Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Wang-mu, już opuszczając Lusitanię jesteśmy winni zdrady Kongresu. To zbrodnia. Nie sądzę, żeby wielką różnicę zrobiło podszywanie się pod jakiegoś urzędnika. - Ja nie opuściłam Lusitanii - przypomniała. - Nigdy nawet jej nie widziałam. - Niewiele straciłaś. Same sawanny i lasy, czasem fabryka Królowej Kopca, gdzie montują kosmoloty... W drzewach mieszkają bandy prostaczkowatych obcych. - Jestem wspólniczką zdrady, tak? - upewniła się Wang-mu. - Jesteś także winna zmarnowania całego dnia japońskiemu filozofowi. - Ściąć mi głowę. Godzinę później lecieli już prywatnym poduszkowcem, tak prywatnym, że pilot nie zadawał żadnych pytań. Jane dopilnowała, żeby dokumenty mieli w porządku. Przed wieczorem znaleźli się w swoim małym stateczku. - Powinniśmy zostać na noc w mieszkaniu - mruknął Peter, niechętnym wzrokiem spoglądając na prymitywne posłanie. Wang-mu zaśmiała się i zwinęła na podłodze. Rankiem, wyspani, odkryli, że Jane nocą przeniosła ich na Pacificę. Aimaina Hikari przebudził się ze snu w świetle, które nie było ani nocą, ani rankiem. Wstał z łóżka. Powietrze nie było ani ciepłe, ani chłodne. Sen nie dał mu wypoczynku, dręczyły go brzydkie, gorączkowe mary, w których wszystko, czego dokonał, powracało jako przeciwieństwo jego zamierzeń. W snach Aimaina wspinał się, by dotrzeć na dno kanionu. Mówił, a ludzie od niego odchodzili. Pisał, a stronice książki wyślizgiwały się spod ręki i rozsypywały na podłodze. Pojmował, że wszystko to jest reakcją na wczorajszą wizytę tych kłamliwych cudzoziemców. Całe popołudnie starał się o nich zapomnieć, czytając opowieści i eseje, starał się zapomnieć przez cały wieczór, rozmawiając z siedmioma przyjaciółmi, którzy przyszli go odwiedzić. Ale opowieści i eseje krzyczały do niego: „Oto są słowa niepewnego siebie ludu z cywilizacji pogranicza”, a siedmiu przyjaciół, uświadomił sobie, było bez wyjątku necesarianami. I kiedy skierował rozmowę na Flotę Lusitańską, przekonał się, że mają właśnie takie poglądy, o jakich mówiła ta para kłamców o śmiesznych imionach. I tak Aimaina dotrwał prawie do blasku przedświtu. Siedział na macie w ogrodzie, gładził palcami medalion z prochami i myślał: Czyżby te sny zesłali mi przodkowie? Czy oni także skierowali do mnie tych kłamliwych gości? A jeśli ich zarzuty wobec mnie nie były kłamstwem, to w czym właściwie mnie okłamali? Odgadł bowiem z tego, jak patrzyli na siebie, z wahania młodej kobiety, a potem jej zuchwałości, że grali przedstawienie. Przedstawienie bez prób, zgodne jednak z pewnym scenariuszem. Świt nadszedł w pełni, wyszukując wszystkie liście wszystkich drzew, potem krzewów, dając każdemu własny odcień i zabarwienie. Dmuchnął wietrzyk, czyniąc światło nieskończenie zmiennym. Później, za dnia, liście staną się jednakowe: posłuszne, wyrównane, chłonące światło potężnym strumieniem podobnym do wody z hydrantu. Jeszcze później, po południu, nadpłyną chmury i spadnie lekki deszcz, przywiędłe liście odzyskają siłę, zabłysną wilgocią, ich kolor będzie głębszy, przygotowany do nadejścia nocy, do życia nocy, do snów o roślinach pieniących się w mroku, przechowujących padający na nie za dnia blask słońca, odżywianych chłodnymi wewnętrznymi strumieniami zasilanymi deszczem. Aimaina Hikari stał się liściem, stłumił wszelkie myśli prócz tych o świetle, wietrze i deszczu. Aż zakończyła się faza świtu i słońce uderzyło w ziemię żarem dnia. Wtedy dopiero opuścił swe miejsce w ogrodzie. Kenji przygotowała na śniadanie rybę. Jadł wolno, delikatnie, żeby nie uszkodzić perfekcji szkieletu, który nadawał zwierzęciu formę. Mięśnie ciągnęły w tę i w tamtą stronę, ości uginały się, lecz nie pękały. Nie złamię ich, ale przejmę w moje ciało siłę mięśni... Na końcu zjadł oczy. Ze zdolności ruchu pochodzi zwierzęca siła... Dotknął medalionu przodków. Ale moja mądrość bierze się nie z tego, co jem, tylko od szepczących do mnie wieków minionych. Ludzie żywi zapominają o lekcjach przeszłości. Przodkowie nie zapominają nigdy. Aimaina powstał od stołu i przeszedł do komputera w szopie na narzędzia. Komputer także był narzędziem... Dlatego trzymał go tutaj, zamiast ustawiać w domu czy w specjalnym gabinecie, jak to czynili inni. Jego komputer był jak motyka. Używał go, potem odkładał. W powietrzu nad terminalem pojawiła się kobieca twarz. - Wzywam mojego przyjaciela Yasunari - powiedział Aimaina. - Ale nie chcę go niepokoić. Ta sprawa jest tak trywialna, że wstydziłbym się zajmować mu czas. - Pozwól więc, że ja ci pomogę w jego imieniu - odezwała się twarz w powietrzu. - Wczoraj prosiłem cię o informacje na temat Petera Wgina i Si Wang-mu, którzy umówili się ze mną na spotkanie. - Pamiętam. To była przyjemność, znaleźć ich dla ciebie tak szybko. - Ich wizyta okazała się bardzo niepokojąca - rzekł Aimaina. - Coś, co mi powiedzieli, nie było prawdą. Potrzebuję więcej danych, żeby odkryć, co to takiego. Nie chcę ingerować w ich sprawy osobiste, ale pewne informacje są dostępne publicznie. Może do jakich szkół uczęszczali, gdzie byli zatrudnieni, jakieś powiązania rodzinne...
|
Wątki
|