Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Pod górę posuwistym krokiem wchodziła kobieta. Kiero-
waÅ‚a siÄ™ w jego stronÄ™. ZnaÅ‚ jÄ…. PoznaÅ‚ i opuÅ›ciÅ‚ pistolet. — Rachel — powiedziaÅ‚, zasko- czony. PojechaÅ‚a za nim swoim hoverem, Å›ledziÅ‚a go aż tutaj? Ale dlaczego? — Wracaj do Seattle — powiedziaÅ‚. — Zostaw mnie w spokoju. Mercer mi powiedziaÅ‚, że mam to zrobić. — I wtedy zobaczyÅ‚, że niezupeÅ‚nie przypomina Rachel. — JesteÅ›my dla siebie stworzeni — powiedziaÅ‚ android, zbliżajÄ…c siÄ™ do niego z rÄ™ka- mi wyciÄ…gniÄ™tymi tak, jakby chciaÅ‚ go objąć. Ubranie, pomyÅ›laÅ‚, jest nie takie. Ale oczy, takie same oczy. I jest jeszcze wiÄ™cej takich jak ona, może być caÅ‚y legion, z których każda ma wÅ‚asne imiÄ™, ale wszystkie sÄ… Rachel Rosen — Rachel, prototyp wykorzysta- ny przez producenta do ochrony pozostaÅ‚ych. WystrzeliÅ‚ do niej, gdy rzuciÅ‚a siÄ™ w je- go stronÄ™. Android eksplodowaÅ‚ i jego części rozleciaÅ‚y siÄ™ na wszystkie strony. ZasÅ‚o- niÅ‚ twarz, a potem spojrzaÅ‚ znowu i zobaczyÅ‚, jak jej pistolet laserowy toczy siÄ™ po scho- dach. Metalowy przedmiot spadajÄ…cy w dół, odbijajÄ…c siÄ™ o stopnie, z coraz wolniejszym i sÅ‚abnÄ…cym echem. Mercer powiedziaÅ‚, że to bÄ™dzie najtrudniejsze z caÅ‚ej trójki. Rozej- rzaÅ‚ siÄ™, poszukujÄ…c Mercera. Starzec zniknÄ…Å‚. MogÄ… mnie przeÅ›ladować Rachele Rosen dopóki umrÄ™ albo dopóki ten typ nie stanie siÄ™ przestarzaÅ‚y. A teraz pozostaÅ‚e dwa, po- myÅ›laÅ‚. Mercer powiedziaÅ‚, że jednego z nich nie ma w mieszkaniu. Mercer mnie chro- niÅ‚, uÅ›wiadomiÅ‚ sobie. ObjawiÅ‚ siÄ™ i okazaÅ‚ mi pomoc. Ona... to... zaÅ‚atwiÅ‚oby mnie, po- wiedziaÅ‚ do siebie, gdyby Mercer mnie nie ostrzegÅ‚. MogÄ™ teraz odpocząć, uÅ›wiadomiÅ‚ sobie. To byÅ‚ ten niemożliwy moment, wiedziaÅ‚a, że nie mogÄ™ tego zrobić. Ale już po wszystkim. DziÄ™ki instynktowi. ZrobiÅ‚em coÅ›, czego nie mogÅ‚em zrobić. Batych wyÅ›le- dzÄ™ dziÄ™ki zwykÅ‚ej procedurze. BÄ™dzie z nimi trudno, ale nie aż tak jak z tym. StaÅ‚ samotnie w pustym korytarzu. Mercer opuÅ›ciÅ‚ go, ponieważ zrobiÅ‚ to, po co przyszedÅ‚. Rachel — albo wÅ‚aÅ›ciwie Pris Stratton — zostaÅ‚a zastrzelona i nie pozosta- Å‚o już nic, tylko on sam. Ale gdzieÅ› w tym budynku Baty’owie czekali i wiedzieli. Do- myÅ›lali siÄ™, co zrobiÅ‚. Być może, w tej wÅ‚aÅ›nie chwili bali siÄ™. To byÅ‚a ich reakcja na jego obecność w budynku. Ich próba zamachu. Gdyby nie Mercer, mogÅ‚oby siÄ™ im udać. Te- raz dla nich nadeszÅ‚a zima. MuszÄ™ zrobić to, po co tu przyszedÅ‚em, uÅ›wiadomiÅ‚ sobie. RuszyÅ‚ szybkim krokiem korytarzem i natychmiast jego aparatura zarejestrowaÅ‚a aktywność mózgowÄ…. OdnalazÅ‚ ich mieszkanie. Nie potrzebowaÅ‚ już aparatury. OdÅ‚ożyÅ‚ jÄ… i zastukaÅ‚ do drzwi. Z wnÄ™trza rozlegÅ‚ siÄ™ mÄ™ski gÅ‚os: — Kto tam? — Tu Isidore — odparÅ‚ Rick. — ProszÄ™ mnie wpuÅ›cić, bo o-o-piekujÄ™ siÄ™ panem i ty- mi dwoma kobietami. 145 — Nie otwieramy drzwi — odpowiedziaÅ‚ kobiecy gÅ‚os. — ChcÄ™ obejrzeć Przyjacielskiego Bustera w telewizorze Pris — oznajmiÅ‚ Rick. — Teraz, kiedy udowodniÅ‚, że Mercer nie istnieje, należy koniecznie go oglÄ…dać. Prowa- dzÄ™ ciężarówkÄ™ dla Szpitala dla ZwierzÄ…t Van Nessa, należącego do pana Hannibala S- s-sloata. — ZaczÄ…Å‚ siÄ™ jÄ…kać. — Cz-czy-czy otworzycie mi drzwi? T-t-to moje mieszka- nie. — CzekaÅ‚ przez chwilÄ™ i drzwi otworzyÅ‚y siÄ™. WewnÄ…trz mieszkania zobaczyÅ‚ mrok i dwa niewyraźne ksztaÅ‚ty. Drobniejsza, kobieca postać powiedziaÅ‚a: — Musi pan przeprowadzić testy. — Za późno — odparÅ‚ Rick. Wyższa postać próbowaÅ‚a zatrzasnąć drzwi i wÅ‚Ä…czyć ja- kieÅ› elektroniczne urzÄ…dzenie. — Nie — oznajmiÅ‚ Deckard. — MuszÄ™ wejść. — Pozwo- liÅ‚ Royowi Baty’emu wystrzelić, ale sam nie odpowiedziaÅ‚ ogniem. ZrobiÅ‚ unik i pocze- kaÅ‚, aż promieÅ„ lasera przejdzie tuż obok niego. — UtraciÅ‚eÅ› ochronÄ™ prawnÄ… strzela- jÄ…c do mnie — oÅ›wiadczyÅ‚. — PowinieneÅ› mnie zmusić do przeprowadzenia testu Vo-
|
WÄ…tki
|