- Czy jesteś gotów?Wysłałem mu odpowiedź: - Tak...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Czy słyszysz mnie?
Jego głos znowu się pojawił: - Niezbyt dobrze.
Fleishman potrzebował dziesięciu minut, by włączyć się do naszej gry. Przez ten czas potrafiliśmy z Reichem komunikować się dość dobrze. Pewnie dlatego, że jak bracia Grau, wzajemnie się zgraliśmy. Po jakimś czasie potrafiliśmy uchwycić myśli Fleishmana, które podobne były do krzyku z oddali. Stwierdziliśmy, że potrafimy komunikować się między sobą. Ale czy uda nam się nawiązać kontakt z braćmi Grau?
Minęła pełna intensywnego wysiłku godzina, czułem się jakbym zagubił się w górach i wołał ciągle bezskutecznie o pomoc. Cały czas wysyłałem mentalne sygnały do Louisa i Heinricha Grauów, ale przekształcały się one jedynie w puste słowa, jak gdybym wykrzykiwał tylko ich imiona. Należało wysłać czysty, wyraźny impuls, pozbawiony werbalnej otoczki.
Nagle Reich powiedział:
- Chyba coÅ› mam.
Wszyscy skoncentrowaliśmy się na tym, by odesłać wiadomość, że “odebraliśmy sygnał". I wtedy, z zadziwiającą czystością, która spowodowała, że nieomal podskoczyliśmy, wprost do ucha krzyknął nam:
- Słyszę was. Czego chcecie?
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni triumfem. Następnie zamknęliśmy oczy ponownie i skoncentrowaliśmy się jeszcze bardziej. Czysty, jasny głos powiedział:
- Nie wszyscy naraz. Mówcie pojedynczo. Reich, czy ty możesz nadawać? Ciebie słychać najwyraźniej.
Rozmowa nasza podobna była do jednostronnej komunikacji na trasie Poczdam-Berlin, która raptem udrożniła się i stała się obustronna. Czuliśmy, jak Reich pompuje w kierunku braci Grau informacje na podobieństwo stacji wysyłającej impulsy energii.
- Czy możecie dostać się do Diyarbakiru? - Musiał to powtórzyć z tuzin razy. Słuchając go, bezwiednie wzmacnialiśmy jego sygnały. W pewnej chwili bracia Grau zaprotestowali:
- Pojedynczo!
Po pewnym czasie udało nam się wejść jakby w rytm nadawania Reicha, tak że bez problemu mogliśmy wzmacniać jego sygnały i przesyłać dalej. Natychmiast głos braci przekazał nam słowa:
- Już lepiej. Teraz słyszę was wyraźnie.
Od tego momentu nie mieliśmy już żadnych problemów we wzajemnym porozumieniu. Byliśmy nawet w stanie opisać im sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, tak jakbyśmy rozmawiali przez telefon. Przez cały ten czas pozostawaliśmy w pokoju nieobecni duchem. Byliśmy całkowicie zatopieni w sobie, jak ludzie w trakcie głębokiej modlitwy. Nagle zdałem sobie sprawę, że powód zakłóceń w nadawaniu to fakt, że niewystarczająco zanurzyłem się w swoim umyśle, byłem zbyt blisko powierzchni. Wynikało to z tego, że jeśli zatapiałem się zbyt głęboko w swym umyśle, to po prostu zasypiałem. Język i znaczenie należą do rzeczywistości ciała. Trudno jest je wnieść w głębiny umysłu, tak jak trudno jest wnieść logikę do marzenia sennego. Wspominam o tym, bowiem wówczas po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z ogromu mej niewiedzy. Owe głęboko skryte obszary mego umysłu zamieszkiwane są głównie przez wspomnienia i marzenia, które dryfują w oceanie umysłu jak ryby. Na tej głębokości niezwykle trudno jest zachować poczucie celu działania, odróżnić rzeczywistość od iluzji. Jednak by skutecznie przekazywać informacje drogą telepatyczną, trzeba “nadawać" właśnie z tej głębokości.
W naszym przypadku nie miało to żadnego praktycznego znaczenia. Fleishman, Reich i ja wzajemnie wzmacnialiśmy się. Takie właśnie doświadczenie - wzajemnego powiązania i wzmacniania - pozwala w pełni zrozumieć słowa “jesteśmy członkami jedni drugich".
Kiedy skończyliśmy rozmowę z braćmi Grau, poczuliśmy się dziwnie szczęśliwi, jakbyśmy obudzili się z jakiegoś głębokiego i spokojnego snu. Fleishman powrócił do dawnego wyglądu. Jego żona, która przyniosła kawę, usiłowała ukryć swą wrogość do mnie i Reicha. Patrzyła na niego ze zdziwieniem i z pewnością zrewidowała swój pogląd na nas. Nawiasem mówiąc, ciekawe jest, że czułość, jaką darzył Fleishman swoją żonę - a była ona od niego o trzydzieści lat młodsza, zaś pobrali się dopiero rok temu - udzielała się Reichowi i mnie, tak że patrzyliśmy na nią z uczuciem będącym mieszaniną pożądania i intymnej wiedzy o jej ciele. Po prostu wpadła w nasz telepatyczny krąg i w pewnym sensie stała się żoną nas trzech (nawiasem mówiąc, pożądanie, którego wówczas z Reichem doświadczyliśmy, nie było zwykłym męskim pragnieniem posiadania kobiety, gdyż - że się tak wyrażę - myśmy ją już przez Fleishmana posiedli).
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….