Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Bo jeśli ona w tym momencie zadzwoni?
Usiadł na krawędzi łóżka. A jeśli już nigdy więcej jej nie zobaczy? Ta myśl była nie do zniesienia. A jeśli ona nie chce zadzwonić? I dlatego go nie obudziła, wychodząc? A jeśli sprawił jej zawód? Jeśli ją stracił? Nie, to musi coś znaczyć, musi być prawdziwe. Inaczej Anna by wygrała. Jej zdrada równałaby się zemście, na którą nie zasłużył. To musi coś znaczyć! Był taki pewien, czuł się taki silny. Nagle nic już nie wiedział. Nie może zostać w domu ani chwili dłużej. Zadręczyłby się pytaniami, doprowadziłyby go do obłędu. Musi ją odnaleźć i odzyskać kontrolę nad biegiem wydarzeń. Wyjął z szafy beżowe spodnie i sweter. Powinien sobie kupić trochę nowych ubrań, tylko skąd wziąć na to pieniądze? Zastanawiał się, gdzie ona pracuje. Musi się tego dowiedzieć. Musi wiedzieć o niej wszystko. Być przy niej, dzielić jej myśli, spać z nią. Wszystko. Chciał wszystko. Pojechał metrem do Slussen i pieszo ruszył na Gamla Stan. Zegar na Katarinahissen wskazywał 21. 32. Komórkę trzymał w ręku, żeby mieć pewność, że ją usłyszy. Zatrzymał się pośrodku Jamtorget i patrzył na czerwone markizy. Tam siedziała. Wczoraj stał w tym miejscu i wtedy wszystko się zaczęło. Upłynęła zaledwie doba i wszystko wyglądało inaczej. Na stołku, na którym ją wczoraj zauważył, siedział teraz trzydziestoletni mężczyzna w garniturze, po obu jego stronach byli równie elegancko ubrani panowie. A jeśli ona jest w środku? Jeśli dzieli go od niej zaledwie trzydzieści metrów? Ruszył ku drzwiom. Przyspieszył kroku na myśl, że może za chwilę ją zobaczy. W lokalu było tłoczno. Miejsca siedzące zajęte, ścisk przy barze. Obrzucił spojrzeniem wszystkich gości. Nic. Może tam, w głębi, zwrócona do niego plecami, w czarnym swetrze... Przebił się przez tłum. W pośpiechu potrącił czyjś łokieć, rozchlapując zawartość kieliszka. Poirytowane spojrzenie. Nie przejął się tym. Z bijącym sercem dotarł pod przeciwległą ścianę. Niestety. Obca twarz. I rozczarowanie. Tyle ludzi. Nieprzyjemne uczucie. Gwar, nie rozróżniał słów, opadające i wznoszące się głosy, i muzyka w tle. Gdzie są toalety? Może tam ją znajdzie. Minął bar i zobaczył dwoje drzwi w korytarzu obok kuchni. Pierwsza toaleta była wolna. Na wszelki wypadek sprawdził, czy przypadkiem jej tam nie ma. Druga była zajęta, więc postanowił zaczekać. Usłyszał szum spuszczanej wody. Czuł na sobie jej dłoń, jak go głaszcze po biodrze i niżej... Pożądanie. Musi ją odszukać. Przekręcił się zamek w drzwiach. Zielone. Wstrzymał oddech, przymknął oczy. Wyszła pięćdziesięcioletnia kobieta. Spuścił wzrok. Gdzie ona jest? Dlaczego nie przyszła? Jeszcze raz zerknął na wyświetlacz komórki. Nic. Może powinien zostać w domu? Zaczął żałować, że tego nie zrobił, przymus był tuż-tuż, czaił się, gotowy do ataku, gdy tylko powstanie najmniejsza szczelina w pancerzu ochronnym, w który go zaopatrzyła. Popatrzył na klamkę. Przed chwilą jej dotknął. Cholera. Dotknął jeszcze raz, żeby zneutralizować, ale nie pomogło. Lulea – Hudiksvall 612, Lund – Karlskrona 190. Kurwa mać. Gdzie ona jest? Spojrzał w kierunku baru. Ile tam może być kroków? Musi się napić piwa, czegokolwiek, żeby to stłumić. Nie było wolnych miejsc, ani siedzących, ani stojących. Kawałek dalej przesadnie ożywiony mężczyzna w średnim wieku usiłował nakłonić barmana, żeby mu podał jeszcze jedno piwo. Kiedy usłyszał odmowę, zerwał się ze stołka, który z hukiem runął na podłogę. Nagły hałas uciął rozmowy. Muzyka przeważyła. Spojrzenia. Barman wziął pusty kufel.
|
Wątki
|