- O Bo¿e! S³ysza³em o tym zwyczaju...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. Alcock gapi³ siê w le¿¹c¹ postaæ jak urzeczony, bezustannie przesuwa³ jêzykiem po spierzch³ych wargach.
- Jaki to zwyczaj? - spyta³ gor¹czkowo. - Mów prêdzej, Peter? Co za zwyczaj? Bardzo interesuj¹ mnie zwyczaje tubylców.
Shannon powtórnie odchrz¹kn¹³.
- W niektórych czêœciach Sumatry oraz na innych wyspach archipelagu krajowcy uwa¿aj¹, ¿e doros³y i dojrza³y mê¿czyzna nie powinien nigdy sypiaæ samotnie - wyjaœni³ z zak³opotaniem. Wydaje siê, i¿ nasz wioskowy dostojnik jest a¿ nazbyt uprzejmy i goœcinny.
- Zawsze interesowa³em siê zwyczajami i tradycjami ró¿nych ludów - powiedzia³ spiesznie Alcock i przest¹pi³ z nogi na nogê. Dla celów naukowych, oczywiœcie.
Porucznik artylerii ukradkiem posun¹³ siê o krok do przodu. Geoffrey Tanner szarpn¹³ siê za kudlate w³osy, wygl¹daj¹ce zza koszulki.
- By Jove! Co z tym fantem zrobiæ? - zawo³a³, a potem powoli, z podstêpnym uœmieszkiem nachyli³ siê do Alcocka: - Joe, ty jaskiniowcu, uwodzicielu! Chcia³o ci siê setek sumatrzañskich ksiê¿niczek, hê? Masz tu jedn¹, tylko nie jestem pewien, czy bêdziesz wiedzia³, jak siê zachowaæ. Doros³y mo¿e i jesteœ, ale dojrza³y chyba nie.
Peter poczu³, i¿ zarumieni³ siê pod g³ebok¹, opalenizn¹.
- K³opot w tym, ¿e odmowa skorzystania, hm, z przys³ugi, jest w tych stronach prawdziw¹ obraz¹ – szepn¹³.
Alcock wykona³ nastêpny krok naprzod.
- Nie wolno ich obra¿aæ! - zawo³a³ z g³êbokim przekonaniem. - Mogliby nas zjeœæ! Wydaæ Japoñczykom!
- I zarobiæ po dwa tysi¹ce guldenów od g³owy - dorzuci³ Alan, którego, jak i Tannera, poczê³a bawiæ fantastyczna sytuacja. - Ha, trudnno, Joe, zastapimy ciê w mod³ach do Wszechmi³osiernego, a ty zabierz sie do spraw czysto ziemskich.
- Ale przedtem poproœ, by Wszechmocny doda³ ci si³ - doradzi³ Geoffrey.
- Ja... ja... rozumiecie, nie wolno ich obra¿aæ... to rzecz zasadniczej wagi... - j¹ka³ zmieszany Alcock, ale by³ ju¿ teraz zaledwie o metr od swego celu.
Tanner niespodziewanie popchn¹³ go w plecy i porucznik Royal Artillery Corps przysiad³ na pos³aniu obok milcz¹cej i biernie wyczekuj¹cej na rozwój wypadków dziewczyny.
- By Jove! Nie mamy tutaj co robiæ - zdecydowa³ Australijczyk. - Widowisko nie w moim guœcie. ChodŸcie, chlopaki, nie przeszkadzajmy m³odej parze - zagwizda³ fa³szywie pierwsze takty weselnego marsza Mendelssohna Bartholdyego. - Przeœpimy siê pod go³ym niebem. A ty, Joe, odœpiewaj natychmiast hymn numer dziewiêæset szeœædziesi¹t siedem, zaczynaj¹cy siê od s³ów: „Dodaj mi si³, o Panie!”
Nastêpnego dnia, gdy szykowali siê do opuszczenia kam pongu, wyszed³ im na spotkanie wysoki kacyk z medalem Wilhelminy. Na widok zawstydzonego i niepewnego siebie Alcocka zachichota³ i zwróci³ siê do Shannona w mieszanym angielsko-malajskim jêzyku, u¿ytym specjalnie na czeœæ goœci, w których krajowiec bez trudu domyœli³ siê Bia³ych:
- Kobieta, ona mówiæ, twój kolega za ma³o zjeœæ gruszek mi³oœci...
ROZDZIA£ XXII
Wioska, do której dostali siê w cztery dni po mi³osnych doœwiadczeniach gor¹cokrwistego Alcocka, le¿a³a nad samym wybrze¿em, oddalona od Oosthaven zaledwie o kilka kilometrów i, jak przypuszczali Peter z Alanem, mog³a byæ w³aœnie tym miejscem, którego poszukiwali.
Podsuwali siê do niej nad wyraz ostro¿nie, ostrze¿ono ich bowiem przed Japoñczykami. Mimo, ¿e wysoki i goœcinny kacyk z poprzednicgo kam pongu dok³adnie pouczy³ ich przed odejœciem co do kierunku i wygl¹du wioski, ³atwo siê mogli pomyliæ. Rzecz zaœ by³a zasadniczej wagi, jako ¿e w³aœnie stamtad, zdaniem goœcinnego kacyka, mo¿na spróbowaæ przeprawy przez cieœninê Sunda na Jawê.
Ostateczna decyzja porzucenia myœli poszukiwania partyzantów w górach centralnej Sumatry i przeniesienia siê na Jawê powziêta zosta³a pod wp³ywem McNeilla, który twierdzi³ uparcie, ¿e przy odrobinie szczêœcia mo¿na nie tylko przedostaæ sie na Jawê, ale równie¿ kolejnymi „skokami” na nastêpne wyspy archipelagu, Bali, Lombok, Sambawa, Flores i Timor, ci¹gn¹ce siê na wschód a¿ ku pó³nocno-zachodnim wybrze¿om Australii.
- A stamt¹d - doda³ z zachwytem Tannrr - jeszcze jeden skoczek i jesteœmy w Darwin! By Jove, ale¿ siê Eileen ucieszy, gdy mnie zobaczy! A Eve i Jack poszalej¹ z radoœci. Alan, masz stuprocentow¹ racjê. Zostawmy zakichan¹ Sumatrê, walmy na Jawê. I tak przecie¿ nie wypada wracaæ, skoro mamy przed nosem morze i cieœninê.
- To s¹ pobo¿ne ¿yczenia z gatunku mod³ów Alcocka - gasi³ ich zapa³ Peler, nie oponowa³ jednak przeciw projektowi. I on wola³ ryzykowaæ mozolne i niebezpieczne przepychanie siê ku Australii ni¿ ja³owe poszukiwanie partyzantów na Sumatrze i pozostawanie z nimi do koñca wojny. W razie dotarcia do Australii gryz¹ca niepewnoœæ o „Niheriê” i los Betty zosta³aby wreszcie zlikwidowane raz na zawsze.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.