedział Spence.
Poirot westchnął.
- Na szczęście tak. Ale co to byt za męczący młody człowiek. Jeśli kiedykolwiek jakiś młodzieniec zasługiwał na stryczek, to właśnie on. Nie dlatego, że popełnił morderstwo, ale ponieważ nie pomagał nikomu udowodnić, że tego nie zrobił. A teraz mamy sprawę Ravenscroftów. Mówił pan, nadinspektorze, że coś się nie zgadzało?
- Tak. i byłem tego całkiem pewien, jeśli wie pan, co mam na myśli.
- Wiem - powiedział Poirot. - Spence też wie. Czasem natrafia się na takie sprawy. Są dowody, motyw, sposobność, wskazówki, mise-en-scene,[15] wszystko pod ręką. Cały plan, można by rzec. Lecz mimo to profesjonalista wie. Wie, że nic się nie zgadza. Podobnie jak krytyk w świecie artystycznym wie. kiedy obraz jest zły. Wie, że ma przed sobą fałszerstwo, a nie oryginał.
- Nie mogłem nic na to poradzić - powiedział nadinspektor Garroway. - Obejrzałem wszystko od środka. od zewnątrz, z lewej i z prawej. Rozmawiałem z ludźmi. Nie znalazłem nic. Sprawa wyglądała na podwójne samobójstwo, miała wszelkie oznaki podwójnego samobójstwa. Alternatywa oczywiście brzmiała, że mąż zastrzelił żonę, a potem siebie lub że żona zabiła najpierw męża, potem siebie. Wszystkie trzy warianty zdarzają się. Można je rozpoznać. Lecz w większości przypadków znany jest powód.
- A w tym przypadku nie było powodu? - spytał Poirot.
- Tak. Właśnie. Widzi pan, z chwilą, kiedy zaczynam analizować sprawę, badać wydarzenia i ludzi, z reguły otrzymuję dokładny obraz ich życia. Tu chodziło o starzejące się małżeństwo, mąż z zaszczytną karierą, żona przywiązana do niego, miła. Żyli razem szczęśliwie. Chodzili na spacery, wieczorami grali w pikietę i układali pasjansa, mieli dzieci nie sprawiające szczególnych kłopotów. Chłopak w szkole w Anglii i dziewczyna w szwajcarskim pensionnat. Na oko w ich życiu nie działo się nic złego. Z dostępnych badań medycznych wynikało, że nie mieli poważnych problemów ze zdrowiem. Mąż cierpiał na nadciśnienie, ale brał odpowiednie lekarstwa utrzymujące go w dobrej kondycji. Żona lekko niedosłyszała i miała niewielkie kłopoty z sercem, ale nic, czym trzeba by się martwić. Oczywiście, jak to się czasem zdarza, któreś z nich mogło się obawiać o swoje zdrowie. Jest mnóstwo ludzi zupełnie zdrowych, którzy są pewni, że mają raka i że nie przeżyją następnego roku. Niekiedy prowadzi ich to do samobójstwa. Ale Ravenscroftowie nie wyglądali na takich. Wydawali się zrównoważeni i pogodni.
- A co pan myślał naprawdę? - spytał Poirot.
- Problem w tym, że nie mogłem myśleć. Wtedy uznałem, że to samobójstwo. Tylko to było możliwe. Z jakichś powodów zdecydowali, że ich życie jest nie do zniesienia. Nie przez kłopoty finansowe, zdrowotne, nie dlatego, że byli nieszczęśliwi. I na tym utknąłem. Ich śmierć miała wszelkie oznaki samobójstwa. Nic innego nie mogło się zdarzyć. Poszli na spacer. Zabrali ze sobą broń. Między ich ciałami leżał rewolwer. Z zamazanymi odciskami palców obojga. Oboje go trzymali, ale nic nie świadczyło o tym, które wystrzeliło ostatnie. Na ogół jesteśmy skłonni zakładać, że to mąż zastrzelił żonę i później siebie. Tylko dlatego, że to wydaje się bardziej prawdopodobne. No dobrze, ale dlaczego? Minęło wiele lat. Kiedy coś przypomni mi tamtą sprawę... jakiś artykuł o małżeństwie, które prawdopodobnie zginęło samobójczą śmiercią, cofam się pamięcią i znów zastanawiam się, co przydarzyło się Ravenscroftom. Po dwunastu czy czternastu latach ciągle pamiętam sprawę Ravenscroftów i nadal się zastanawiam. Właściwie myślę tylko nad jednym: dlaczego? Dlaczego? Czy żona rzeczywiście nienawidziła męża i chciała się go pozbyć? Czy nienawidzili się do tego stopnia, że nie mogli tego dłużej znieść?
Garroway ułamał kolejny kawałek chleba i zaczął go żuć.
- Ma pan jakiś pomysł, monsieur Poirot? Czy ktoś przyszedł do pana i powiedział coś, co obudziło pana zainteresowanie? Czy wie pan cokolwiek, co wyjaśniałoby moje “dlaczego”?
- Nie - odparł Poirot. - A jednak musiał pan mieć jakąś teorię. Niechże pan przyzna, miał pan jakąś teorię?
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.