Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Przypom-
nia³ sobie tak¿e Dzyma, stoj¹cego nad nim i nawet nie usi³uj¹- cego otrzeæ krwi i br¹zowej mazi, sp³ywaj¹cej po monstrualnych ustach. Dopiero wówczas gniew zacz¹³ z wolna ustêpowaæ miejsca wspó³czuciu. – Nie – rzek³ cicho, jakby do siebie. – Có¿ mog³eœ wówczas zrobiæ? To Moc – pomyœla³ po chwili. – W ciosie, jaki usi³owa³ wy- mierzyæ mi Dzym, brzmia³o jakieœ przewrotne echo Mocy... Czuj¹c siê tak, jakby mia³ usta pe³ne kurzu, zapyta³: – I co siê z ni¹ sta³o? – Uciek³a po tym, jak uda³o mi siê pods³uchaæ rozmowê Bel- doriona z Dzymem. Powiedzia³em jej, co postanowili, i umknê³a jeszcze tej samej nocy. Nie wiem, co by³o póŸniej. Sprawia³a wra- ¿enie... bardzo rozgoryczonej. Mistrz Jedi zorientowa³ siê, ¿e oddycha z coraz wiêkszym trudem. – Muszê j¹ ocaliæ – powiedzia³ cicho. – Muszê powiedzieæ jej, ¿e... Urwa³ i nie dokoñczy³ zdania. W ciszy, panuj¹cej w ciemnoœ- ciach pozbawionego oznak ¿ycia w¹wozu, zamigota³a gdzieœ dale- ko ziemna b³yskawica. Przypomina³a odleg³e echo s³abej poœwia- ty, wytwarzanej przez sztuczne pole, którym byli otoczeni. – Co chcia³eœ Calliœcie powiedzieæ, przyjacielu? – zapyta³ ³agodnie Liegeus. – ¯e j¹ kochasz? Ona wie o tym. To jedna z tych rzeczy, w które nigdy nie w¹tpi³a. – Rozmawia³eœ z ni¹ na ten temat? Mê¿czyzna lekko poruszy³ g³ow¹. „Tak” – zdawa³y siê mó- wiæ jego z³¹czone na piersi delikatne d³onie. 347 – A zatem rozumiesz, ¿e muszê siê z ni¹ zobaczyæ. – Czy naprawdê uwa¿asz, ¿e ma o tobie takie z³e mniema- nie? Czy wydaje ci siê, ¿e s¹dzi, i¿ obrócisz siê przeciwko niej tylko dlatego, ¿e straci³a w³adzê nad Moc¹? – Ciemnoœci spra- wia³y, ¿e g³os Liegeusa, w którym nie przestawa³o brzmieæ zmê- czenie, wydobywa³ siê nie z jego ust, ale jakby spod ziemi. – Przed wieloma laty ja tak¿e kocha³em pewn¹ kobietê... a w³aœciwie dziewczynê. By³a bardzo m³oda. Niepodobna do ¿adnej innej, któr¹ zna³em przedtem albo potem. Czasami zdawa³o mi siê, ¿e jeste- œmy bratem i siostr¹... dwoma po³ówkami tej samej ca³oœci. Kie- dy indziej wydawa³o siê, jakby nasza mi³oœæ malowa³a ca³y œwiat jaskrawymi, têczowymi, ognistymi kolorami. Je¿eli nigdy nie czu- ³eœ tego, co wówczas prze¿ywaliœmy, nie potrafiê ci tego inaczej wyt³umaczyæ. – Znam to uczucie – wyzna³ cicho Skywalker. – Podobnie jak ja, uwielbia³a podró¿e – ci¹gn¹³ Liegeus. – Zawsze chcia³a wiedzieæ, co znajduje siê poza gwiazdami. Tak jak ja, umia³a pos³ugiwaæ siê narzêdziami i maszynami. I jak ja, mia³a cyniczne nastawienie do ¿ycia, ale jej serce by³o czu³e i wra¿liwe. Mimo to postanowi³a pod¹¿aæ w³asnym szlakiem. Nie s¹dzê, aby wskutek tego kiedykolwiek kocha³a mnie mniej, ale pod¹¿y³a szlakiem, którym ja nie mog³em siê udaæ. Chocia¿ próbowa³em. Uwa¿am jednak, ¿e czasami... trzeba pozwoliæ, ¿eby ukochane osoby odchodzi³y. – Nie wszystkie. Nie Callista. Nie jedyna istota w ca³ym ¿yciu, na której mu zale¿a³o... i któ- rej pragn¹³ z ca³ego serca. Czu³, ¿e s³owa z trudem przechodz¹ przez gard³o. – Nie potrafiê. – No có¿, nie mo¿na wszystkich mierzyæ t¹ sam¹ miark¹. G³êboki g³os Liegeusa brzmia³ tak cicho, ¿e mistrz Jedi za- stanawia³ siê, czy