- Polu Nietro, jeżeli zamierzasz rzucać kalumnie na irlandzkie teriery...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. - zaczęła Mairi z uśmiechem.
- Rzucać kalumnie? To nie moje metody, Mairi. - Pol mrugnął do niej. - Ale sfora smoczków okazała się bardzo użyteczna. Wydaje się, że potrafią współpracować, gdy mają wspólny cel. Paul Benden to zauważył i chce, żeby Kitti i ja...
Mairi złapała go za ramię, nagle zaniepokojona.
- Chybabyś tego nie zrobił?
- Oczywiście, że nie, moja droga. - Pol poklepał ją po ramieniu. - Ale sądzę, że Sorka i Duke, jeśli zechcą, mogliby nam pomóc. Zgromadziliśmy już sporo informacji o naszych małych przyjaciołach. Ich możliwości są zaskakujące. Musimy je jak najlepiej zrozumieć! Nie przywieźliśmy ze sobą żadnych stworzeń, które mogłyby dać sobie radę z powietrznymi napastnikami typu wherrów.
Sorka karmiła prawie już sytego Duke’a, który siedział wyprostowany. Czubek wyciągniętego na stole ogona drgał mu za każdym razem, gdy smoczek delikatnie chwytał nowy kęs z palców dziewczynki. Wokół stworzonka roztaczał się dziwny, niezupełnie przyjemny zapach, który Sorka, w dowód uznania dla heroizmu swojego podopiecznego, starała się zignorować.
- Sługa jest godzien swojej zapłaty - zauważył Pol.
Sorka obdarzyła go długim spojrzeniem.
- Nie chcę być niegrzeczna, proszę pana, ale nie sądzę, żeby Duke był czyimś sługą. I potrafił dowieść, że jest naszym przyjacielem! - Dziewczynka machnęła ręką, wskazując całą osadę.
- Duke i jego... kohorty - odezwał się Pol uprzejmie - z pewnością dowiodły dzisiaj swojej sympatii. - Zoolog usiadł przy Sorce patrząc, jak stworzonko bierze w pazurki kolejny kawałek jedzenia. Duke obejrzał kęs ze wszystkich stron, obwąchał go, polizał, aż w końcu ugryzł kawałek. Pol przyglądał mu się z podziwem.
Sorka zachichotała.
- Jest już zapchany, ale nigdy nie potrafi oprzeć się pokusie. Właściwie nie je już tak dużo jak wcześniej - dodała po chwili. - Zwykle wystarcza mu jeden posiłek dziennie, więc może dorasta. Wszystko notowałam i naprawdę, proszę pana, wydaje mi się, że jest już tak duży jak te dzikie.
- Interesujące. Daj mi proszę swoje zapiski, dołączę je do akt. - Pol uniósł się lekko. - Wiecie, ewolucja przebiegała tu w fascynujący sposób. Zwłaszcza jeśli te planktonożerne stworzenia, o których mówią delfiny, istotnie są wspólnym przodkiem węży tunelowych i smoczków.
Mairi okazała zdumienie.
- Węży tunelowych i smoczków?
- Oczywiście. Życie tutaj ewoluowało w morzach, podobnie jak na Ziemi. Ma się rozumieć, są pewne różnice. - Pol, w obliczu zaciekawionych, choć niedowierzających słuchaczy, przybrał profesorski ton. - Wspólnym przodkiem była węgorzowata, wodna forma życia. Z sześcioma kończynami. Pierwsza para - wskazał smoczka, który wciąż trzymał jedzenie w przednich łapkach - miała błonę do chwytania zdobyczy. Widzicie, jak zgina się przedni palec w stosunku do nieruchomych dwóch tylnich? Smoczki zrezygnowały z błony, wytwarzając trójpalczastą kończynę. Skrzydła powstały w miejsce środkowych płetw, a tylna para służy jako napęd. Forma przystosowana do życia na lądzie, nasz wąż tunelowy, pierwszą parę wykorzystuje do kopania, środkowa wciąż służy do utrzymywania równowagi, zwłaszcza jeżeli w przedniej trzymane jest pożywienie, a kończyny tylne pełnią funkcję steru. Tak, jestem pewien, że planktonożerne stworzenie zachowało cechy wspólnego przodka naszych przyjaciół. - Pol uśmiechnął się do Duke’a, który zastanawiał się, czy wziąć kolejny kęs z rąk Sorki. - Mimo to... - przerwał.
Sorka czekała cierpliwie wiedząc, że zoolog złożył im wizytę w jakimś konkretnym celu.
- Czy wiesz coś o jakimś nie naruszonym gnieździe? - zapytał wreszcie.
- Tak, ale nie jest ono duże, a jajka są trochę mniejsze od innych.
- Aaa, prawdopodobnie złożyła je jedna z tych niewielkich, zielonych samic - stwierdził Pol z zadowoleniem. - A ponieważ zielone nie chronią gniazd z takim oddaniem jak złote, nie powinna mieć nam za złe, jeżeli kilka pożyczymy. Ale chciałbym cię prosić o jeszcze jedną, większą przysługę. Pamiętam, jak mówiłaś, że widziałaś ciało pisklęcia w wodzie. Czy to się często zdarza?
Sorka zastanowiła się przez moment, po czym odpowiedziała równie pozbawionym emocji tonem.
- Chyba tak. Niektóre młode nie dają sobie rady. Albo nie znajdują wystarczająco dużo pokarmu, żeby zrekompensować szok po wylęgu - zaczęła wyjaśniać. Nie dostrzegła skrywanego uśmiechu w kąciku warg Pola. - Albo atakują je wherry. Widzi pan, tuż przed wylęgiem starsze smoczki znoszą wodorosty, żeby utworzyć krąg wokół gniazda, a potem karmią młode rybami, pełzaczami i wszystkim, co mogą znaleźć.
- Hmm, a więc istotnie wdrukowywanie - mruknął Pol.
- Zanim młode zdążą napełnić żołądki, ich skrzydła wysychają i mogą lecieć z resztą sfory. Starsze smoczki odganiają węże i wherry, żeby dać małym szansę. Ale kiedyś Sean widział, jak coś podobnego do węgorza atakowało pisklaka z morza podczas przypływu. Smoczek nie miał żadnych szans.
- Sean to ten twój nieuchwytny, ale często wspominany przyjaciel?
- Tak. Wspólnie odkryliśmy pierwsze gniazdo i razem go pilnowaliśmy.
- Czy Sean zechciałby pomóc nam w wyszukiwaniu gniazd i... pisklaków?
Sorka przyglądała się zoologowi przez dłuższą chwilę. Pol zawsze dotrzymywał danego jej słowa, a poza tym wtedy, pierwszego dnia, był dobry dla Duke’a. Zdecydowała, że może mu zaufać, ale jednocześnie miała świadomość jego wysokiego stanowiska w Lądowisku. Wiedziała, co mógłby zrobić dla Seana.
- Jeżeli pan obieca, ale naprawdę obieca, a ja to poświadczę, że jego rodzina dostanie jednego z pierwszych koni, Sean zrobi dla pana wszystko.
- Sorka! - Mairi była zaszokowana propozycją córki. Sorka zdecydowanie spędzała zbyt dużo czasu w towarzystwie tego chłopca i przejmowała niektóre jego złe nawyki. Ale, ku jej zdumieniu, Pol uśmiechnął się wesoło i poklepał dziewczynkę po ramieniu.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….