Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— ByÅ‚ różowy w Å›rodku. ChciaÅ‚bym zapytać, czy…
— Nie mógÅ‚ być różowy — wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ Roger, zbywajÄ…c Kima gestem rÄ™ki. — To wykluczone. Przepraszam, ale muszÄ™ wracać do pracy. ZamierzaÅ‚ odwrócić siÄ™ od kasy, gdy Kim chwyciÅ‚ go peÅ‚nÄ… garÅ›ciÄ… za firmowÄ… koszulÄ™. Silnymi ramionami wyciÄ…gnÄ…Å‚ przestraszonego kierownika zza kontuaru tak, że twarz tamtego znalazÅ‚a siÄ™ o parÄ™ cali od jego twarzy. Natychmiast też zaczęła sinieć. Å»elazny uÅ›cisk Kima wstrzymywaÅ‚ przepÅ‚yw krwi w szyi Rogera. 110 — Nie zaszkodziÅ‚oby trochÄ™ skruchy — syknÄ…Å‚ Kim. — Standardowa gadka to stanowczo za maÅ‚o. Roger wycharczaÅ‚ coÅ› niezrozumiale, walczÄ…c bezskutecznie z zaciÅ›niÄ™tymi palcami Kima. Kim brutalnie odepchnÄ…Å‚ Rogera od kontuaru i pozwoliÅ‚ mu upaść na podÅ‚ogÄ™. Kasjerki, personel kuchenny i czekajÄ…cy w kolejkach ludzie wstrzymali gÅ‚oÅ›no oddech, ale wstrzÄ…Å›niÄ™ci tkwili nieruchomo w miejscu. Kim obszedÅ‚ kontuar, żeby pomówić bezpoÅ›rednio z szefem kuchni. Roger pozbieraÅ‚ siÄ™ na nogi, a widzÄ…c, że Kim zmierza do kuchni, próbowaÅ‚ go zatrzymać. — Tam nie wolno — wyjÄ…kaÅ‚ sÅ‚abo. — WstÄ™p tylko dla pracowników… Kim nie daÅ‚ mu dokoÅ„czyć. Po prostu zmiótÅ‚ go z drogi, rzucajÄ…c o kontuar. Roger wpadÅ‚ na plastikowÄ… maszynÄ™ do soków, która roztrzaskaÅ‚a siÄ™ na kafelkach. Sok chlusnÄ…Å‚ szerokim Å‚ukiem na podÅ‚ogÄ™. Najbliżej stojÄ…cy ludzie odskoczyli. W restauracji znowu zapadÅ‚a cisza. Kilku konsumentów pospiesznie wyszÅ‚o, zabierajÄ…c ze sobÄ… jedzenie. — Wezwać policjÄ™! — zaskrzeczaÅ‚ Roger, ponownie podnoszÄ…c siÄ™ na nogi. Kim szedÅ‚ dalej wzdÅ‚uż wewnÄ™trznego bloku, aż natknÄ…Å‚ siÄ™ na mizernÄ… postać Paula. Kim zobaczyÅ‚ wysuszonÄ… skórÄ™ na jego twarzy i tatuaż na ramieniu i zastanowiÅ‚ siÄ™, czy tamten rzeczywiÅ›cie dba o higienÄ™ osobistÄ…. Podobnie jak inni, Paul nie poruszyÅ‚ siÄ™ od chwili, gdy Kim rÄ…bnÄ…Å‚ pięściÄ… w blat. Na ruszcie przed nim przypalaÅ‚o siÄ™ kilka hamburgerów. — Moja córka tydzieÅ„ temu, mniej wiÄ™cej o tej porze, zjadÅ‚a tu surowego hamburgera — zagrzmiaÅ‚ Kim. — ChcÄ™ wiedzieć, jak mogÅ‚o do tego dojść. Roger zbliżyÅ‚ siÄ™ z tyÅ‚u do Kima i klepnÄ…Å‚ go w ramiÄ™. — Musi pan stÄ…d wyjść — powiedziaÅ‚. Kim odwróciÅ‚ siÄ™. MiaÅ‚ już dosyć natrÄ™tnego kierownika. Roger cofnÄ…Å‚ siÄ™ rozsÄ…dnie o krok i podniósÅ‚ obie rÄ™ce do góry. — Okay, okay — wymamrotaÅ‚. Kim znów obróciÅ‚ siÄ™ do Paula. — No wiÄ™c? — spytaÅ‚. — Nie wiem — odparÅ‚ Paul. WidziaÅ‚ kiedyÅ› ludzi, którzy zwariowali na platformach wiert-niczych, teraz bÅ‚ysk w oczach Kima przypomniaÅ‚ mu ich. — Gadaj — warknÄ…Å‚ Kim. — Pewnie