Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Przez chwilę miał minę zdziwioną i zakłopotaną, potem z uśmiechem skinął głową. Przy poobiedniej kawie Elza wstała, podeszła do drzwi, odwróciła się do nas i przybierając pozę omdlewającą, dobrze zaobserwowaną, jak myślę, u hollywoodzkich gwiazd filmowych, spytała tonem, w którym zawierały się całe wieki francuskiej galanterii:
– Idziesz, Rajmundzie? Ojciec podniósÅ‚ siÄ™, zaczerwieniÅ‚ siÄ™ z lekka i poszedÅ‚ za niÄ… mówiÄ…c coÅ› o dobroczynnym wpÅ‚ywie poobiedniej sjesty. Anna nawet nie drgnęła. Papieros żarzyÅ‚ siÄ™ w jej nieruchomej dÅ‚oni. CzuÅ‚am, że muszÄ™ coÅ› powiedzieć... – Ludzie uważajÄ…, że poobiednia sjesta to prawdziwy wypoczynek, ale mnie siÄ™ wydaje, że tak nie jest... UrwaÅ‚am, uÅ›wiadomiwszy sobie natychmiast dwuznaczność tego zdania. – ProszÄ™ ciÄ™, przestaÅ„! – powiedziaÅ‚a sucho Anna. Nie dostrzegÅ‚a nawet dwuznacznoÅ›ci moich słów, uważaÅ‚a je po prostu za niesmaczne. SpojrzaÅ‚am na niÄ…. NadaÅ‚a swej twarzy wyraz spokoju i obojÄ™tnoÅ›ci, który mnie wzruszyÅ‚. Być może w tej chwili piekielnie zazdroÅ›ciÅ‚a Elzie. Zapragnęłam jÄ… pocieszyć. PrzyszÅ‚a mi do gÅ‚owy cyniczna myÅ›l, która wprawiÅ‚a mnie w zachwyt. Wszystkie moje cyniczne pomysÅ‚y napeÅ‚niaÅ‚y mnie zawsze pewnoÅ›ciÄ… siebie i dawaÅ‚y oszaÅ‚amiajÄ…ce wrażenie, że spiskujÄ™ sama z sobÄ…. Nie mogÅ‚am siÄ™ powstrzymać, by nie wypowiedzieć tej myÅ›li na gÅ‚os: – Niech pani weźmie pod uwagÄ™, że jak siÄ™ ma tak spalonÄ… skórÄ™ jak Elza, taka sjesta nie jest chyba upajajÄ…ca ani dla niej, ani dla niego. Lepiej by byÅ‚o, gdybym siÄ™ w ogóle nie odezwaÅ‚a. – Nie cierpiÄ™ uwag tego rodzaju! – powiedziaÅ‚a Anna. – W twoim wieku to wiÄ™cej niż gÅ‚upie, to smutne. ZdenerwowaÅ‚am siÄ™ nagle. – Å»artowaÅ‚am przecież, przepraszam paniÄ…. Jestem pewna, że w gruncie rzeczy sÄ… oboje bardzo zadowoleni. ZwróciÅ‚a ku mnie udrÄ™czonÄ… twarz. PrzeprosiÅ‚am jÄ… natychmiast. Przymknęła oczy i zaczęła mówić gÅ‚osem cichym, Å‚agodnym. – Masz zbyt uproszczone pojÄ™cie o miÅ‚oÅ›ci. MiÅ‚ość to nie jest przecież szereg wrażeÅ„ zupeÅ‚nie ze sobÄ… nie zwiÄ…zanych. PomyÅ›laÅ‚am, że wszystkie moje miÅ‚oÅ›ci byÅ‚y takie wÅ‚aÅ›nie. NagÅ‚e wzruszenie na widok czyjejÅ› twarzy, pod wpÅ‚ywem gestu, pocaÅ‚unku... Radosne chwile bez żadnego zwiÄ…zku – to byÅ‚y moje wspomnienia o miÅ‚oÅ›ci. – A miÅ‚ość to co innego – mówiÅ‚a Anna. – To nieustanna czuÅ‚ość, serdeczność, tÄ™sknota... Nie jesteÅ› w stanie tego zrozumieć. ZrobiÅ‚a nieokreÅ›lony ruch rÄ™kÄ… i wzięła gazetÄ™. WolaÅ‚abym, by wpadÅ‚a w zÅ‚ość, by przestaÅ‚a być tak beznadziejnie obojÄ™tna wobec mojego braku uczuciowoÅ›ci. PomyÅ›laÅ‚am sobie, że ma racjÄ™, że żyjÄ™ jak zwierzÄ…tko, zależna od cudzych kaprysów, że jestem sÅ‚aba i godna pożaÅ‚owania. CzuÅ‚am dla siebie pogardÄ™ i uczucie to byÅ‚o niesÅ‚ychanie przykre, bo nie byÅ‚am do niego przyzwyczajona, nie oceniajÄ…c dotÄ…d wÅ‚asnej osoby ani ze zÅ‚ej, ani z dobrej strony: PoszÅ‚am do siebie na górÄ™, by pomarzyć trochÄ™. Leżąc w miÄ™kkiej poÅ›cieli sÅ‚yszaÅ‚am wciąż sÅ‚owa Anny: “MiÅ‚ość to co