PatrzÄ™ na Gruyera, na Vana...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Skupione twarze, posÄ™­pne. Moja pewnie wyglÄ…da teraz podobnie. Van gasi tele­wizor.
Tak, nie ma siÄ™ jeszcze co unosić. CzujÄ™ gorycz, która przywraca mnie chwili obecnej. Cóż, na razie jeszcze da­leko do triumfu. Na razie mamy kolejne trupy, histeriÄ™ w mediach i w niedÅ‚ugim czasie prawdopodobny wybuch niezadowolenia skierowany przeciwko Grupie Kontakto­wej i jej przewodniczÄ…cemu.
I mamy przemówienie doktora Kuruty, urzÄ™dujÄ…cego prefekta regionu Dolna Walonia, który nie wyraziÅ‚ ubolewania w zwiÄ…zku z incydentem ani nie potÄ™piÅ‚ jego sprawców. Zamiast tego stwierdziÅ‚, przy aplauzie sÅ‚ucha­czy, że inspiracji takich wydarzeÅ„ należaÅ‚oby upatrywać w krzywdach, doznanych przez imigrantów, i JÄ…trzÄ…cej propagandzie mediów", która uparcie wmawia, że każdy bandyta przychodzi ze Wschodu. NazwaÅ‚ nawet-incydent w Avesnelles „brudnÄ… prowokacjÄ…, obliczonÄ… na skom­promitowanie autentycznego przywódcy ludu". To znaczy jego. JakbyÅ›my poprzebierali za SÅ‚owian jakichÅ› zbirów i nasÅ‚ali ich na Seguinów, żeby w ten sposób dać powody do nastÄ™pnych oskarżeÅ„ przeciwko prefektowi! Milczymy.
- No, tak bezczelnie jeszcze sobie nie pogrywaÅ‚ - prze­rywa tÄ™ ciszÄ™ Gruyer, krÄ™cÄ…c swÄ… przekrzywionÄ… gÅ‚owÄ…, jakby z żalem. PodnoszÄ™ na niego pytajÄ…cy wzrok.
- Czas pracuje dla nich. On to wie - powtarza Gruyer, a potem nagle robi coÅ›, czego siÄ™ po nim zupeÅ‚nie nie spo­dziewaÅ‚em: z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… uderza otwartÄ… dÅ‚oniÄ… w stół, miażdżąc miÄ™dzy zÄ™bami przekleÅ„stwo. Gruyer, Zimna Ryba, jak go nazywajÄ… pracownicy Kancelarii, wieloletni pracownik Analiz i doradca w kilkunastu zwyciÄ™skich kampaniach wyborczych. WÅ›cieka siÄ™ jak oszukana pa­nienka. - KoÅ‚uje nas jak dzieciaków! - podnosi gÅ‚os. Tyl­ko na chwilÄ™, zaraz uspokaja siÄ™ i wraca do swego nor­malnego, rzeczowego tonu. - To wszystko, na co liczyli­Å›my, nie ma za grosz sensu. Przykro mi, panie przewod­niczÄ…cy, ale chyba wszyscy siÄ™ bardzo omyliliÅ›my co do Kuruty.
W gruncie rzeczy czujÄ™ nawet pewnÄ… nutÄ™ satysfakcji. Moje nerwy, choć podkopane tymi idiotycznymi snami, nie sÄ… widać w najgorszym stanie, skoro Gruyer zacho­wuje siÄ™ w ten sposób.
- NaprawdÄ™, rozumiem paÅ„skÄ… irytacjÄ™ - mówiÄ™, ma­chinalnie wchodzÄ…c w ton wyćwiczony na konferencjach prasowych. - SÄ…dzÄ™, że wszyscy jesteÅ›my równie głęboko poruszeni tym, co siÄ™ dzisiaj staÅ‚o. Niemniej...
- Niech pan da spokój, szefie - jego krzywa, przy­pominajÄ…ca kobolda twarz wydaje siÄ™ teraz peÅ‚na rezyg­nacji. - Nie wierzÄ™, żeby mogli to zrobić bez jego wiedzy
i zgody. Ten czÅ‚owiek kpi z nas w żywe oczy. WodziÅ‚ nas za nos, udajÄ…c, że już-już, zaraz ustÄ…pi, a kiedy cierpli­wość opinii publicznej doszÅ‚a do granicy, uderza...
- Ale ta mediacja... - przypominam.
- Kolejny wybieg - macha lekceważąco rÄ™kÄ…. - BÄ™dÄ… przewlekać sprawÄ™, a paÅ„ska pozycja sÅ‚abnie. ChcÄ… do­czekać zmiany na stanowisku przewodniczÄ…cego Grupy Kontaktowej.
