Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Ja też nie miałam pojęcia, co to znaczy.
Gospodyni patrzyła teraz na Jessie z leciuteńkim zniecierpliwieniem. Dość tych zabaw, panienko - mówił jej wzrok. - Jak czegoś nie zjesz, zrobisz się senna po pigułce. Przygotowałam ci kanapkę i podgrzewam zupę na kuchence. Zupa i kanapka - jedzenie dla dzieci, posiłek spożywany po długim ranku spędzonym na lodowisku w dniu, gdy odwołano zajęcia szkolne z powodu mrozu; posiłek spożywany z czerwonymi, szczypiącymi uszami i policzkami. Brzmiało to wspaniale, jednakże... - Jakoś wytrzymam, Meg. Meggie zmarszczyła czoło, a kąciki jej warg opadły w dół. Jessie bardzo często widywała ten wyraz twarzy w pierwszych dniach po zatrudnieniu gospodyni, gdy płaczem usiłowała wymusić na Meggie dodatkową tabletkę przeciwbólową: Megan nigdy nie uległa. Jessie miała wrażenie, że to właśnie dlatego zaangażowała niziutką Irlandkę - od razu odgadła, że nie załamuje się pod presją; w razie potrzeby potrafiła być twarda jak skała... ale dziś nie postawi na swoim. - Musisz jeść, Jess. Wyglądasz jak strach na wróble. - Tym razem posępny wzrok Meggie padł na popielniczkę pełną niedopałków. - I powinnaś także przestać palić. Zmuszę cię, żebyś przestała, dumna pięknotko - odezwał się zza grobu Gerald i Jessie zadygotała. - Jessie? Nic ci nie jest? Może to przeciąg? - Nie. Ktoś przeszedł po moim grobie, to wszystko. - Uśmiechnęła się słabo. - Bardzo dużo starych powiedzonek przychodzi nam dzisiaj do głowy, prawda? - Już wiele razy cię ostrzegano, żebyś za długo... Jessie wyciągnęła dłoń w czarnej rękawiczce i nieśmiało dotknęła lewej ręki Meggie. - Moja ręka naprawdę się goi. - Tak. Gdybyś nie pisała na komputerze po parę godzin dziennie i nie wołała o pigułkę, jak tylko mnie zobaczysz, zdrowiałabyś jeszcze szybciej, niż przewiduje doktor Magliore. Tak czy owak... - Tak czy owak, zdrowieję, a to dobrze, prawda? - Naturalnie, że dobrze. - Gospodyni popatrzyła na Jessie jak na wariatkę. - Cóż, w tej chwili próbuję wyzdrowieć w środku. Najpierw muszę napisać list do starej przyjaciółki. Obiecałam to sobie w październiku, gdy wpadłam w tę kabałę, ale jak do tej pory nic z tego nie wyszło. Dziś wreszcie zaczęłam pisać i nie ośmielę się przerwać w połowie. Mogłabym stracić odwagę. - Ale pigułka... - Chyba zdążę jeszcze dokończyć list i włożyć wydruk do koperty. Później utnę sobie długą drzemkę i zjem wczesną kolację. - Znów dotknęła prawą ręką lewej dłoni Meggie: uspokajający gest; niezręczny, a zarazem miły. - Smaczną, obfitą kolację. Meggie ciągle marszczyła brwi. - Niezdrowo rezygnować z posiłków, Jessie, i sama dobrze o tym wiesz. - Są rzeczy ważniejsze od posiłków - odparła bardzo łagodnie Jessie. - Wiesz o tym równie dobrze jak ja, prawda? Meggie znów spojrzała w stronę ekranu komputera, westchnęła i skinęła głową. Kiedy się odezwała, zabrzmiało to trochę tak, jakby chyliła czoło przed konwencją, w którą sama nie bardzo wierzyła. - Chyba tak. A nawet jeśli jest inaczej, to ty jesteś szefową. Jessie kiwnęła głową, po raz pierwszy zdając sobie sprawę, że to coś więcej niż zwykła fikcja, którą obie podtrzymują dla wygody. - Rzeczywiście, jestem szefową. Meggie znów uniosła brwi. - A gdybym przyniosła ci kanapkę i zostawiła na rogu biurka? - Zgoda! - odparła z szerokim uśmiechem Jessie. Tym razem Meggie odwzajemniła uśmiech. Kiedy po trzech minutach przyniosła kanapkę, Jessie siedziała przed ekranem, z twarzą podświetloną zielonkawym światłem, całkowicie pogrążona w tym, co powoli wystukiwała na klawiaturze. Niziutka irlandzka gospodyni w ogóle nie próbowała zachowywać się cicho - prawdopodobnie nie potrafiłaby stąpać na palcach, nawet gdyby zależało od tego jej życie - lecz Jessie i tak jej nie słyszała. Wyjęła z górnej szuflady biurka plik wycinków prasowych i zaczęła je wertować. Większości artykułów towarzyszyły fotografie mężczyzny z dziwaczną pociągłą twarzą, cofniętym podbródkiem i wypukłym czołem. Jego głęboko osadzone oczy były ciemne, okrągłe i całkowicie puste: przywodziły na myśl Dondiego, włóczęgę z komiksów, a zarazem Charlesa Masona. Pod wąskim nosem widać było grube, odęte wargi, mięsiste jak płaty owocu. Meggie stała chwilę za plecami Jessie, czekając, aż ta ją zauważy, po czym chrząknęła cicho i opuściła pokój. Jakieś trzy kwadranse później Jessie zerknęła w lewo i zauważyła tost z żółtym serem. Był już zimny, a ser stężał, lecz mimo to pochłonęła kanapkę pięcioma kęsami. Później znów spojrzała na ekran. Kursor podążył do przodu, prowadząc ją coraz głębiej w las. 36 Trochę mnie to uspokoiło, ale później pomyślałam: “Mógł się skulić na tylnym siedzeniu, więc nie widać go w lusterku”. Zdołałam się jakoś obrócić, choć byłam straszliwie słaba. Nawet najlżejsze uderzenie w rękę powodowało, że czułam się tak, jakby ktoś dźgał mnie rozgrzanym do czerwoności pogrzebaczem. Oczywiście nikogo nie zobaczyłam i próbowałam sobie wmówić, że kiedy ostatni raz go widziałam, były to tylko cienie... cienie i nadmiar wyobraźni.
|
Wątki
|