Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– DzieÅ„ dobry. Dobrze spaliÅ›cie? – PoÅ›rednik odetchnÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boko. – PowiedziaÅ‚bym, że na kolacjÄ™ bÄ™dzie gulasz. Już cudownie pachnie, Jaddy. – ZdjÄ…Å‚ grubÄ… kurtÄ™ i usiadÅ‚ u rogu stoÅ‚u przy drzwiach. – Nigdy nie ufaj jÄ™zykowi mężczyzny, ani kiedy mówi o miÅ‚oÅ›ci, ani o jedzeniu – prychnęła Jaddy. – Zawsze znajdzie odpowiedź. – Jarnish wyciÄ…gnÄ…Å‚ dÅ‚ugÄ… glinianÄ… fajkÄ™ z brÄ…zowej miski na drugim stole, a z kieszeni kurtki sakiewkÄ™. UbiÅ‚ szczyptÄ™ tytoniu w fajce i zapaliÅ‚ krzesiwem. PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ sobie krzesÅ‚o, usiadÅ‚ i wyjÄ…Å‚ fajkÄ™ z ust. – A wiÄ™c niebawem wyjeżdżacie. – Tak, panie – odrzekÅ‚ cicho Brede. – Gdy znajdziemy siÄ™ w Diev, Kadara i ja spróbujemy siÄ™ dostać do strażników drogowych. – PrzyjmÄ… was. Na ciemnoÅ›ci, biorÄ… każdego, kto potrafi machać mieczem i utrzymać siÄ™ na koniu. – Nie macie najlepszej opinii o strażnikach drogowych ze Spidlaru. – Niewiele robiÄ… dobrego poza tym, że zbierajÄ… tych biedaków, którzy sÄ… zbyt biedni, żeby umieli być rozbójnikami i zbyt zdesperowani, żeby być kimÅ› innym. – Jarnish pociÄ…gnÄ…Å‚ z fajki i kwaÅ›ny dym popÅ‚ynÄ…Å‚ ku Dorrinowi – SÄ… dobrzy w podrywaniu dziewek z tawern na swoje bajdy – zauważyÅ‚a Jaddy. – A co z tobÄ…, mÅ‚odzieÅ„cze? – ChciaÅ‚bym iść w termin do kowala, panie. Kadara spojrzaÅ‚a na Brede’a z leciutkim grymasem. – Kowala? Nie jesteÅ› aby trochÄ™ za chudy? – Jestem silniejszy, niż na to wyglÄ…dam. – Masz jakieÅ› doÅ›wiadczenie? – Przez jakiÅ› czas byÅ‚em czeladnikiem. Jarnish wyjÄ…Å‚ z ust dÅ‚ugÄ… fajkÄ™ i wypuÅ›ciÅ‚ w stronÄ™ Dorrina kÅ‚Ä…b dymu. ChÅ‚opak próbowaÅ‚ nie kaszleć. Nikt na Recluce nie paliÅ‚, chociaż Dorrin czytaÅ‚ o takich praktykach, zwÅ‚aszcza w Hamorze. – Jakiego kowala, mÅ‚ody czÅ‚owieku? W Diev musi być kilkunastu kowali, choć nie znam ich wszystkich. Kowali na statkach handlowych, kowali, którzy robiÄ… podkowy i niewiele wiÄ™cej, i kowali, którzy robiÄ… nie wiadomo co. – Takiego, który wytwarza narzÄ™dzia i części do wozów albo mÅ‚ynów, tego rodzaju rzeczy. Kolejna chmura dymu przesÅ‚oniÅ‚a Dorrinowi widok, gdy poÅ›rednik znowu siÄ™ odezwaÅ‚; – Jest tylko dwóch takich w Diev. Henstaal, który ma warsztat za poÅ‚udniowym murem, tuż za rogatkami. Dobra, solidna kuźnia. I jeszcze Yarrl, po północnej stronie od traktu. Dorrin żuÅ‚ nastÄ™pny kawaÅ‚ek suszonej gruszki. – Henstaal ma trzech wielkich synów, starszych od ciebie. Yarrl ma tylko córkÄ™. O żadnym czeladniku ostatnio nie sÅ‚yszaÅ‚em. GadajÄ…, że przyuczyÅ‚ córkÄ™ do pomocy. – Jarnish wydmuchaÅ‚ na stół kolejny kÅ‚Ä…b dymu. – W czym problem z tym Yarrlem? – Nie ma żadnego problemu... wÅ‚aÅ›ciwie... mÅ‚odzieÅ„cze, ale gadajÄ…, że jego kobieta ma zÅ‚e oko, a córka... hm, jej jÄ™zyk... i oni nie sÄ… stÄ…d. ZaÅ‚ożyÅ‚ tam warsztat, kiedy byÅ‚em niewiele starszy od ciebie, i nigdy nie powiedziaÅ‚, skÄ…d jest. Nigdy. Dobrze pracuje, ale... mówi, co myÅ›li. Nie może utrzymać czeladników. Ostatni wytrzymaÅ‚ trzy dni. – Pozostaje mi jedynie spróbować. PoÅ›rednik wstaÅ‚. – Nie wybijesz monet, jeÅ›li nie bÄ™dziesz kuÅ‚, nie bÄ™dziesz miaÅ‚ mleka, jeÅ›li nie napoisz krów. Dorrin pojÄ…Å‚ aluzjÄ™ i podniósÅ‚ siÄ™. – Ruszamy, gdy tylko siÄ™ spakujemy. – Nie ma takiego poÅ›piechu. Niech pani wojowniczka dokoÅ„czy jabÅ‚ecznik. Brede wstaÅ‚. – DziÄ™kujemy za waszÄ… goÅ›cinność. – To żaden kÅ‚opot. ByÅ‚em Liedral coÅ› winien, a to pomoże spÅ‚acić dÅ‚ug. – PoÅ›rednik machnÄ…Å‚ fajkÄ… i odÅ‚ożyÅ‚ jÄ… z powrotem do brÄ…zowej miski. – IdÄ™ na przystaÅ„, Jaddy. Może dostanÄ™ tam na rynku trochÄ™ zimowego pstrÄ…ga. – Nie bierz żadnego, jeÅ›li nie sÄ… srebrne. Te brÄ…zowe gorzkniejÄ….
|
WÄ…tki
|