innego... to tÄ™sknota..." Czy ja kiedykolwiek za kimÅ› tÄ™skniÅ‚am? Nie przypominam już sobie dobrze, co zaszÅ‚o podczas najbliższych dwóch tygodni. Jak już wspomniaÅ‚am, nie chciaÅ‚am widzieć nic okreÅ›lonego, nic niepokojÄ…cego. PamiÄ™tam dokÅ‚adnie kolejność wydarzeÅ„ w ciÄ…gu tych wakacji, bo poÅ›wiÄ™ciÅ‚am im caÅ‚Ä… mojÄ… uwagÄ™. Ale te trzy tygodnie, te trzy tygodnie w sumie szczęśliwe... Który to byÅ‚ dzieÅ„, gdy ojciec bez skrÄ™powania zaczÄ…Å‚ wpatrywać siÄ™ w usta Anny? Gdy niby żartem wypominaÅ‚ jej gÅ‚oÅ›no, że traktuje go obojÄ™tnie? Gdy już poważnie porównaÅ‚ subtelnÄ… inteligencjÄ™ Anny z naiwnÄ… gÅ‚upotÄ… Elzy? ŹródÅ‚em mego spokoju byÅ‚a niemÄ…dra myÅ›l, że ojciec i Anna znali siÄ™ przecież od piÄ™tnastu lat i że gdyby siÄ™ mieli kochać, to mogli to zrobić wczeÅ›niej. MówiÅ‚am sobie: “Gdyby to nawet miaÅ‚o nastÄ…pić, ojciec bÄ™dzie zakochany trzy miesiÄ…ce, a Anna zachowa z tego parÄ™ gorÄ…cych wspomnieÅ„ i trochÄ™ upokorzenia". A przecież zdawaÅ‚am sobie sprawÄ™, że Anna nie jest kobietÄ…, którÄ… można w ten sposób porzucić. ZresztÄ… byÅ‚ przecież Cyryl i o nim stale myÅ›laÅ‚am. CzÄ™sto wieczorami jeździliÅ›my razem na dansingi do Saint-Tropez, gdzie taÅ„czyliÅ›my w takt omdlewajÄ…cych dźwiÄ™ków klarnetu, szepczÄ…c sobie miÅ‚osne sÅ‚owa, które nazajutrz zapominaÅ‚am, lecz które owego wieczora wydawaÅ‚y siÄ™ takie sÅ‚odkie. W dzieÅ„ jeździliÅ›my żaglówkÄ… wzdÅ‚uż wybrzeża. Czasami towarzyszyÅ‚ nam mój ojciec. CeniÅ‚ on bardzo Cyryla, zwÅ‚aszcza od czasu, gdy ten pozwoliÅ‚ przeÅ›cignąć siÄ™ w crawlu. NazywaÅ‚ go “swoim maÅ‚ym Cyrylkiem", a Cyryl tytuÅ‚owaÅ‚ go “panem", lecz zastanawiaÅ‚am siÄ™ czÄ™sto; który z nich byÅ‚ w gruncie rzeczy dojrzalszy. KtóregoÅ› popoÅ‚udnia poszliÅ›my na herbatÄ™ do matki Cyryla. ByÅ‚a to starsza dama, spokojna i uÅ›miechniÄ™ta, która opowiedziaÅ‚a nam o swoich kÅ‚opotach wdowy i matki. Ojciec wyraziÅ‚ jej współczucie i wypowiedziaÅ‚ pod jej adresem szereg komplementów, rzucajÄ…c Annie spojrzenia peÅ‚ne wdziÄ™cznoÅ›ci. MuszÄ™ przyznać, że nigdy nie przychodziÅ‚o mu do gÅ‚owy, że jego wysiÅ‚ki mogÅ‚yby pójść na marne. Anna obserwowaÅ‚a to wszystko z uprzejmym uÅ›miechem. Po powrocie oÅ›wiadczyÅ‚a, że starsza pani jest czarujÄ…ca. WpadÅ‚am w zÅ‚ość i zaczęłam przeklinać wszystkie starsze panie tego typu. Ojciec i Anna patrzyli na mnie z pobÅ‚ażliwym i rozbawionym uÅ›miechem, który wyprowadziÅ‚ mnie zupeÅ‚nie z równowagi. – Pani nie zdaje sobie sprawy, że ona jest z siebie zadowolona! – krzyczaÅ‚am – że jest zachwycona swoim życiem, bo jej siÄ™ wydaje, że speÅ‚niÅ‚a swe obowiÄ…zki i... – Ależ tak jest – przerwaÅ‚a Anna. – SpeÅ‚niÅ‚a to, co nazywamy obowiÄ…zkami żony i matki. – A jej obowiÄ…zki kurwy? – spytaÅ‚am. – Nie znoszÄ™ ordynarnoÅ›ci – ucięła Anna – nawet paradoksalnej. – To nie jest żaden paradoks. WyszÅ‚a za mąż jak inne kobiety, z ochoty lub dlatego, że taki jest zwyczaj. MiaÅ‚a dziecko. Wie pani przecież, skÄ…d siÄ™ biorÄ… dzieci, prawda? – Zapewne mniej dobrze niż ty – odpowiedziaÅ‚a ironicznie Anna – ale mam pewne o tym pojÄ™cie.
|
WÄ…tki
|