nie powinien zapaliæ jarzeniowego prêta, wci¹¿ jeszcze przymocowanego do kieszeni podartej i obszarpanej blu- zy kombinezonu, ¿eby rzuciæ okiem na powieki i czubki palców filozofa. Przekona³ siê jednak, ¿e puls mê¿czyzny, chocia¿ trudno wyczuwalny, jest miarowy, a oddech p³ytki, ale dosyæ rytmiczny. – Pod¹¿y³em za ni¹. – Zakryte bezbarwnymi powiekami ga³ki oczne mê¿czyzny poruszy³y siê, jakby wci¹¿ jeszcze spogl¹da³y 348 na jej oblicze. Brwi siê œci¹gnê³y. – Pomyœla³em jak skoñczony g³upiec, ¿e jestem jedyn¹ osob¹, która kiedykolwiek potrafi nauczyæ j¹ tego, co, moim zdaniem, powinna umieæ. Wyobra¿a³em sobie, ¿e jestem jedynym mê¿czyzn¹, który mo¿e daæ jej to, czego potrzebuje, aby pod¹¿aæ d³ugim i krêtym szlakiem ¿ycia. A tym- czasem, za wszelk¹ cenê staraj¹c siê zatrzymaæ j¹ przy sobie i nie pozwalaj¹c odejœæ, wyrz¹dzi³em jej straszliw¹ krzywdê. Luke nic na to nie odpowiedzia³. Pamiêæ podsunê³a mu wize- runek oœwietlonej promieniami s³oñca twarzy Callisty – siedzia³a na jednym z tarasów gigantycznej œwi¹tyni i wpatrywa³a siê w po- rastaj¹c¹ niemal ca³¹ powierzchniê Yavina Cztery gêst¹ d¿unglê. Z oddali nap³ywa³y g³osy innych uczniów, bawi¹cych siê wra¿li- wym na oddzia³ywanie myœli pojemnikiem, którego dzia³anie sama im pokaza³a. – W koñcu jednak zrozumia³em, ¿e jedyna rzecz, jak¹ mogê uczyniæ dla najukochañszej osoby, to pozwoliæ jej odejœæ, aby mo- g³a przecieraæ w³asne szlaki – powiedzia³ Liegeus. – Przypu- szczam, ¿e uwa¿aj¹c siê za jedynego przewodnika, którego bê- dzie kiedykolwiek potrzebowa³a albo mia³a, post¹pi³em jak osoba zarozumia³a i samolubna. Podobny b³¹d pope³ni³em, spodziewaj¹c siê, ¿e nikogo prócz niej nie pokocham. Luke przez jakiœ czas zachowywa³ milczenie. Chcia³o mu siê p³akaæ. Mia³ wra¿enie, ¿e jego dusza ucieka w ciemnoœci, w ja- kich ¿y³ przez ostatnie osiem miesiêcy. W koñcu szepn¹³: – A nie pokocha³eœ? Liegeus uœmiechn¹³ siê i dotkn¹³ jego przedramienia. – Uwa¿am, ¿e zdolnoœæ ka¿dego cz³owieka do obdarzania mi³oœci¹ innych osób jest zbyt wielka, ¿eby mia³ uginaæ siê pod brzemieniem straty, bez wzglêdu na to, jak dotkliwej i bolesnej. Przynajmniej tak¹ mam nadziejê. Mo¿liwe, ¿e w tej chwili nie wierzysz, i¿ mam racjê, ale przeszed³em przez to piek³o, Luke’u. I mówiê ci, ¿e je¿eli nie zatrzymasz siê w miejscu i nadal bêdziesz pod¹¿a³ tym samym szlakiem, w koñcu i tobie uda siê wyjœæ z ciem- noœci. Mi³oœæ, jak¹ ¿ywiê dla twojej siostry, nie ró¿ni siê od uczu- cia, jakim obdarzy³em obie ¿ony, niech bêd¹ b³ogos³awione ich udrêczone dusze. Prawdê mówi¹c, wszystkie mi³oœci s¹ takie same. Ale nie ta – pomyœla³ Skywalker. – Nie ta, Liegeusie. Stara³ siê nie zasn¹æ. Zamierza³ przeciwstawiaæ siê zmêcze- niu, które stopniowo coraz bardziej wci¹ga³o go w mroczn¹ cze- luœæ bezdennej studni. Z drugiej strony nie wyobra¿a³ sobie, ¿e 349 móg³by zapaœæ choæby w drzemkê, ³askotany elektrycznymi ³a-dunkami, które przenika³y komórki jego cia³a i usuwa³y ohydn¹ energiê uk¹szeñ drochów, a wraz z ni¹ przenikliwy ch³ód ciemnej nocy. Stwierdzi³ jednak, ¿e kiwa g³ow¹, i walcz¹c z ogarniaj¹c¹ go sennoœci¹, znów przytakuje. Odnosi³ wra¿enie, ¿e w ciemnoœ-
|
WÄ…tki
|