Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Następnie zachodnioeuropejskie Oświecenie i jego
filozofowie, oraz loże masońskie. Wreszcie Żydzi, jako ostoja ruchów lewicowych. W ten sposób powstaje logicznie powiązany system narodowej paranoi, z mnóstwem pozornych, ale jedynie pozornych, uzasadnień. Pewnie, że protestanci witali Szwedów, ale witali też katolicy, tylko to jakoś później zatarli. Pewnie, że mój kiejdański Janusz Radziwiłł był kalwinem, ale jego plan oderwania Wielkiego Księstwa od Polski i unii ze Szwecją służył jego marzeniom polityka i potentata. Pewnie, że francuscy filozofowie Oświecenia wrogo odnosili się do Polski, cóż, przekupni, brali pieniądze od Katarzyny. A polskie loże wolnomularskie należy uznać za szkołę patriotyzmu. Istnieje też wręcz przeciwna wersja 9 historii Polski, dopatrująca się przyczyny jej cywilizacyjnego zacofania w wierności katolicyzmowi. Nie myślę, że jest ona bliższa prawdzie niż tamta>>.[„Życie na wyspach”, Kraków 1997, s. 49-50] 15. W.Ł.: <<Sam Miłosz — podobnie jak Kuroń i cały KOR — unikał słowa „kosmopolityzm”; zwał tę predestynację elegancko: „pewną mię dzynarodowoś cią umysłu”: „Moją ambicją od dawna była pewna mię dzynarodowość umysłu” („Zaraz po wojnie”)>>. [„Rzeczpospolita kłamców. Salon”, (...), s. 116] C.M.: <<Ameryka przywróciła mi smak obserwacji zjawisk tego świata. Moją ambicją od dawna była pewna międzynarodowość umysłu, która zresztą chroniła mnie w czasie wojny. Co pocznie jednak to nieszczęsne młode pokolenie wychowane w tradycji AK plus ta nowa porcja narodowego bełkotu? Uczyłbym ich o zwierzętach, o kwiatach, o gospodarce światowej, o Grecji, o Rzymie, o astronomii, o Tintoretto i o tysiącu rzeczy, tylko nie o Polsce jako pępku świata, bo z tego tylko uraz, męka i krew>>.[„Zaraz po wojnie”, (...), s.451-452] 16. W.Ł.: <<W liście do M. Wańkowicza serio o sobie i kpiąco o Polakach tłumaczył: „Jestem bardzo mało polski w sensie, jaki temu słowu zwykło się nadawać ; standardy obowią zują ce wś ród szlachetnych Polaków są mi najzupełniej obce. Mój umysł jest ż ydow- ski". Dlatego wiązał się zawsze z Żydami przeciw Polakom, czując silną duchową więź: „Gdzieś na dnie tliła się myś l, ż e ich i moja lewicowość jest przebraniem dla naszej innoś ci” („Rodzinna Europa”)>>. [„Rzeczpospolita kłamców. Salon”, (...), s. 116] C.M.: <<Ruchy aktorów, oglądane przez szybę, która nie przepuszcza dźwięku, robią wrażenie śmieszne i bezsensowne. Do wewnętrznego kręgu, gdzie grało się misterium rasowe i narodowe, miałem dostęp zamknięty. Nie jest wykluczone, że ów sezam nie mógł się dla mnie otworzyć, bo wrażliwość na takie, a nie inne barwy i kształty, na to, co stanowi o pokładach najgłębszych, ukształtowała się, dzięki matce, na wsi etnicznie litewskiej. Ta pozycja zewnętrzna pozwalała mi wniknąć w literatów żydowskiego pochodzenia, bo oni też stali przed zamkniętą bramą. Mieliśmy wspólną ojczyznę: język polski. Ale oni wysilali się, żeby bramę sforsować, żeby nadać swoim dziełom wygląd ultrasłowiański, prawie nikt z nich nie obnażał swego rozdwojenia, nosili sztywne maski i te maski ich gniotły. Pociągali mnie w tym za sobą, zmuszałem się do mimikry, ale czego chciałbym naprawdę, to żeby przeciwstawili się i mnie inaczej pozwolili się przeciwstawić. W imię czego? Nie wiedziałem. Gdzieś na dnie tliła się myśl, że i ich, i moja lewicowość jest przebraniem dla naszej inności. Jak oni getto, tak ja Wielkie Księstwo Litewskie spychałem pomiędzy zakurzone pamiątki, choć bardziej niż oni dumny choćby z mego ucha – ucho rdzennie polskie było według mnie nieczułe na złożone, podstępnie przykryte prostotą rytmy i tylko u nas mógł wynaleźć swoje środki tak wielki poeta jak Mickiewicz>>.[„Rodzinna Europa”, (...), s. 117- 118] 17. W.Ł.: <<Czegóż jednak można oczekiwać od katolików? Ich religię Miłosz przezwał „narodową ułudą ” („Traktat teologiczny”) i „glebą dla snów paranoicznych” („Prywatne obowiązki”)>>.[„Rzeczpospolita kłamców. Salon”, (...), s. 117] 10 C.M.: <<Wrogość oświeconego Zachodu do Polski nie daje się sprowadzić do sekretnych postanowień i spisków. Wystarczały instytucje zupełnie niezrozumiałe – republikańskie, idące w parze z arogancją szlachty i wyjątkową nędzą chłopa, co razem wyglądało na parodię. Les philosophes byli sprzedajni i dosyć byłoby samego złota, żeby podnieśli wrzask o prześladowanie dysydentów w Polsce, choć obiektywnie niemal brakło po temu podstaw. Ale oni unieśli się gniewem, bo w Polsce natrafili na katolicyzm najłatwiejszy do ugodzenia, najbardziej w Europie obskurancki. „Narodowy katolicyzm” (a ta wersja historii w nim się mieści) nie spełnia może dzisiaj funkcji obronnej, raczej obezwładnia: żyzna gleba dla snów paranoicznych, które każdy wielkorządca może hodować, zaszczepiać, przystrzygać do woli>>.[„Prywatne obowiązki”,(...), s.166] 18. W.Ł.: <<Jemu cuchnęła wiara katolicka, dlatego zaperzył się solennie: „ Z polskim katolicyzmem nie chcę mieć nic wspólnego” („Ziemia Ulro”). „Przyrzekłem sobie, ż e nie zawrę nigdy przymierza z polskim katolicyzmem (...), czyli ż e nie poddam się małpom” („Rodzinna Europa”)>>.[„Rzeczpospolita kłamców. Salon”, (...), s. 117] C.M.: <<Zdrowa jest chyba taka kultura, która pozwala doprowadzać do skutku poważne, pierwszego rzędu, przedsięwzięcia w zakresie literatury, sztuki, filozofii, przy zachowaniu serdecznej więzi. A jednak nie potrafiłem ugiąć kolan przed boginią, której na imię polskość, choć doskonale rozumiałem, jak doszło do jej osobliwego nabożeństwa. Za dużo upokorzeń spadających jedne po drugich na etos raczej dumny i w sobie zakochany, ale też dziwnie bezbronny, aż cokolwiek pozwalało odzyskać we własnych oczach odrobinę godności, chwytano skwapliwie i ostatecznym kryterium, choć często nie ogłaszanym, dzieł umysłu i
|
Wątki
|