- Cholerny świat! A to mi dopiero podziękowanie...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Co, do diabła, ma z tym wspólnego moja matka?
- Nic. Zupełnie nic. Po prostu nie przyszło mi na myśl nic innego, z czym - stosując wypaczone kryteria wartości - dałoby się porównać zdobycie przez ciebie etatu.
- Pleciesz, Susan.
- Plotę? Słuchaj, Mark, tak się trzęsiesz o swoją karierę, że nic już poza tym nie widzisz. Czy nie wyglądam inaczej?
- Inaczej?
- Tak, inaczej. I gdzież się podziało to praktyczne doświadczenie, ta bystrość i zmysł obserwacji nabyte podobno w trakcie uprawiania zawodu? - Wskazała na swój zasiniony policzek. - Jak myślisz, co to jest? - spytała niewyraźnie, ponieważ podwinęła właśnie wargę, żeby odsłonić rozcięcie.
- Wygląda na uraz... - Wyciągnął rękę, żeby dokładniej zbadać wargę Susan, ale zasłoniła ją.
- Zabieraj te niezgrabne łapska. I ty mi mówisz, że masz w tej sprawie więcej do stracenia. Więc pozwól, że ci coś zakomunikuję. Dziś po południu napadł na mnie mężczyzna, który mi groził i śmiertelnie mnie przestraszył. Ten człowiek wiedział, kim jestem i czym się zajmowałam przez te ostatnie dni, co więcej, miał informacje o mojej rodzinie. Mało tego, jej też groził. I ty mi mówisz, że masz więcej do stracenia!
- Chcesz powiedzieć, że ktoś cię naprawdę uderzył?
Głos Bellowsa pełen był niedowierzania.
- Daj spokój, Mark. Powiedz wreszcie coś rozsądnego. Sądzisz, że sama się pokaleczyłam, żeby wzbudzać litość? Powiem ci tylko, że natknęłam się na jakąś wielką aferę, i mam przeczucie, że chodzi o dużą organizację. Nie mam pojęcia kto, jak i co.
Bellows przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, gorączkowo rozważając to, co od niej usłyszał, a co brzmiało nieprawdopodobnie, oraz to, czego sam doświadczył dziś po południu.
- Wprawdzie nie mogę się wykazać żadnymi ranami, ale ja też miałem dziś urwanie głowy - powiedział. - Czy pamiętasz, jak mówiłem ci o tamtych narkotykach? Tych, które znaleziono w szafce w przebieralni chirurgów? Tak jak ci mówiłem, szafka była zarejestrowana na moje nazwisko. Chcąc nie chcąc od razu zostałem w to wmieszany. Dlatego postanowiłem ukręcić łeb całej sprawie przez skłonienie Waltersa do wyjaśnień, dlaczego szafka dalej figuruje jako moja, skoro sam dał mi inną. Ale Walters nie przyszedł dziś do pracy, pierwszy raz od Bóg wie ilu lat. Więc postanowiłem go odwiedzić.
Bellows westchnął i nalał kawy, przypominając sobie przerażające szczegóły swojego odkrycia.
- Głupiec odebrał sobie z tego powodu życie. I że to właśnie ja musiałem go znaleźć...
- Popełnił samobójstwo?
- Tak. Jak tylko dowiedział się o znalezieniu lekarstw, wybrał wyjście, które uznał za najłatwiejsze.
- Jesteś pewien, że to było samobójstwo?
- Niczego nie jestem pewien. Nie widziałem nawet listu, który zostawił. Wezwałem tylko policję, a szczegółów dowiedziałem się od Starka. Tylko mi nie mów, że to nie było samobójstwo. Chryste, tego bym już nie wytrzymał. Na pewno mnie by podejrzewano. Skąd ci coś takiego przyszło do głowy?
Głos Bellowsa był napięty.
- Bez powodu. Po prostu jeszcze jeden dziwny zbieg okoliczności w tym samym czasie. Być może jakąś ważną rolę odgrywają tu te znalezione narkotyki.
- Wiedziałem, że uznasz je za ważne. To był jeden z powodów, dla których z początku wahałem się, czy ci o nich powiedzieć. No, ale to wszystko pestka wobec problemu, jaki mamy w tej chwili, to znaczy, twojej obecności w szpitalu o tak niepokojącej porze. Chcę przez to powiedzieć, że nie powinno cię tu być. Nic więcej. - Bellows urwał i wziął do ręki jedną z kart, z których Susan robiła notatki. - A więc, co tu właściwie robisz?
- Nareszcie dostałam w swoje ręce kilka kart pacjentów z objawami śpiączki.
- No wiesz, jesteś naprawdę niemożliwa. Wyrzucają cię ze szpitala, a ty masz w sobie jeszcze tyle bezczelności, żeby tu wrócić i znaleźć sposób na wydobycie tych kart. Nie wyobrażam sobie, żeby rzucono je byle gdzie, tak żeby miał do nich dostęp każdy, komu przyjdzie na to ochota. Jak je zdobyłaś?
Spojrzał z wyczekiwaniem na Susan. Ale tylko się uśmiechnęła.
- No tak! - rzekł, uderzając się w czoło. - Strój pielęgniarki!
- Uhmm, wywiera magiczny skutek. To był doskonały pomysł.
- Zaraz. Ale ja wcale nie pragnę, żeby mi przypisywano twoje pomysły. Co zrobiłaś? Poprosiłaś strażników o otwarcie gabinetu McLeary’ego, czy kogo tam?
- Robisz postępy, Mark.
- A czy wiesz, że łamiesz prawo?
Susan potwierdziła skinieniem głowy, wpatrując się w stosik kartek pokrytych jej drobnym pismem. Wzrok Bellowsa podążył za jej spojrzeniem.
- I co, czy te karty rzuciły trochę światła na tę... na tę twoją kampanię?
- Chyba nie za wiele. Przynajmniej na razie, a ściślej, to ja ich nie potrafię rozgryźć. Gdyby tak mieć wszystkie karty. Z tych, które znam, wynika, że wszyscy pacjenci byli stosunkowo młodzi, w wieku od dwudziestu pięciu do czterdziestu dwóch lat. Ich płeć, rasa, pochodzenie społeczne są raczej bez znaczenia. Nie widzę żadnego związku pomiędzy ich schorzeniami. Aż do wystąpienia śpiączki, w żadnym przypadku nie zanotowano komplikacji w postępach w leczeniu i w funkcjach organizmu. Mieli różnych lekarzy. Z operowanych tylko dwoje miało tego samego anestezjologa. Stosowano, jak się należało spodziewać, różne środki znieczulające. W kilku przypadkach środki zastosowane przed operacją pokrywały się. Części pacjentów podano demerol i phenargan, pozostali otrzymali zupełnie inne leki. Dwóm wstrzyknięto innovar. Ale tego wszystkiego należało się spodziewać. Nie byłam wprawdzie na bloku operacyjnym, ale z tego, co przeczytałam, wynika, że większość, a właściwie wszyscy pacjenci zapadali na śpiączkę w sali numer osiem. Może to trochę dziwne, ale w końcu to jej używa się najczęściej do krótkich operacji. A wystąpienie śpiączki łączy się właśnie z krótkimi operacjami. Tak więc, wyjaśniałoby to sprawę sali. Wyniki badań laboratoryjnych są na ogół w normie. A propos, wszystkim chorym na śpiączkę badano grupę krwi i rodzaj tkanki. Czy to reguła?
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….