pracowaÅ‚eÅ› wtedy w kuchni. Musisz coÅ› wiedzieć. — Roger mówiÅ‚ prawdÄ™ — potwierdziÅ‚ Paul. — Hamburger nie mógÅ‚ być surowy. Wszystkie hamburgery sÄ… u mnie dobrze wypieczone. To podstawowa zasada. — Ludzie, wy naprawdÄ™ zaczynacie mnie wkurzać — warknÄ…Å‚ Kim. — MówiÄ™ ci, że hamburger byÅ‚ surowy. WidziaÅ‚em to na wÅ‚asne oczy. ByÅ‚em tu z mojÄ… córkÄ…. — Ale ja wszystkie smażę tak samo — powiedziaÅ‚ Paul. WskazaÅ‚ swojÄ… Å‚opatkÄ… na przypie-kajÄ…ce siÄ™ na ruszcie kotleciki. 111 Kim chwyciÅ‚ jeden z kilku przygotowanych hamburgerów, które Paul poÅ‚ożyÅ‚ na półce nad rusztem, tak aby Roger umieÅ›ciÅ‚ je na tackach z zamówionymi posiÅ‚kami. Kim bezceremonialnie przeÅ‚amaÅ‚ hamburgera na pół i przyjrzaÅ‚ siÄ™ wnÄ™trzu kotlecika. ByÅ‚o starannie dopieczone. PowtórzyÅ‚ to jeszcze trzy razy, przeÅ‚amane hamburgery odrzucaÅ‚ z powrotem na talerzyki. — Widzi pan — odezwaÅ‚ siÄ™ Roger. — Wszystkie sÄ… usmażone jak trzeba. Teraz, jeÅ›li wyjdzie pan z kuchni, bÄ™dziemy mogli porozmawiać sobie spokojniej. — Przypiekamy je nawet w wyższej temperaturze niż ta, którÄ… zaleca Organizacja Å»ywno- Å›ci i Lekarstw — wyjaÅ›niÅ‚ Paul. — SkÄ…d wiecie, jaka temperatura jest wewnÄ…trz? — zapytaÅ‚ Kim. — Mamy specjalny termometr z piÄ™cioma zÄ™bami — odparÅ‚ Roger. — Mierzymy temperaturÄ™ na chybiÅ‚ trafiÅ‚, parÄ™ razy dziennie, i zawsze jest taka sama: prawie osiemdziesiÄ…t stopni Celsjusza. Paul odÅ‚ożyÅ‚ Å‚opatkÄ™ i otworzyÅ‚ blaszanÄ… szufladÄ™ pod rusztem. WyjÄ…Å‚ stamtÄ…d termometr i pokazaÅ‚ go Kimowi. Kim zlekceważyÅ‚ go. WziÄ…Å‚ kolejnego hamburgera i zÅ‚amaÅ‚ go. ByÅ‚ równie dobrze usmażony jak poprzednie. — Gdzie trzymacie miÄ™so przed przyrzÄ…dzeniem? Paul odwróciÅ‚ siÄ™ i otworzyÅ‚ lodówkÄ™. Kim pochyliÅ‚ siÄ™ i zajrzaÅ‚ do Å›rodka. DomyÅ›laÅ‚ siÄ™, że patrzy jedynie na część zapasu miÄ™sa. — A gdzie reszta? — W chÅ‚odni — rzekÅ‚ Paul. — Pokażcie mi! Paul spojrzaÅ‚ na Rogera. — Nie ma mowy — odezwaÅ‚ siÄ™ Roger. — WstÄ™p do chÅ‚odni jest wzbroniony osobom nie upoważnionym. Kim oburÄ…cz pchnÄ…Å‚ Paula w piersi, tak że tamten siÄ™ zachwiaÅ‚. Paul odwróciÅ‚ siÄ™ i skierowaÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ zaplecza. Kim ruszyÅ‚ za nim. — Zabraniam panu — powiedziaÅ‚ Roger. DogoniÅ‚ Kima i pociÄ…gnÄ…Å‚ go za ramiÄ™. — Tylko pracownikom wolno wchodzić do chÅ‚odni. Kim spróbowaÅ‚ strzÄ…snąć rÄ™kÄ™ Rogera, ale ten nadal go trzymaÅ‚. RozzÅ‚oszczony Kim zdzieliÅ‚ kierownika na odlew w twarz ze znacznie wiÄ™kszÄ… siÅ‚Ä…, niż zamierzaÅ‚. GÅ‚owa Rogera odskoczy- Å‚a, a kierownik z rozciÄ™tÄ… górnÄ… wargÄ… ponownie upadÅ‚ na podÅ‚ogÄ™. Nie spojrzawszy nawet na niego, Kim poszedÅ‚ za Paulem, który wÅ‚aÅ›nie otwieraÅ‚ drzwi chÅ‚odni.
|
WÄ…tki
|