To dziwne, ale jakoś przywykłem słuchać rad Gruyera i jego pewność siebie robi na mnie wrażenie. Trudno mi znaleźć odpowiedź.
- Jeżeli napad w Avesnelles był dokonany za wiedzą Kuruty, to znaczy, że on już wybrał i dalsze negocjacje tracą sens. A jeśli zrobili coś takiego bez jego wiedzy... To znaczy, że jest pajacem bez żadnej realnej władzy i wtedy rozmowy z nim też nie mają sensu.
- Więc co? - podejmuję po chwili.
Poprzestaje tylko na bezradnym otwarciu ust. Tak, wcale mu się nie dziwię, że nie znajduje odpowiedzi.
- No tak - odzywa siÄ™ Van. - Ale jest zgÅ‚oszona kon­kretna propozycja, misja dobrej woli... - zerka w notatki - Mariki L., popularnej gwiazdy filmowej. To dość egzoty­czna kandydatura, wiem, ale mam maÅ‚o czasu na odpo­wiedź...
- Nie ma mowy - Gruyer kręci zdecydowanie głową. Co on sobie myśli, u diabła? To ja tu decyduję, o czym jest mowa, a o czym nie.
Van czeka na odpowiedź, nieporuszony. Właściwie nie muszę motywować swojej decyzji, ale nie chciałbym, żeby odnieśli wrażenie, że powoduje mną przekora czy emocje.
- Dość... oryginalna osoba jak na tego typu sprawÄ™, to fakt - oznajmiam. - Ale oryginalne rozwiÄ…zania przybli­Å¼ajÄ… do celu. Jest, zdaje siÄ™, popularna. ZwróciÅ‚a siÄ™ naj­pierw do Kuruty, bo łączÄ… ich wiÄ™zy pochodzenia, ale sko­ro on to podjÄ…Å‚, wypadniemy bardzo źle w opinii publicz­nej, jeÅ›li bÄ™dziemy tymi, którzy odmawiajÄ…. Spotkam siÄ™ z niÄ…. Jak najszybciej.
Coś ruszyło z miejsca.
- Jutro?
- Nawet dziś po południu. Przesuń coś, jeśli trzeba...
- Do pierwszej pracujemy nad wystÄ…pieniem, szkic jest już gotowy, Tourill czeka, aż znajdzie pan czas na za­akceptowanie zaÅ‚ożeÅ„... Potem nagranie, potem ma pan dwugodzinnÄ… telekonferencjÄ™ z BrukselÄ…, potem Des Paul...
Kto to jest ten Des Paul, do licha?
- Przesuń go na inny dzień. Przyjmę Marikę L. po szesnastej w salonie na dole, chcę żeby był tam Tourill. I niech mi jak najszybciej przyśle kogoś z informacjami na jej temat.
Znam Vana. Ta mina znamionuje, że coÅ› ma ochotÄ™ po­krÄ™cić.
Ten Des Paul był już przesuwany, i to kilka razy. Może w takim razie przedłuży pan dzisiaj nieco dzień i przyjmie go po Marice?
- To aż tak pilne? Przypomnij, o co chodzi z tym Pau-lem?
- To raczej prywatne spotkanie. PaÅ„ski przyjaciel do­tarÅ‚ do mnie jakiÅ› czas temu nieoficjalnymi kanaÅ‚ami z wia­domoÅ›ciÄ…, po której kazaÅ‚ pan umieÅ›cić go w terminarzu.
No tak, Des Paul! Jeden z niezliczonych przyjaciół z mÅ‚o­doÅ›ci. OczywiÅ›cie. Ale jaka znowu wiadomość? Dziwne, naprawdÄ™ nie pamiÄ™tam.
- To było jakieś dwa tygodnie temu, twierdził, że chce pana ostrzec przed jakimś niebezpieczeństwem. Polecił mi pan wtedy znaleźć wolny termin, ale cały czas coś okazywało się pilniejsze. Chwileczkę, mogę odtworzyć tę wiadomość z zapisów...
- Mniejsza z tym. Postaram siÄ™ przyjąć go wieczorem, po mediatorze - nabieram oddechu, podkreÅ›lajÄ…c wyczer­panie wÄ…tku. Pretekst, jak zawsze. Prawdziwa zmora, by­li przyjaciele... Kiedy już docisnÄ… siÄ™ tym lub innym spo­sobem, zawsze okazuje siÄ™, że chcÄ…, by im coÅ› zaÅ‚atwić. -I niech mi jak najszybciej zbiorÄ… informacjÄ™ o tej... no...
- Marice L. - podrzuca bezbarwnym głosem Gruyer. Zapamiętałem jej imię od razu, łatwo wpada w ucho. Właściwie nawet nie wiem, dlaczego udaję, że jest inaczej.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….