Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Jakiś kretyn. Wujowi chciał zrobić koło pióra i teraz będzie miał. Koniec informacji, nic więcej.
- No to wnioskuję, że teraz ma, a twój wuj to z przyjemnością ogląda - rzekł Konrad w nieco roztargnionej zadumie. - Dziękuję ci bardzo, naprawdę rozwiązałaś mi problem. Miałem poważne obawy, ale chyba już nie muszę mieć. Dwa lata, z tego wynika, że w chwili obecnej nie mają ze sobą nic wspólnego? - Jeśli chodzi o moją wiedzę, nic. Przez chwilę Konrad się wahał, ale uznał, że może zaryzykować, chociaż wcale nie należało to do jego obowiązków. - Słuchaj... jeden drobiazg. Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj. Czy twój wuj wyżej ceni pieniądze niż satysfakcję moralną, czy odwrotnie? Może wiesz? - Nie wiem, czy wiem - odparła Justynka po długiej chwili namysłu. - Kiedyś... Ostatecznie, ja mieszkam w tym domu od prawie dwunastu lat i wydaje mi się, że nie byłam dzieckiem niedorozwiniętym. Jakoś mi się mota wrażenie... Zamyśliła się nagle. Nigdy dotychczas nie rozważała tych kwestii, wiedziała, że ma coś swojego po rodzicach, że wujostwo zajęli się nią z dobrego serca, że wszyscy razem mają co jeść... Jakimś dochodem dysponuje i nikomu nie jest ciężarem, a reszta jej nie obchodziła. Ale przecież widziała coś, słyszła i nawet udawało jej się myśleć. - No dobrze, powiem ci, co mi się wydaje - zdecydowała się nagle. - Może to być mylne, ostrzegam. Dawno temu dla wuja najważniejsze były pieniądze Tak mi się mota gdzieś tam. Potem chyba pieniądądze zaczął mieć i na czoło wyszła satysfakcja moralna, czy jak to nazwać... Teraz, wydaje mi się, pieniędzy ma tyle, że na satysfakcję moralną może sobie pozwalać. I rób z tym, co chcesz. Ja nie będę się wdawać w szczegóły. Nie znam się na tym i mnie to osobiście nie dotyczy. Konrad usiłował myśleć krótko, ale nie udało mu się to i pomyślał zaledwie połowę, - Dobra. Rozumiem częściowo. W każdym razie rozumiem to, co aktualnie na mnie spada, też korzyść... - A właściwie co na ciebie spada? - przerwała mu podejrzliwie Justynka. - Konieczność ochrony pana Wolskiego. Ciągle nie wiem, przed kim. Już miałem obawy, że będę musiał śledzić tego Bawolca, bo może to on się czai, ale widzę, że nie. Pozwolisz, że będę z tobą konsultował dalszy rozwój wydarzeń? - Nie mam nic przeciwko temu. - No, w każdym razie na piątek jesteśmy umówieni... * * * Malwina o bytnościach Karola w kasynach, rzecz oczywista, wiedziała. Jako klientka i zleceniodawczyni informowana była o rezultatach inwigilacji na każde życzenie, a zatem na bieżąco. Najbardziej interesował ją Pałac Kultury, bo tam przecież kiedyś coś kradli... Samochód czy coś tam. Ten pozornie kudłaty, a de facto przylizany, opowiadał jej o tym. Pałac Kultury zakodował się jej w pamięci. Kiedy zatem na dwa dni przed brydżową kolacją, zadzwoniwszy na znajomą komórkę tak sobie, na wszelki wypadek, uzyskała od swojego informatora wiadomość, iż przed kasynem w Pałacu Kultury znów nastąpiło jakieś przerażające zamieszanie, połączone z dewastacją samochodów i fizycznym uszkodzeniem kilku osób, wszystko się w niej zatrzęsło. Wreszcie...! Może wreszcie...! Może nie będzie musiała strzelać osobiście...! - Był tam jaguar mojego męża? - spytała chciwie. - Był... - usłyszała w odpowiedzi i dalej rozległy się nagle jakieś przerywane skrzeki, typowe dla zaniku zasięgu. Znała je. - Halo! - krzyknęła. - Nie słyszę! Niech pan stanie gdzie indziej! Skrzeki czknęły jeszcze kilkakrotnie, po czym zamilkły. Malwina wypukała numer ponownie, okazał się zajęty. Z wściekłością powtórzyła operację, zabrzmiał normalny sygnał, ktoś odebrał i znów zrobiło się to samo, ten jakiś cymbał wlazł w zakamarki bez zasięgu, porozumienie było niemożliwe. Znów spróbowała. W tym momencie do gabinetu wdarła się Helenka z gwałtownym komunikatem, że bigos przywiera i Malwina rzuciła słuchawkę. Bigos gotowała już od tygodnia, postanowiła bowiem zrobić kolację regionalną. Wiadomo, że wszyscy cudzoziemcy za najlepszą polską potrawę uważają bigos, zatem bigos musi być, i to nie byle jaki, a taki ekstra i super, w którym łyżka staje. Gęsty. Należało podgotowywać go codziennie i mieszać.
|
Wątki
|