Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Opat zacisnął palce na grocie, wyszarpnął strzałę przez piersi i odrzucił ją daleko. Spazmatycznie łapał powietrze.
- Moje plecy... - szepnął. - Plecy... Andre przekręcił go ostrożnie i obejrzał ranę. Krew wypływała z niej falami w takt uderzeń serca. - Chcecie, abym wydobył i drugą strzałę, mój panie? - Nie... - Opat zarzucił mu rękę na szyję i mocno przyciągnął do siebie. - Nie trzeba... Księdza... Księdza... - Oczy zaszły mu mgłą. Jakiś mnich pędził w ich stronę. - Już tu biegnie, mój panie. Opat rozluźnił się, wciąż jednak obejmował Marka za szyję. - Klucz... do La Roque... - powiedział szeptem. - Tak? Słucham, mój panie. - W pokoju... Przez kilka sekund panowała cisza. - W którym pokoju, panie? W którym? - Arnaut... - Opat z wysiłkiem pokręcił głową, jakby chciał odzyskać pewność myśli. - Arnaut będzie zły... W pokoju... - Rozluźnił nagle uścisk. Marek ostrożnie ułożył go na wznak i pochylił się nisko do jego ust. - Ilekroć będzie chciał... Nie mówcie nikomu... żeby Arnaut... - Powieki mu opadły. Zdyszany zakonnik przyklęknął obok nich. Na ziemi postawił buteleczkę z oliwą. Zaczął odmawiać modlitwę po łacinie, ściągając jednocześnie opatowi buty. Chwilę później udzielił mu ostatniego namaszczenia. * * * Marek wstał, oparł się ramieniem o filar i wyszarpnął strzałę z uda. Nie utkwiła tak głęboko, jak podejrzewał. Rozcięcie sięgało najwyżej trzy centymetry w głąb ciała, tylko sam czubek grotu był zakrwawiony. Cisnął strzałę na ziemię. Podbiegli do niego Chris i Kate. Ze strachem patrzyli na jego ranę i leżącą obok strzałę. Krwawienie się nasilało. Kate błyskawicznie rozpięła dublet i sztyletem odcięła wąski pasek tkaniny z dołu swej koszuli. Zrobiła z niego opaskę uciskową na udzie Marka. - To tylko lekkie draśnięcie - mruknął. - Nie zaszkodzi założyć opatrunek - odparła. - Możesz chodzić? - Tak. - Jesteś bardzo blady. - Nic mi nie będzie. - Ostrożnie wyjrzał zza filara na dziedziniec. Czterech martwych żołnierzy leżało na ziemi, pozostali zniknęli. Nikt też nie strzelał już z kościelnej dzwonnicy. Za to z górnych okien klasztoru zaczęły wydobywać się gęste kłęby dymu. Budynki po drugiej stronie dziedzińca również niknęły w smolistoczamym dymie, wydobywającym się prawdopodobnie z refektarza. Wyglądało na to, że wkrótce cały kompleks klasztorny stanie w ogniu. - Musimy znaleźć ten klucz - powiedział. - Jest przecież we młynie. - Nie wiadomo. Przypomniał sobie, że tuż przed ich wyjazdem z Francji Elsie, grafolog ekipy, natknęła się na tajemniczą wzmiankę o kluczu. Trafiła też na dziwne słowo, którego nie było w słowniku. Nie pamiętał szczegółów, był wtedy zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością i milczeniem profesora. Nie miał jednak wątpliwości, że Elsie znalazła tę notatkę na marginesie jednego z pergaminów wyniesionych z podziemi klasztoru. Wiedzieli, gdzie ich szukać. * * * Poszli w kierunku kościoła. Część szyb w oknach była wybita, ze środka wydobywał się dym. Dolatywały też okrzyki ludzi, po chwili na dziedziniec wysypał się oddział zbrojnych. Marek zawrócił na pięcie i poprowadził ich arkadami z powrotem. - Szukasz czegoś? - zapytał Chris. - Tak. Drzwi. - Jakich drzwi? Andre skręcił w lewo, w inne przejście prowadzące na boczny dziedziniec. Po kilku krokach znaleźli wejście do głównego budynku klasztoru. Prowadziło do jakichś mrocznych pomieszczeń, chyba magazynów. Ciasną sień oświetlała samotna pochodnia. W jej blasku Marek odnalazł drewnianą klapę w podłodze. Podniósł ją. Schody do podziemi tonęły w mroku. Wyciągnął pochodnię z uchwytu na ścianie i wszyscy zeszli na dół. Chris zamknął za sobą klapę. Znaleźli się w wilgotnej, zatęchłej piwnicy. * * * Pochodnia zaskwierczała w zimnym powietrzu. W jej mętnym blasku ujrzeli stojące pod ścianą beczki. Byli w piwnicy na wino. - Obawiam się, że żołnierze Arnauta wkrótce się tu zjawią - powiedział Marek. Bez wahania ruszył w głąb podziemi. Kate z ociąganiem poszła za nim. - Na pewno wiesz, czego szukasz? - spytała. - A ty nie? Nie wiedziała. Starała się trzymać jak najbliżej Marka, w wąskim kręgu światła rzucanego przez pochodnię. Dotarli do katakumb, gdzie w głębokich niszach spoczywały poowijane w całuny zwłoki. Spod strzępów materiału tu i tam wyglądały nagie czaszki, niektóre jeszcze z resztkami włosów, gdzie indziej rozkładające się stopy czy kikuty nóg. Z kąta pod ścianą doleciał pisk szczura. Kate przeszył dreszcz.
|
Wątki
|