w momencie, kiedy tygrysica zamierzała zaatakować kozę...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Trafiona strzałką, wy-
cofała się, chrapnęła i uciekła. Jednak takie obezwładniające naboje nie usypiają łagodnie jak filiżanka dobrej herbaty, tylko zwalają z nóg jak wypita duszkiem butelka mocnego trunku. Wzmożona aktywność zwierzęcia dodatkowo przyśpiesza
działanie narkotyku. Myśliwy wezwał przez radio swoich pomocników. Znaleźli
tygrysicę około dwustu jardów od rzeki. Była wciąż przytomna. Tylne łapy miała
całkiem bezwładne, utrzymywała się jeszcze chwiejnie na przednich. Kiedy po-
kazali się myśliwi, chciała uciec, ale nie mogła. Odwróciła się więc w ich stronę i podniosła swoją zabójczą łapę. Ale wtedy straciła równowagę. Runęła na ziemię
i w ten sposób zoo w Puttuczczeri wzbogaciło się o dwa nowe tygrysy. Miauczą-
cego ze strachu malca znaleziono w pobliskich zaroślach. Myśliwy, który nazywał
się Richard Parker, złapał go gołymi rękami, a przypomniawszy sobie, jak tygry-
sek pędził, żeby się napić, ochrzcił go Thirsty — Spragniony. Jednak zajmujący
106
się wysyłką urzędnik na stacji kolejowej w Howrah był najwidoczniej człowiekiem tyleż nieprzytomnym, co gorliwym. Z wszystkich papierów, które trzymali-
śmy razem z tygryskiem, wynikało, że mały nazywa się Richard Parker, imię zaś
myśliwego brzmi Thirsty, a nazwisko Niepodano. Ojciec uśmiał się zdrowo z tego
całego galimatiasu, a nazwisko Richard Parker przylgnęło do tygrysa.
Czy Thirsty Niepodano złapał w końcu panterę ludojada, nie mam pojęcia.
ROZDZIAŁ 49
Rano nie mogłem się ruszyć. Osłabienie przykuło mnie do plandeki. Nawet
myślenie było dla mnie zajęciem wyczerpującym. Zmuszałem się do jak najprost-
szego rozumowania. Po dłuższym czasie, w tempie wlokącej się przez pustynię
karawany, udało mi się sformułować pewne myśli.
Dzień był podobny do poprzedniego, ciepły i bez słońca, z niskim pułapem
chmur i lekkim wietrzykiem. To była jedna myśl. Łódź kołysała się łagodnie —
i o tym była myśl druga.
Po raz pierwszy pomyślałem o pożywieniu. Nie miałem w ustach kropli wody,
nie przełknąłem ani kęsa, nie zmrużyłem oka od trzech dni i nocy. Odkrycie tak
oczywistej przyczyny mojej niemocy nieco mnie pokrzepiło.
Richard Parker był wciąż w łodzi. Ściśle mówiąc, tuż pode mną. Wydaje się to
niewiarygodne, ale dopiero po dłuższych rozmyślaniach, po oszacowaniu różnych
szczegółów i rozważeniu punktów widzenia doszedłem do wniosku, że nie był
to sen ani zwid, zaburzenie pamięci, figiel wyobraźni ani żaden podobny trik,
ale solidny, namacalny fakt, z którym zostałem skonfrontowany, będąc w stanie
krańcowego wyczerpania i silnego wzburzenia. Wiedziałem, że jego prawdziwość
znajdzie potwierdzenie, kiedy tylko poczuję się wystarczająco dobrze, żeby rzecz
dokładnie zbadać.
To, jak mogłem przez dwie i pół doby nie zauważyć ważącego czterysta pięć-
dziesiąt funtów tygrysa bengalskiego w długiej na dwadzieścia sześć stóp sza-
lupie, pozostawało zagadką, której rozwiązanie odkładałem również na później,
kiedy będę miał więcej sił. Ów swoisty cud z pewnością czynił z Richarda Par-
kera relatywnie największego gapowicza w historii podróży morskich. Licząc od
czubka nosa po koniuszek ogona, tygrys zajmował jedną trzecią długości łodzi.
Pomyślicie pewnie, że straciłem w tym momencie wszelką nadzieję. Owszem.
A jednak w rezultacie odzyskałem animusz i poczułem się znacznie lepiej. Często
obserwujemy coś takiego w sporcie. Tenisista, który staje do pojedynku z mi-
strzem, zaczyna efektownie, ale szybko traci pewność siebie. Champion zbiera
punkty w gemach. Ale w ostatnim secie, nie mając już nic do stracenia, jego prze-
ciwnik znów się rozluźnia, nabiera swobody i odwagi. Nagle zaczyna grać jak
szatan i mistrz musi się nieźle natrudzić, aby zdobyć w końcówce jakieś punkty.
107
Tak właśnie było ze mną. Już pokonanie hieny wydawało się prawie niemożliwe, ale Richard Parker miał nade mną tak ogromną i tak oczywistą przewagę, że nawet nie warto było się tym trapić. Tygrys na pokładzie oznaczał mój koniec. No
a skoro to już zostało ustalone, dlaczego by nie zrobić czegoś, co przyniosłoby
wreszcie ulgę wyschniętemu gardłu?
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.