Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– Tylko jeden człowiek o tym wie, szef oddziału Standard Bank na Adderly Street. Jeżeli będzie tyle paplać, może stracić pracę. – Zapominasz, że twoja babka i ja zasiadamy w radzie nadzorczej tego banku i wszystkie operacje powyżej miliona funtów są nam przedkładane do akceptacji. – Randów – poprawił go pedantycznie Garry. – Dwóch milionów randów. Funty to już historia. – Dziękuję – odparł Shasa kwaśno. – Postaram się iść z duchem czasu. A więc, co z tymi dwoma milionami randów, które pożyczyłeś? – Prosta transakcja, tato. Dałem swoje akcje Shasaville jako zabezpieczenie, a bank pożyczył mi dwa miliony. – No i co zamierzasz z nimi zrobić? To mała fortuna! Shasa był jednym z nielicznych ludzi w tym kraju, zdolnych użyć tego właśnie określenia, mówiąc o podobnej sumie. Garry poczuł się trochę pewniej. – Tak naprawdę, to już zrobiłem. Za pół miliona kupiłem pięćdziesiąt jeden procent akcji Alpha Centauri Estates, a drugie pół im pożyczyłem, żeby mogli wydobyć się z tarapatów. – Alpha Centauri? – Shasa zachował kamienną twarz. – Firma posiada kilka nieruchomości na Witwatersrandzie i tu, na Półwyspie. Przed zamieszkami w Sharpeville były warte dwadzieścia sześć milionów. – A teraz są warte zero – wtrącił Shasa i zanim Garry zdążył zaprzeczyć, spytał: – A drugi milion? – Kopalnie złota, Anglo i Vaal Reef. Kupiłem te akcje po cenie awaryjnej i już teraz zarobiłem na nich prawie dwadzieścia sześć procent. Same dywidendy spłacą cały kredyt. Shasa usiadł u szczytu stołu konferencyjnego i uważnie przyjrzał się synowi. Teoretycznie był przygotowany na wszystko, ale Garry wciąż potrafił go zadziwić. Jego posunięcie było śmiałe, logiczne, starannie przemyślane i przeprowadzone z dużą wyobraźnią. Gdyby na miejscu Garry’ego był ktokolwiek inny, zrobiłoby to na Shasy wrażenie. Ale jako ojciec czuł się w obowiązku poszukać słabych punktów. – A twoje akcje Shasaville? Podjąłeś straszne ryzyko. Garry wyglądał na zakłopotanego. – Nie muszę ci chyba wyjaśniać, ojcze, sam mnie tego uczyłeś. Shasaville jest zablokowane. Nie możemy obracać akcjami na większą skalę, dopóki ceny ziemi nie wrócą do poprzedniego poziomu, więc użyłem mojej części, żeby skorzystać na krachu. – A jeżeli ceny ziemi już nigdy nie pójdą w górę? – Shasa był nieugięty. – To będzie znaczyło, że cały ten kraj jest skończony. Stracę wtedy swoje udziały w czymś, co nie istnieje, czyli trudno w ogóle mówić o stracie. Ale jeżeli sytuacja wróci do normy, zyskam na tym dwadzieścia do trzydziestu milionów. Shasa pomyślał chwilę, po czym zmienił front. – Ale dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie, tylko działałeś za moimi plecami? Garry uśmiechnął się do niego i spróbował przygładzić swoje czarne, sztywne włosy, sterczące mu jak druty na czubku głowy. – Bo wtedy podałbyś mi pięćset różnych powodów, dla których nie powinienem tego robić – tak jak właśnie teraz. Poza tym, chciałem to przeprowadzić samodzielnie. Żeby ci udowodnić, że nie jestem już dzieckiem. Shasa obracał w palcach złote pióro, a kiedy już nic lepszego nie przyszło mu do głowy, zaczął gderać: – Dla swego własnego dobra mógłbyś czasem nie być tak cholernie sprytny. Jest różnica między robieniem interesów i hazardem. – Możesz mi powiedzieć, jaka? – spytał Garry. W pierwszej chwili Shasa pomyślał, że to żart, ale szybko zdał sobie sprawę, że Garry jak zwykle jest śmiertelnie poważny. Patrzył na ojca wyczekująco i naprawdę chciał znać odpowiedź. Shasę uratowało wejście pozostałych członków zarządu – Centaine, wspartej na ramieniu dyrektora Twentymana-Jonesa i Davida Abrahamsa dyskutującego o czymś z ojcem. Shasa nie musiał więc na szczęście podejmować tego wątku. Raz czy dwa w ciągu posiedzenia zerknął przez stół na Garry’ego, ale ten był bez reszty pochłonięty poruszanymi sprawami. W szkłach jego okularów odbijał się podwójnie zminiaturyzowany szczyt Góry Stołowej, widoczny przez okno sali konferencyjnej. Kiedy omówiono już wszystkie bieżące kwestie i Centaine podniosła się, by zabrać ich do jadalni na lunch, Shasa poprosił obecnych jeszcze o pozostanie. – Pani Courtney, panowie, jeszcze jedna sprawa. Pan Garry Courtney i ja omawialiśmy dziś
|
Wątki
|