Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
442 Stałem więc, a one wciąż przymierzały nie mogąc się na żaden zdecydować, bo gdy jedna już byłaby gotowa wybrać ten, wpadając w zachwyt, druga zaczynała wątpić, grymasić, wyciągać z pamięci jakieś im tylko mówiące coś znaki, a pamiętasz, nie chciał pić kieliszkiem, tylko daj mu szklankę. To znów gdy drugiej zaczynał się jakiś podobać, tamta wydymała wargi. Przecież lubisz ten kolor? Kolor mógłby być, ale mówili, że to tajniak. I na odwrót, co ty panu Piotrowi ten krawat? To przecież tego Niemca, zapomniałaś już? Czy tak dawno wojna się skończyła? - To do was i Niemcy przychodzili? O, to już nieładnie, moje panny - matka, która ledwo czasem się odezwała i niecałym nawet słowem, jakby przygaszona podziwem dla tych wszystkich krawatów, nagle dała wyraz swojemu oburzeniu. - Ale on był oficer, proszę pani. A jaki szarmancki, nie ma pani pojęcia - wydawały się być zaskoczone tym matki oburzeniem i próbowały się jedna przez drugą tłumaczyć: - Nigdy z gołymi rękami nie przyszedł. Przynajmniej bombonierkę zawsze przyniósł, a czasem i szampana. Ileśmy różnych rzeczy od niego nadostawały, pończoch, szalików. - Ale oficer? - matka z uporem trwała przy swoim. - Żeby zwykły żołnierz, prędzej bym zrozumiała, bo to nieraz tacy sami ludzie jak wszyscy, każą im, to wojują. - Phi - wydęła wargi Ewelina czy może Róża - zwykły żołnierz. Nawet te dwa misie, co na kanapie u nas siedzą, mówiła pani, że takie śliczne, to też od niego. - A bo nie wiedziałam, nic żeście nie powiedziały od kogo. - A któż byłby taki hojny? Jaki Polak, no, niech pani powie? Polak myśli tylko, żeby jak najtaniej i raz dwa. A on perfumy, mydła, szminki, tusz do rzęs, i mówił, że to wszystko z Francji. 443 - Ale Polak, to Polak - matka zaperzyła się, jakby dotknięta na honorze. - A on może był jeszcze gestapowiec? - A cóż to za różnica Niemiec, Polak - lekkomyślnie wyrzuciła któraś. Jeszcze gorzej oburzyło to matkę, bo nieoczekiwanie naskoczyła na mnie: - Zostaw, Piotrek, ten krawat. Jeszcze by tego brakowało, żebyś w gestapowskim krawacie na zabawę poszedł. Twój ojciec też był oficerem, ale prawdziwym. Panny Ponckie zmieszały się, straciły pewność siebie, a nawet któraś powiedziała z wyrzutem: - A bo zawsze przychodził po cywilnemu, żeby nas zmylić. A tych jego czekoladek wcale nie lubiłam, to ona się nimi objadała. - A tyś się za to zlewała cała perfumami. Aż ci kiedyś, pamiętasz, zwrócił uwagę, że dama powinna być dyskretnie uperfumowana. Za uszami, przy szyi i to wszystko. - A ty dałaś kiedyś do szampana zwyczajne kieliszki, aż następnym razem przyniósł całą paczkę takich na wysokich nóżkach. Najwyraźniej były rozdrażnione i przymierzały mi te krawaty prawie machinalnie, każdy odkładając, że nie ten kolor, nie ten wzór, że wymięty, że nie nadaje się, i coraz bardziej jedna drugiej dogryzając. Ale pewnie też z narastającej bezradności, że nie potrafią mi żadnego wybrać. Naturalnie przeplatały te dogryzania natychmiastowymi czułościami, och, przepraszam cię, kochanie, nie chciałam, tak mi się wyrwało, ależ to ja cię przepraszam, moja złota, byłam wtedy taka łasa na słodycze. Ach, nie mówmy już, bo i tak się nie wróci. Więc można by pomyśleć, że te dogryzania, często z półuśmiechem czy z ledwo wyczuwalną domieszką goryczy, dotyczyły tych krawatów, że tyle ich, a jednego nie daje się wybrać, bo nawet w pewnej chwili czy Róża, czy może Ewelina powiedziała: 444 - I pomyśleć, że wszystkie te krawaty tak nam się kiedyś podobały, nie do wiary. A ten, pamiętasz, był przecież taki cham. Boże, jak ja go nie cierpiałam. - Bo tak już jest, że w swoją porę wszystko wydajg się ładne, mądre, zdrowe -
|
WÄ…tki
|