Wszystkie te przemarsze wojsk były wielce uciążliwe dla biednego ludu w okolicy Paryża...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Zbrojne oddziały obu stronnictw przebiegały prowincje la Brie i l’Ile de France, rabując i niszcząc wszystko.
Ludzie księcia Orleanu przyjęli za własną jego dewizę: kij sękaty ze słowem ““wyzywam”“, a Burgundczycy skupili się około chorągwi księcia Jana, noszącej hebel i napis: ““przyjmuję wyzwanie”“.
Oba wojska stały prawie naprzeciw siebie i chociaż pomiędzy książętami nie było wypowiedzenia wojny, wszelki jednak rozsądny człek czuł dobrze, że prosta kłótnia pomiędzy dwoma żołnierzami wystarczy do wywołania starcia i wojny domowej w całej Francji. Stan ten trwał już czas jakiś, gdy książę Orleanu przerwał go stanowczym krokiem, skutkiem czego wydał rozkaz swym orleańczykom, aby się posunęli na Paryż.
Widząc księcia, rycerzy jego i zbrojnych ludzi przebiegających ulice Paryża, mieszkańcy stolicy mocno się zaniepokoili. Książę Orleanu nadużyciami swymi taką sobie wyrobił ze sławę, iż chodziły pogłoski, jakoby celem jego wyprawy miał być rabunek miasta. Toteż w jednej chwili całe mieszczaństwo podniosło się i stanęło u bram Paryża; studenci i ucząca się młodzież zbrojnie wyszła z uniwersytetu.
Zburzono wiele domów na przedmieściach, aby z ich gruzów powznosić barykady na gościńcu.
Jednym słowem: wszystkie przedsięwzięto środki, aby dopomóc księciu Burgundii w zwalczaniu księcia Orleanu.
Zanim wszelako przyszło do spodziewanego starcia, z porady rozumniejszych członków rządu królewskiego rozpoczęto z księciem Ludwikiem układy, które trwały cały tydzień i doprowadziły do porozumienia bez rozlewu krwi. Książęta zgodzili się, iż każdy wojska swe rozpuści i zda pretensje swoje na sąd rady królewskiej. Przysięgi z jednej i drugiej strony złożone zostały na ewangelię, a rozpuszczenie wojsk miało być dowodem wykonania umowy.
Jak tylko Paryż został uwolniony od zbrojnych obu stronnictw, królowa postanowiła odbyć wjazd do miasta. Ten dowód zaufania, jaki dawała Izabella, przybywając znowu pomiędzy mieszkańców Paryża w tak burzliwej chwili, z wielką był przyjęty radością. Tłumy narodu wesoło i radośnie wyległy naprzeciw niej. Królowa siedziała w pierwszym, jaki na świecie zbudowany był, powozie na resorach, który jej w darze ofiarował książę Orleanu. Damy jechały za nią w karocach; dwaj książęta, niby pogodzeni, jechali na koniach obok siebie, trzymając się za ręce i niosąc każdy tarczę swego przeciwnika.
Odprowadziwszy Izabellę do pałacu królewskiego, obaj udali się do kościoła katedralnego Notre Dame, gdzie komunikowali się jedną hostią, na pół przełamaną, ucałowali się u stóp ołtarza, a dla większego dowodu wzajemnego zaufania i zgody, książę Burgundii prosił na tę noc księcia Orleanu o gościnność.
Ludwik nie tylko gościnność, ale połowę własnego łoża mu ofiarował. Jan burgundzki ofiarę tę przyjął. Naród, uwiedziony pozorami, odprowadził ich, krzycząc ““Noël!”“, do nowego pałacu księcia Orleanu, który znajdował się poza zamkiem Świętego Pawła.
Ci dwaj ludzie, którzy przed tygodniem, w stal okuci, pod chorągwiami szli przeciw sobie, weszli teraz wsparci jeden na ramieniu drugiego do pałacu, jakby dwaj najserdeczniejsi przyjaciele, po długim niewidzeniu się spotykający.
W pałacu znajdowali się już wujowie ich, książęta de Berri i de Bourbon, którzy nie wiedzieli, czy wierzyć mają uszom swym i oczom. Książę Burgundii zapewnił raz jeszcze o szczerości zawartej zgody, a książę Orleanu powiedział, że nigdy dzień Boży nie wydał mu się tak pięknym jak ten, który się miał właśnie ku schyłkowi.
Dwaj książęta, pozostawszy sam na sam, przechadzali się jeszcze po komnatach, rozmawiając ze sobą. Przyniesiono im wina grzanego z korzeniami, które wypijali zamieniając kubki. Książę Jan był szczególnie wesół i swobodny. Chwalił wielce urządzenie sypialnej komnaty, ze szczególną drobiazgowością przyglądał się obiciom i portierom, a wskazując palcem mały kluczyk, który tkwił w utajonych drzwiach, pytał śmiejąc się, czy drzwiczki te nie prowadzą przypadkiem do apartamentów księżnej Walentyny.
Książę Orleanu szybko zagrodził mu drogę, a kładąc rękę na kluczyku, rzekł:
- O, wcale nie, drogi kuzynie; przeciwnie, jest jej surowo zabronione wchodzić za te drzwiczki.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.