- To co, mały? Robimy spółkę? Wchodzimy w to razem? Partnerzy?- Mogę wybierać, co? - Case spojrzał ponuro...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Wybuchnęła śmiechem.
- Trafiłeś, kowboju.
 
 
- Korzenie matrycy tkwią w prymitywnych grach zręcznościowych - mówił głos. - We wczesnych programach graficznych i wojskowych eksperymentach z gniazdami czaszkowymi.
Dwuwymiarowa bitwa kosmiczna na Sony zbladła, niknąc za lasem matematycznie generowanych paproci, demonstrujących przestrzenne efekty spiral logarytmicznych; wystąpiły zimne, błękitne obrazy kompleksów militarnych, zwierzęta laboratoryjne podłączone do systemów testujących, hełmy przekazujące dane do układów kontroli ognia czołgów i samolotów bojowych.
- To jest cyberprzestrzeń. Konsensualna halucynacja, doświadczana każdego dnia przez miliardy uprawnionych użytkowników we wszystkich krajach, przez dzieci nauczane pojęć matematycznych... Graficzne odwzorowanie danych pobieranych z banków wszystkich komputerów świata. Niewyobrażalna złożoność...
Świetlne linie przebiegały bezprzestrzeń umysłu, skupiska i konstelacje danych. Jak światła wielkiego miasta, coraz dalsze...
- Co to jest? - spytała Molly, gdy pstryknął przełącznikiem kanałów.
- Program dla dzieci.
Nieciągły strumień obrazów w rytmie cyklu selektora.
- Koniec - polecił Hosace.
- Chcesz spróbować, Case?
Åšroda. Osiem dni od przebudzenia w Tanim Hotelu z Molly u boku.
- Mam wyjść, Case? Może będzie ci łatwiej w samotności...
- Nie. - Pokręcił głową. - Zostań. To bez znaczenia.
Założył na czoło czarną, frotową opaskę, bardzo ostrożnie, by nie poruszyć płaskich dermatrod Sendai. Patrzył na leżący na kolanach dek. Właściwie go nie widział. Miał przed oczami wystawę sklepu na Ninsei, chromowane shurikeny płonące odbitym blaskiem neonów. Podniósł głowę; na ścianie, tuż nad Sony, zawiesił jej prezent, przybił szpilką z żółtą główką wsuniętą w centralny otworek.
ZamknÄ…Å‚ oczy.
Odnalazł karbowany przycisk zasilania.
A w krwistej ciemności pod powiekami wrzały na granicach przestrzeni srebrne fosfeny, hipnagogiczne obrazy przeskakiwały niby film zmontowany z przypadkowych klatek. Symbole, liczby, twarze, rozmyta, rozczłonkowana mandala wizualnej informacji.
Błagam, modlił się w duchu. Teraz...
Szary krÄ…g barwy nieba nad ChibÄ….
Teraz...
Krąg zawirował coraz szybciej, stał się sferą jaśniejszej szarości. Powiększał się...
I płynął, rozkwitał przed nim jak origami z płynnego neonu, odkrywał dom nie znający odległości, jego ojczyznę, trójwymiarową, przezroczystą szachownicę sięgającą nieskończoności. Wewnętrzne oko otworzyło się na schodkową piramidę szkarłatu Agencji Energii Atomowej Wschodniego Wybrzeża płonącą poza zielonymi sześcianami amerykańskiej filii banku Mitsubishi. Wysoko i bardzo daleko widział spiralne ramiona systemów wojskowych, na zawsze poza jego zasięgiem.
A gdzieś w dali śmiał się w białym pokoiku na poddaszu, odległe palce pieściły dek, a łzy ulgi spływały po twarzy.
Kiedy zdjął trody, Molly nie było, a na poddaszu panował mrok. Sprawdził czas: był w cyberprzestrzeni przez pięć godzin. Przeniósł Ono-Sendai na jedno z nowych biurek, po czym zwalił się do łóżka, naciągając na głowę czarny, jedwabny śpiwór Molly.
Czujnik, przylepiony taśmą do stalowych drzwi, brzęknął dwa razy.
- Żądanie wejścia - poinformował.:- Według mojego programu obiekt jest czysty.
- To otwórz. - Case zsunął z twarzy jedwab i usiadł. Drzwi otwierały się wolno. Spodziewał się Molly lub Armitage'a.
- Chryste - jęknął chrapliwy głos. - Wiem, że ta dziwka widzi w ciemności... - Jakaś krępa postać przestąpiła próg i zamknęła drzwi. - Zapal światło, dobra?
Case zsunął się z gąbki i znalazł staromodny wyłącznik.
- Jestem Finn - oświadczył Finn i skrzywił się ostrzegawczo.
- Case.
- Miło mi. Robię trochę hardware' u dla twojego szefa. - Finn wyjął z kieszeni paczkę partagasów i zapalił. Aromat kubańskiego tytoniu wypełnił pokój. Mężczyzna podszedł do biurka i ocenił Ono-Sendai. - Wygląda na seryjny. Popracujemy nad tym. Ale mam też problem dla ciebie, mały.
W wewnętrznej kieszeni marynarki znalazł brudną, brązową kopertę, strzepnął tytoń na podłogę i wyciągnął z koperty czarny, gładki prostokąt.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….