— Sir Brian Neville-Smythe...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

— Nigdy nie słyszałem o tobie — burknął wilk.
— Mój ród — rzekł twardo sir Brian — jest młodszą gałęzią Neville’ow. Zie-
mie nasze ciągną się od Wyvenstock do rzeki Lea na północy.
— Nie znam tam nikogo — zgrzytnął Aragh. — Co robisz w moich lasach?
— Przejeżdżam przez nie w drodze do Maivern, szlachetny wilku.
— Nazywaj mnie Araghem, gdy mówisz do mnie, człowieku.
— Więc ty zwij mnie sir Brianem, szlachetny wilku!
Górna warga Aragha zaczęła odsłaniać lśniące zęby.
— Czekaj — pospiesznie rzekł Jim.
Aragh zwrócił się do niego, warga nieco opadła.
— Ten sir Brian jest z tobą, Gorbash?
— Jesteśmy towarzyszami. I teraz to ja nie całkiem jestem Gorbashem. Wi-
dzisz. . . — Jim, pomimo omdlałego gardła, spiesznie próbował wyjaśnić sytuację, która przywiodła jego i Briana w to miejsce.
— Hmmm! — zawarczał Aragh, gdy Jim skończył. — Wszystko to wielka
bzdura. Zawsze, gdy za coś się zabierałeś, wplątywałeś się w siedem różnych
spraw. Skoro jednak sir Brian zobowiązał się walczyć wraz z tobą, myślę, że mogę 60
się z nim pogodzić.
Odwrócił się do Briana.
— Ciebie — rzekł — czynię odpowiedzialnym za opiekę nad Gorbashem. Nie
jest zbyt bystry, ale to mój przyjaciel od wielu lat. . .
Coś rozjaśniło się w głowie Jima. Ten Aragh jest na pewno tak niechętnie
wspominanym przez Smrgola wilkiem, z którym Gorbash związał się w młodości.
— . . . i nie chcę, by go pożarły piaszczomroki czy coś innego. Słyszysz mnie?
— Zapewniam cię. . . — wyniośle zaczął Brian.
— Nie zapewniaj. Po prostu czyń tak! — kłapnął Aragh.
— A co do piaszczomroków — Jim w pośpiechu raz jeszcze próbował zapo-
biec wiszącej w powietrzu scysji między Brianem i Araghem — to już nas prawie
miały. Czy ich głos nie działa na ciebie?
— A dlaczego miałby? — rzekł Aragh. — Jestem angielskim wilkiem. Ni-
gdy nie przyłapiesz mnie myślącego o dwóch rzeczach naraz. Piaszczomroki są
mieszkańcami wybrzeża. Zobaczą, co się z nimi stanie, gdy jeszcze raz zdybię je w moich lasach.
Warknął cicho, jakby do siebie.
— Chciałeś powiedzieć — Brian zdjął hełm i patrzył na wilka z pewnym zdu-
mieniem — że możesz słuchać tego pisku i nie trwoży cię to?
— Ile razy mam to mówić? — mruknął Aragh. — Gdybym siedział bezczyn-
nie jak niektórzy i tylko słuchał, to mógłbym zauważyć ten hałas, jaki czyniły. Ale w chwili, gdy usłyszałem je, rzekłem sobie: „Ta zgraja musi się stad wynieść”. I to wszystko, o czym myślałem, zanim uciekły.
Oblizał wargi swym długim językiem.
— Wszystkie, poza czterema — powiedział. — Nie nadają się do jedzenia,
oczywiście. Ale pięknie skowyczą, gdy łamie się im karki. Te ich głosy dobrze
słyszałem, nie bójcie się!
Usiadł na podwiniętych łapach i obwąchał ognisko:
— Świat schodzi na psy — zamruczał. — Tylko niewielu z nas nie straciło
jeszcze rozsądku. Czarodzieje, Ciemne Moce, cała ta bzdura. W starym, dobrym
stylu skręć kilka karków, rozszarp kilka gardeł i zobaczymy, jak długo te piaszczomroki i im podobne będą działać. Ciekawe, ile zamieszania Ciemne Moce
będą w stanie narobić po kilku takich lekcjach udzielonych ich sługom!
— Jak długo znasz sir Jamesa? — spytał Brian.
— Sir Jamesa? Sir Jamesa? To jest Gorbash, jeśli o mnie chodzi — wark-
nął Aragh. — Zawsze był Gorbashem i zawsze będzie Gorbashem, pomimo tych
nonsensów z czarami i wcieleniami. Nie wierzę, że można być kimś jednego dnia, a drugiego kimś zupełnie innym. Mów, co chcesz, ale dla mnie to jest Gorbash.
Od dwudziestu lat, jeśli chcesz wiedzieć. Czyż nie mówiłem, że od dwudziestu
lat? Po co ci to?
— Ponieważ, mój drogi. . .
61
— Nie jestem twoim drogim. Nie jestem niczyim drogim. Jestem angielskim wilkiem i lepiej, żebyś o tym nie zapominał.
— Dobrze więc, szlachetny wilku. . .
— Tak nieco lepiej. . .
— Skoro nie popierasz poszukiwań, które prowadzimy z sir Jamesem, i skoro
już świta na dobre, pozostaje mi jedynie podziękować ci za twą pomoc w starciu z piaszczomrokami. . .
— Pomoc!
— Nazywaj to, jak chcesz. Jak mówiłem. . . — Brian z powrotem włożył hełm,
wziął siodło i podszedł do konia — pozostaje ci podziękować, pożegnać się i kontynuować naszą drogę do Zamku Malvern. Ruszajmy, sir Jamesie. . .
— Zaczekaj! — zawarczał Aragh. — Gorbash, jak myślisz, co w ogóle możesz
zdziałać przeciw Ciemnym Mocom?
— No. . . wszystko, co muszę — odpowiedział Jim.
— Oczywiście — mruknął wilk. — A co będzie, jeśli znów wyślą przeciw
wam piaszczomroki?
— No. . .
— Tak myślałem — rzekł Aragh z gorzką satysfakcją. — Wszystko na mojej
głowie, jak zwykle. Poniechaj tego, Gorbash. Skończ z tym głupim przeświad-
czeniem, że masz w sobie ludzki umysł i znów bądź zwykłym, prostodusznym
smokiem.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.