Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Dotychczas mówił tak cicho, że Jim nie zorientował się, iż był on tenorem. Teraz jednak, gdy zdecydował się krzyknąć, okazało się, że jego głos jest obdarzony cechą niezwykłej donośności. Jimowi przypomniał się fakt, że gdzieś tak do dziewiętnastego wieku korzystne było, aby oficerowie piechoty byli tenorami, gdyż ich wyżej ustawione głosy słyszane były przez ludzi znacznie lepiej wśród bitwy i wystrzałów. Tenor sir Chandosa był przenikliwy jak u śpiewaka operowego.
- Cedricu! - zawołał. Prawie natychmiast drzwi otworzyły się i w przejściu stanął chudy, łysiejący mężczyzna, którego pióra pożyczył sobie Jim. - Sir Johnie? - Sprowadź tarczę sir Jamesa i malarza - polecił sir John. Cedric wyszedł zamykając za sobą drzwi. - Hrabia Northumberland - powiedział sir Chandos zwracając się do Jima - w czasie narady u Jego Królewskiej Mości miał przyjemność dowiedzieć się, że Jego Wysokość przyznał ci herb. Niewątpliwie w kraju, z którego pochodzisz, macie swoje własne herby. Niemniej uznano, że póki jesteś jednym z nas i żyjesz w naszej Anglii, powinieneś, jak każe prawo, nosić angielski herb. Wygląd jego jest także w pewnym stopniu określony przez prawo. W każdym razie z Londynu został przysłany człowiek doświadczony w malowaniu herbów, mający wszystkie potrzebne informacje, który właśnie ukończył malować ten herb na twojej tarczy. - Na mojej tarczy? - powtórzył Jim. Ostatnim razem, kiedy ją widział, tarcza stała w gospodzie, pod opieką Theolufa, razem z całą resztą bagażu należącego do trzech mężczyzn. - Wysłałem Johna Chestera po tarczę zaraz po tym, jak po raz pierwszy rozmawiałem z sir Johnem - wyjaśnił sir Brian. - Powiedział mi, że byłeś wówczas zajęty rozmową na dziedzińcu z sir Gilesem, więc nie chcąc ci przeszkadzać, po prostu poszedł na górę, pomówił z Theolufem, zabrał tarczę i przyniósł ją tutaj. - Aha - powiedział Jim. Prawdę mówiąc nosił swoją tarczę w futerale, to znaczy okrytą płóciennym pokrowcem, od chwili kiedy opuścili Malencontri. Dotąd jeszcze nie zdecydował się, żeby na jej gładkiej, metalowej powierzchni umieścić jakikolwiek herb, chociaż sir Brian zapewniał go, że mógłby umieścić na niej taki herb, jaki tylko chciał. Żaden inny rycerz nie sprzeciwiłby się temu, chyba że zdarzyłoby mu się skopiować herb kogoś innego. Naprawdę był nieco zdziwiony, że Jim nie umieścił natychmiast na swojej tarczy herbu, jaki niewątpliwie posiadał w swoim odległym kraju Riveroak, z którego przybył. Wahanie się Jima brało się z poczucia winy, że przypisał sobie nie tylko nie istniejącą pozycję, ale i fałszywy herb, który wymyślił na poczekaniu, kiedy po raz pierwszy spotkał rycerza. Kiedy tak rozmyślał, drzwi otworzyły się i wrócił Cedric, a za nim mały człowieczek o artretycznie pochylonych plecach. Mógł on mieć nieco ponad czterdzieści lat, gdyż włosy dopiero zaczynały mu siwieć i miał większość zębów, ale ze swego zachowania i pomarszczonej, wysuszonej skóry wyglądał na lat siedemdziesiąt. Mały człowieczek niósł tarczę Jima, już bez pokrowca, ale z licem odwróconym od Jima. Cedric podszedł do stołu, w milczeniu odebrał swoje gęsie pióro i wrócił do pulpitu. Mały człowiek wystąpił naprzód, kiwnął głową sir Johnowi, a potem pozostałym trzem, i oparł tarczę na ostrym zakończeniu, z licem wciąż odwróconym od Jima. - I cóż, Mistrzu Herbowy? - spytał sir Chandos. - Skończyłeś? - W rzeczy samej skończyłem, sir Johnie - odrzekł mały człowieczek skrzypiącym głosem - chociaż farba jest wciąż wilgotna, tak więc radziłbym, aby żaden z was, szlachetni panowie, nie dotykał tarczy jeszcze przez jakąś godzinę. Czy mam pokazać godło? - Po to tu właśnie jesteś, człowieku - powiedział sir John z lekkim rozdrażnieniem. Nie wydawało się, żeby mały człowieczek poczuł się obrażony czy onieśmielony reakcją sir Chandosa. Odwrócił tylko tarczę, by pokazać jej przednią stronę.
|
WÄ…tki
|